Go to content

Kindze nie życzy już źle. Wie, że los jest sprawiedliwy i że kiedyś ukarze byłą przyjaciółkę

szczęśliwa i uśmiechnięta kobieta
fot. Matheus Bertelli/Pexels

Dziś Ewa wstała szybko. Prysznic, makijaż, biały T-shirt, jeansy, trampki i marynarka. Uwielbiała maj. Było ciepło, ale nie gorąco. Wczesny ranek. Aż się chciało żyć. Do pracy poszła pieszo. Szkoda by było brać auto w taką pogodę. Zresztą nie ma auta. Samochód musiała sprzedać, by spłacić długi. Rok temu o tej porze zawalił się jej świat. Dwie najbliższe osoby ją oszukały. Jedną z nich straciła nawet na zawsze. Drugiej nie chce znać, choć Kinga była jest bliska niczym siostra.

Poznały się na kursach florystycznych. Kochały kwiaty, obie miały dryg do tworzenia pięknych kompozycji. Ich historie były podobne. Zrezygnowały z pracy, Ewa ze szkoły, Kinga z korporacji, by zacząć robić w życiu to, co kochają najbardziej. Szybko się zaprzyjaźniły. Różnica siedmiu lat kompletnie im nie przeszkadzała. Rozumiały się bez słów i od razu było wiadome, że kwiaciarnię założą wspólną. „Amarylis” szybko zdobył uznanie nie tylko klientów z osiedla. Wieść szybko się rozniosła, że dziewczyny robią kwiatowe cuda. Dekorowały więc śluby, komunie, urodziny, wszelkie ważne okazje.

Sześćdziesiątkę ojca Ewy także ozdobiły wspólnie. To wtedy Kinga przeszła z jubilatem Krzysztofem na ty. Dobrze im się rozmawiało. Ojciec Ewy nie wyglądał na swój wiek. Wdowiec od lat dużo pracował i ćwiczył, by zapełnić pustkę po ukochanej żonie. Nigdy by nie przypuszczał, że krótko przed emeryturą zakocha się jak sztubak w przyjaciółce swojej córki. A tak się właśnie stało. Atrakcyjna Kinga sprawiła, że poczuł się młodziej i miał apetyt na życie. Ewa, początkowo zaskoczona uznała, że tata jest dorosły i sam może decydować z kim się spotyka. W sumie to nawet dobrze, że nie był sam. Kinga była co prawda piętnaście lat młodsza, ale sprawiała wrażenie zakochanej nie mniej niż sam Krzysztof.

No cóż, życie przecież pisze różne scenariusze, a wiek nie powinien być przeszkodą, jeśli się naprawdę kocha. I nie był. Dla Krzysztofa na pewno. Zatracił się w relacji z Kingą. Zresztą ona sama też wydawała się unosić kilka centymetrów nad ziemią z tej miłości. Czasami nawet zapominała o zrobieniu zamówienia czy nawet o swoim dyżurze w kwiaciarni. Wtedy to Ewa
ratowała ją z opresji. Mogła na to sobie pozwolić. Jej córka była już w liceum, a były mąż nie utrudniał życia. Nawet ją czasami wspierał. Dlatego gdy pewnego dnia Kinga nie pojawiła się znowu w „Amarylisie”, Ewa nie podejrzewała niczego złego. Może przyjaciółka znów spędziła romantyczny wieczór z jej ojcem? Jednak gdy zdenerwowany Krzysztof zadzwonił kolejnego dnia martwiąc się, że Kinga milczy, przelękła się nie na żarty. Podejrzewali wypadek, nagłą utratę pieniędzy, problemy zdrowotne. Wszystko, ale nie jakiś przekręt.

Po kilkunastu dniach, kiedy zaangażowali w poszukiwania policję prawda okazała się być brutalna. Kinga, a tak naprawdę Marlena, zniknęła. Była poszukiwana za oszustwa finansowe. W tajemnicy przed Ewą, podrobiwszy jej podpis wzięła kredyt na rozwój kwiaciarni. Z konta Krzysztofa również wypłaciła niezłą sumę. Musiała znaleźć jego notes z loginami i hasłami.
Zniknęła z dnia na dzień bez słowa. Ewa nie mogła w to uwierzyć. Jej ojciec także. Nagle zaczęli odzywać się klienci od których Kinga pobrała zaliczki, a zleceń nigdy nie zrealizowała. Wszystko spadło na Ewę. Wieść o kwiaciarni, która nie wywiązuje się z umów rozeszła się szybko. To był jakiś koszmar.

W międzyczasie Krzysztof bardzo podupadł na zdrowiu. Załamał się, że tak łatwo dał się oszukać. Nie był w stanie wesprzeć finansowo córki. Ewa sprzedała więc auto i przeprowadziła się do małego mieszkania, by być w stanie spłacić długi Kingi. Gdy Krzysztof zmarł na zawał, Ewa straciła na jakiś czas nadzieję na lepsze jutro. Jej najlepsza przyjaciółka zabrała jej marzenia i skrzywdziła ojca, który nerwowo nie wytrzymał całej tej sytuacji. Otarła się o depresję. Nie jadła, nie piła, całe dnie leżała na kanapie. Tu z pomocą przyszła jej nastoletnia córka, która wyciągała ją do kwiaciarni siłą, a po lekcjach i w weekendy pracowała z matką, by „Amarylis” odzyskał dobre imię i by znów zaczął zarabiać. Pewnie gdyby nie Maja, Ewa nie poradziłaby sobie ze śmiercią taty i długami. Kilka miesięcy spłacała zaległości finansowe. W nowym mieszkaniu z córką, choć początki były trudne i smutne, jakoś się odnalazły. Skupiły się na zadaniach do spełnienia kolejnego dnia.

Dziś, gdy policja nadal nie znalazła Kingi, która najprawdopodobniej uciekła z kraju gdzieś za granicę, Ewa stara się już o niej nie myśleć. Przestała sobie wyrzucać, że zapoznała ją z tatą i im kibicowała. Tak doradził jej psychoterapeuta. Gdy traci się bliską osobę, odzyskanie spokoju wewnętrznego jest szalenie trudne. Ewa robi postępy, uwierzyła, że może wygrzebać
się z długów. Zresztą już prawie je spłaciła. Zaczęła się uśmiechać, klienci wracają, uwierzyli, że padła ofiara oszustki. Ona sama śpi spokojniej i z radością idzie do pracy. Nie boi się już odbierać telefonów ani otwierać pism poleconych. Kindze nie życzy już źle. Wie, że los jest sprawiedliwy i że kiedyś ukarze byłą przyjaciółkę. Surowo. Bo przecież karma wraca.

Zawsze.