Go to content

Kiedy mnie już nie będzie… „Na zmartwienia dobra jest też miłość. Nie czekaj z tym długo, po co czekać na szczęście?”

Fot. iStock / Yulia Popkova

Kiedy ponad trzy lata temu moja bliska znajoma zachorowała nieuleczalnie, rozpoczęliśmy – my, jej przyjaciele i Marcin, mąż Kasi – smutne zajęcia z życia, zakończone trudnym do zaliczenia testem z emocji.

Dziwne i okropne było to uczucie: patrzeć na nią, młodą i silną swoim przekonaniem, że to się przecież nie może tak po prostu skończyć, a jednocześnie wiedzieć, że tym razem cud się nie wydarzy. Chyba na ten cud właśnie czekaliśmy do końca, bo to jej uśmiech, nawet ten wykrzywiony cierpieniem fizycznym łudził nas i kazał wierzyć, że ktoś kto się tak uśmiecha, umrzeć nie może. Nadzieje okazały się iluzją, Kasia odeszła od nas pewnego kwietniowego poranka, dwa lata temu. Odeszła – tak zawsze mówi o Kasi jej mąż, bo w tych słowach brzmi nadzieja, że Kasia wróci. Umrzeć to co innego. Umieranie to ostateczność. A dla niego jej brak wciąż nie jest „ostateczny”.

Kasia zostawiła Marcinowi list. Listy pisywała do nas często, zwłaszcza w ostatnich miesiącach przed śmiercią. Mówiła, że pomagają jej one „wszystko uporządkować”.  Takie straszne wydawało mi się wówczas to kasine „porządkowanie rzeczywistości”. List do Marcina, za jego zgodą i na jej życzenie, by „ktoś się jeszcze nad tym zatrzymał, zanim odejdzie od kogoś drugiego, niekoniecznie na zawsze, ale może za kimś innym” cytuję niżej, trochę z pamięci, jak dowód miłości kobiety do mężczyzny. Miłości ponad umieranie.

Kochany Mężu,

Więc mnie już nie ma. To znaczy jeszcze jestem, ale i ja wiem i ty dobrze wiesz, że już za chwilę rozpłynę się gdzieś, zostanę twoim wspomnieniem, może głosem w twojej głowie, albo obrazem przed oczami. Ja wiem, co teraz pomyślisz, dlatego nie poproszę „ nie zapominaj”. Poproszę: pamiętaj to, co piękne, dobre. Nasze pierwsze wakacje w Zakopanym i mój pierwszy zjazd na desce snowboardowej w pingwinki. Śmiałeś się wtedy, że czapka zsunęła mi się na oczy, a ja tak się bałam, że nie ośmieliłam się jej poprawić. Pamiętaj, że dobre życie składa się z pięknych wspomnień.

Słyszę już jak mówisz to swoje „Ale nie mów do mnie jak do dziecka”…  „Jak to dobrze – szeptała wczoraj twoja mama, bojąc się, że usłyszę – że oni nie mieli dzieci”… Widzisz, to kolejny dowód na to, że jestem już bardziej czasem przeszłym 🙂 . Ale nadal nie wiem czy to dobrze, że nie mieliśmy dzieci. Kiedy umiera matka, wszyscy dzieci żałują. Jednak (wiem to egoistyczne) nasze dziecko byłoby przecież jakąś cząstką mnie na tej ziemi, elementem mnie, takim materialnym, którym mógłbyś się zająć, żeby się już tak nie martwić tym moim umieraniem. Bo na zmartwienia najlepsze są obowiązki, pamiętasz?

Na zmartwienia dobra jest też miłość. My przysięgaliśmy sobie tę dozgonną, do śmierci. Żadnej innej od Ciebie bym nie chciała. Zostajesz po stronie życia, tu też jest miłość, ta rzeczywista. Tam, gdzie odejdę miłość jest bardziej fotografią zmarłej żony, w albumie, na regale. Ja wiem, wierzę, chcę bardzo i proszę: postaw JEJ zdjęcie w miejsce mojego, tuż przy łóżku, przy szafce na książki. I nie czekaj z tym długo, po co czekać na szczęście? To jest rzecz najważniejsza.

Kiedy się znowu zakochasz… Już widzę, jak zaprzeczasz ruchem tej swojej mądrej głowy (bardzo kocham Twoją głowę). Zakochasz się, wiem to. I to pewnie będzie na zawsze. Ty nie zakochujesz się na chwilę. Nasze „zawsze”, Kochanie, to jeszcze może kilka tygodni, a może krócej? Ale Wasze „zawsze” może trwać o wiele dłużej. Będzie trwało na pewno. Więc bądź znów czyimś mężem i daj o siebie dbać Twojej żonie.  I powiedz jej to wszystko, o czym nie bałeś się powiedzieć mi. Ona na pewno zrozumie. Będzie głaskać Twoje włosy i mówić: „Oj już nie cuduj, nie cuduj”… Albo się zaśmieje i poczujesz znowu jak to jest dobrze być razem. Tylko tyle bym dla Ciebie chciała. Nie czekaj z miłością przez pamięć o mnie. Ja już wolę – nie pamiętaj. Ale kochaj. Nie starą fotografię. Kobietę, prawdziwą, dobrą. Tak dobrą jak Ty dla mnie przez całe nasze „zawsze”.

Kocham Cię. Cześć.


Siądź z tamtą kobietą
Twarzą w twarz,
Kiedy mnie już nie będzie,
Spalcie w kominie
Moje buty i płaszcz,
Zróbcie sobie miejsce…

A mnie oszukuj mile
Uśmiechem, słowem, gestem,
Dopóki jestem… dopóki jestem…

Płyń z tamtą kobietą
W górę rzek,
Kiedy mnie już nie będzie,
Znajdźcie polanę,
Smukłą sosnę i brzeg –
Zróbcie sobie miejsce…

A mnie wspominaj czule,
Że mało tak się śniłem,
A przecież byłem… no przecież byłem…

Dziel z tamtą kobietą
Chleb na pół,
Kiedy mnie już nie będzie,
Kupcie firanki,
Jakąś lampę i stół,
Zróbcie sobie miejsce…

A mnie bezczelnie kochaj,
Choć smutne śpiewki przędę,
Bo przecież będę… no przecież będę…

Agnieszka Osiecka, „Kiedy mnie już nie będzie”