Go to content

Lekarstwo, którego wszyscy potrzebujemy – czy umiemy jeszcze się zachwycać?

To  niekończąca się, niewdzięczna praca. Czasami można by pomyśleć, że napędzamy ogromną maszynę, która tak czy inaczej w końcu nas pochłonie. Jesteśmy zmęczeni. Jesteśmy na wskroś zmęczonymi ludźmi, którzy już nie czują się na świecie jak u siebie w domu. Nie widzimy innej drogi.

Tymczasem gdzieś na obrzeżach świadomości wyczuwamy pewną pustkę. Trudno ją nazwać, ale ma ona w sobie coś z lęku ogarniającego w środku nocy, coś dręczącego. To poczucie utraty sensu, które trudno nawet uchwycić. Odzywa się w chwilach, gdy nie potrafimy płynąć pod prąd konsumpcjonizmu. Gdy korzystanie ze smartfona przypomina uzależnienie. Gdy dociera do nas, że prowadzimy życie w warunkach sterowanych klimatyzacją i  wcale nie mamy ochoty poczuć, jaka jest pogoda na zewnątrz.

Są to zwykłe, codzienne przejawy pustki. Najdotkliwiej odczuwamy ją jednak w chwilach, gdy chcąc wyrazić głęboki żal, znajdujemy jedynie pozbawione znaczenia frazesy. Gdy pragniemy podzielić się najmroczniejszymi fragmentami siebie, ale nie ma nikogo, kto byłby gotów zanurzyć się z nami w ten mrok. Coś utraciliśmy, coś zniknęło ze zbiorowej pamięci: wspólnota doświadczeń, która łączyła ludzkość od jej zarania. Zarzuciliśmy rytuały przejścia przeprowadzające nas od narodzin po śmierć, a przez to znaczna część ludzkiego doświadczenia pozostaje niewypowiedziana. Tak czy inaczej musimy stawić im czoła, robimy to jednak w odosobnieniu, w milczeniu, z rozmysłem izolując się od przyjaciół i sąsiadów, którzy przechodzą to samo. Trwając w tej ciszy, tracimy wieki mądrości, poczucie wielopokoleniowej wspólnoty. Otoczeni nieustanną paplaniną, cierpimy na przewlekłą samotność.

Coraz mocniej odczuwam, że brakuje mi jakiejś części siebie, tej, która potrafi dotrzymać kroku stale zachodzącym dramatycznym zmianom; która potrafi przewidzieć je, przeżyć i zintegrować z sobą, a nie jedynie zarządzać nimi. Z wiekiem ten brak staje się coraz bardziej dotkliwy. Rodzi się we mnie tęsknota, którą dopiero zaczynam rozumieć, pragnienie transcendentalnych doświadczeń, głębi, nadania sensu. Nie tylko świat musi się zmienić – również ja muszę przejść przemianę. Chcę złagodnieć, wyjść poza sztywne ramy empirycznego poznania, odnaleźć w sobie elastyczność. Potrzebuję dotrzeć do czegoś, co poeta John Keats nazwał „zdolnością negatywną”, do subtelnego i intuicyjnego sposobu myślenia, który pozwala wytrwać w „niepewności, tajemnicy, wątpliwościach bez irytującego zwyczaju sięgania po fakty i rozumowanie”. Nieuchwytna magia świata przynosi ukojenie, ale ja nie potrafię jej przyjąć.

Utraciłam ważny element rozumienia, wbudowaną w naszą naturę wrażliwość. Bez niej rzeczywistość przypomina wodę z kranu zostawioną na noc w szklance, zwietrzałą i naszpikowaną chemikaliami, pozbawioną życia. Czuję się jak piorun, który potrzebuje uziemienia. Jestem niespokojna, w moim ciele drga nierozładowany potencjał energetyczny, pozbawiony punktu styczności, momentu wyładowania. Energia kumuluje się we mnie, wzbiera niczym burza, która nie chce nadejść. Trudno mi nawet opisać to wszechogarniające, nerwowe wrażenie, że ślizgam się po gładkiej powierzchni rzeczy z obawy, co czai się pod spodem. Chciałabym nauczyć się iść przez życie w lepszy sposób. Chciałabym znów doznać oczarowania.

Oczarowanie to małe cuda powiększone przez ich znaczenie, fascynacja pochwycona w sieć baśni i wspomnień. Składa się z  niewielkich, wręcz homeopatycznych dawek podziwu: śladowych ilości zachwytu, które można odnaleźć tylko wtedy, gdy ich poszukamy. To  poczucie, że łączy nas z  innymi fragmentami rzeczywistości nieprzerwana nić istnienia i że w tym połączeniu ukryta jest pewna moc, majacząca na skraju naszej świadomości. To zapomniane spoiwo ziemskiego życia, nieuchwytna cząstka wiążąca zmienną substancję: umiejętność dostrzegania magii w sprawach codziennych, wchłaniania jej przez nasze umysły i ciała, karmienia się nią.

Bez niej brakuje mi podstawowego składnika odżywczego, minerału rodzącego się tylko w tej ziemi, którą mogę nazwać swoją.

Powyższy fragment pochodzi z książki „Oczarowanie” Katherine May. To nowa książka autorki bestsellerowego Zimowania, kojąca opowieść o tym, jak odzyskać dziecięcy zachwyt, o tęsknocie za powrotem do siebie, potrzebie zauważania i doświadczania świata wszystkimi zmysłami.