Go to content

Kuguarzyce, czyli „starsze panie” polują na… młodszych

Fot. iStock / Eva-Katalin

Nie, nie ma w tym absolutnie nic złego ani niewłaściwego. Kto mógłby tak pomyśleć? Chyba tylko ten, kto nie przeżył miłości, namiętności, ten, kto nigdy nie pragnął kochać i być kochanym. Miłość, seks to życie. Kto nie kocha, kto się nie kocha, ten nie żyje. Dlaczego odmawiać komuś prawa do życia, jego pełnią, kiedy serce wciąż wyrywa się do czułości, bliskości?

Że różnica wieku? A kogo to tak naprawdę szokuje? Kiedy mężczyźni po 50-tce, a nawet starsi, wiążą się z kobietami młodszymi o kilka dekad, nikogo to nie dziwi. „Tak już jest, takie prawo natury”. Najwyżej oberwie się tej młodszej, że „poleciała na kasę”. Bo przecież to niemożliwe, żeby pociągał ją starszy, przystojny, ustabilizowany życiowo i materialnie facet, z rozsądnym podejściem do życia, prawda? Lepiej spotykać się z rozedrganym emocjonalnie rówieśnikiem, który w łóżku myśli jedynie o sobie, a właściwie to raczej o tym, by jak najszybciej zasnąć.

Jeśli kobieta po 50 – tce spotyka się z dużo młodszym (przynajmniej o dwadzieścia lat) mężczyzną, publiczny pręgierz jej nie ominie. Komentarze są różne, od ironicznych podśmiewajek („nie wyszalała się za młodu, to teraz bierze się za młodszych, he he”), po jasne instrukcje („idź się babo pomódl do kościoła, to ci głupoty z głowy wybije”).

Z resztą, nie ma co się przejmować tym, co kto sobie pomyśli. Bo tak skrycie i tak wszyscy zazdroszczą. Czego? Poczucia, że wszystko można. Że są sprawy i emocje ponadczasowe. I takie, które docenia się dopiero z wiekiem. Na przykład dobry seks.

Jola skończyła 55 lat, od 15 lat jest rozwódką. Sama wychowała syna, mąż zostawił ją dla swojej wspólniczki z pracy. Dużo młodszej wspólniczki, sprecyzujmy. Swoich partnerów poznaje głównie na wyjazdach i wcale o to nie trudno. Zazwyczaj zagadują ją sami, a ona decyduje, czy znajomość „zgłębić”, czy nie.

Najlepszą, taką, która trwa do dziś, nawiązała w pociągu relacji Kraków – Zakopane. Student z plecakiem, który jechał pochodzić po górach. Przegadali trzy godziny, na stacji podali sobie ręce. A potem spotkali się na jakimś szlaku. Wrócili z niego razem. Grzane wino, gwiazdy, seks w jej pokoju. Zaskakująco uważny, bo jemu zależało, żeby było dobrze, najlepiej. A rano wspólna kawa w dwóch kubkach. Dzwonią do siebie, czasem się spotykają. Żadnych zobowiązań, po prostu seks. Jola ma do niego słabość, więc trzyma go trochę na dystans. Niedobrze byłoby się teraz zakochać, bo wiadomo, na dłuższą metę, nic z tego nie będzie.

Syn Joli ma 20 lat i jest niewiele młodszy od mężczyzn, z którymi spotyka się jego mama. Czy o tych spotkaniach wie? Nie, mama trzyma go z daleka od „swoich spraw”. Raczej trudno byłoby mu to zaakceptować.  Jasne, chciałby, żeby „ułożyła sobie życie”. Tylko, że Jola sobie układać życia nie chce. Chce emocji, namiętności. Nie szuka niczego „na stałe”. Oczywiście, jeśli się zakocha, jeśli będzie pewna, to może, kiedyś… Emocjonalnie Jola stara się za bardzo nie angażować. Ale zdarzyło się, że jej partner (tak Jola mówi o mężczyznach, z którymi się spotka) zaangażował się za bardzo. Po dwóch miesiącach regularnego seksu przyniósł pierścionek zaręczynowy. Miał 24 lata. Jola stwierdziła, że to akurat tyle, by w miarę lekko znieść rozstanie i zerwała znajomość.

Raz, w klubie usłyszała, jak ktoś powiedział o niej: „starsza pani”. Najpierw zabolało („To naprawdę o mnie?”), a potem rozbawiło. I Jola poszła dalej tańczyć, wśród młodych. Nie wygląda na „starszą panią”. Nosi świetne dżinsy, markowe podkoszulki, a zmarszczki (wcale nie ma ich tak wiele) ukrywa pod grzywką. No i ma fantastyczną figurę, bo uprawia fitness.

Czy nie myśli, że mężczyźni, z którymi się spotyka „lecą” na jej pieniądze? Nawet jeśli tak, wcale jej to nie przeszkadza. Po to pracowała całe życie, żeby teraz z tego korzystać. Wcale nie czuje, że „kupuje sobie” zainteresowanie. Jest piękna, silna, pewna siebie. To działa na młodszych mężczyzn. I ona z tego korzysta. Poza tym nie robi dramatów, nie pili do ślubu, nie płacze facetom w mankiet. Jest „równą” partnerką do takiego niezobowiązującego „bycia razem”. Bycia i nie bycia – jak sama mówi.

Z Jolą na wakacje wyjeżdża czasem Ewa, która jest sama od 7 lat. Jej mąż umarł po ciężkiej chorobie. Seksu Ewa nie uprawiała przez 10 lat, a potem stwierdziła, że najwyższa pora pomyśleć o sobie. Nie ukrywa, że z młodszymi mężczyznami spotyka się dla fizycznej bliskości. Dla seksu, takiego, którego nigdy nie miała z mężem i takiego, na którego już nie stać jej rówieśników. Bo im się po prostu nie chce. Bo oni są już na to zbyt „wygodni”, mają inne potrzeby. Ona pragnie spontaniczności, oni ciepłych kapci. Różnica wieku? Jasne, że ją widać. No nie może inaczej być, kiedy skończyłaś 59 lat, a obok ciebie stoi trzydziestolatek. Ale Ewa twierdzi, że ma szczęście do ludzi. Spotyka tych, którzy widzą więcej, niż to, co na zewnątrz.

Przyjaciółki Joli i Ewy popierają ich związki. I mówią, że gdyby nie mąż, same chętnie rozejrzałyby się za kimś młodszym. A może brak im odwagi?