Go to content

Katarzyna Michalak: Pozwólmy sobie na słabość, bądźmy dla siebie łagodne

– W życiu bywa różnie. Czasem gaśnie niespodziewanie. Nie zdążymy się nawet pożegnać. Uczę moje dzieci, by nie rozstawać się w gniewie, by przepraszać i wybaczać. Dlatego te najważniejsze dla nas święta, Boże Narodzenie, spędzimy razem, w rodzinnym domu. I naprawdę przestaje być dla mnie ważne, czy pierogi i uszka będą ręcznie lepione, czy ze sklepu, dom też nie musi być wypucowany na błysk, to nie jest najważniejsze! Ważne, byśmy byli razem, ciesząc się, że nikogo nie ubyło, i z nadzieją, że w takim gronie spotkamy się za rok. Choinka, opłatek, wieczerza, nawet skromna, za to dużo ciepłych słów i miłości. To się liczy. Nic więcej – mówi pisarka Kasia Michalak. Sprzedała ponad trzy miliony książek! Właśnie napisała pięćdziesiątą pt. „Była sobie miłość”. Czytelniczki Katarzyny Michalak twierdzą, że dla bliskiej kobiety nie znajdziemy lepszego prezentu na Święta Bożego Narodzenia! Katarzyna jest znawczynią naszych dusz. 

Czy opowiesz nam o tym, jak samotna mama napisała pięćdziesiąt książek, w tym wiele bestsellerów?

– Pracowicie! (śmiech) Gdy się kocha to, co się robi, zawsze znajdzie się czas. Wymyślanie i pisanie opowieści było moją pasją od dzieciństwa. Pierwszą książeczkę napisałam w wieku sześciu lat. To niesamowite, że dzięki tej pasji mogę tak pięknie żyć. Bywało ciężko, pamiętam, że drugi synek miał parę tygodni, gdy przygotowywałam książkę do wydania: przytulałam go jedną ręką, drugą wprowadzałam poprawki. Tak było!

Czy pamiętasz impuls do napisania pierwszej książki?

– To dla mnie naturalne, jak oddychanie. Więc impulsu nie pamiętam, ale pamiętam siłę, jaka mnie pchnęła do wydania „pierworodnej”, czyli „Poczekajki”. Wierzyłam, że mi się uda, a nie były to czasy łatwe dla polskich pisarek – czytelniczki wolały powieści zagraniczne. Jednak ja walczyłam o swoje marzenie i swoją powieść tak długo, aż ktoś oprócz mnie w nią uwierzył. I udało się!

Jak świętowałaś oddanie do druku pięćdziesiątej książki?

– Po ukończeniu każdej powieści jestem całkiem wyczerpana fizycznie, psychicznie, a przede wszystkim emocjonalnie. Ja wymyślam jedynie bohaterów i wydarzenia. Emocje, uczucia i wzruszenia są moje własne. Proszę mi wierzyć, to naprawdę wyczerpuje. Po oddaniu książki „Była sobie miłość” do druku nagrodziłam się tygodniowymi wakacjami w moim ukochanym miejscu na ziemi: Ayia Napa na Cyprze. Piękna pogoda, słońce, cudnej barwy morze… To była naprawdę wspaniała nagroda.

Podobno piszesz w nocy :). To kiedy śpisz?

– A ja w ogóle śpię? (śmiech) Jestem nocnym stworzeniem, to fakt, jednak pisać potrafię wszędzie i o każdej porze. To kwestia samodyscypliny. Gdy szczególnie potrzebuję się skupić, wyjeżdżam do samotni i tam piszę dotąd, aż padnę. Padam, wstaję, ktoś mnie nakarmi – albo i nie – piszę, padam, wstaję. Właściwie nie odróżniam dnia od nocy. Ale takie „zapadnięcie się” w opowieść bardzo dobrze jej robi. Potem tylko długo dochodzę do siebie. I wracam do normalnego trybu: dziecko – dom.

Czy wiele osób rozpoznaje cię na ulicy? Czy inne nazwisko (nazwisko babci), którym posługujesz się na co dzień, to celowy zabieg, by być w zwyczajnym życiu bardziej anonimową?

– Nikt mnie nie rozpoznaje, już nie, i to sobie cenię. Kiedyś, gdy byłam bardziej „medialna”, rzeczywiście Czytelniczki rozpoznawały mnie na ulicy. Dziś niewiele z nich zna moją prawdziwą twarz, nie tę ze zdjęć, i przyznam, że nie tęsknię do rozpoznawalności. Mogę być sobą. Mogę wyjść do sklepu bez makijażu, w „piżamie”, bez obawy, że trafię na Pudelka i zostanę zhejtowana. Daje mi to ogromny komfort życia. Czuję się bezpiecznie.

Skąd czerpiesz pomysły na nowe książki? Słyszałam, że masz w komputerze tajny plik z dwudziestoma siedmioma kolejnymi pomysłami?

– Rzeczywiście mam. Prawdę mówiąc, nie wiem, skąd je biorę. Po prostu przychodzą do mnie od zawsze, przynosi je samo życie. Zawsze byłam ciekawą życia i ludzi obserwatorką i od dziecka wymyślałam historie, a od szóstego roku życia zaczęłam niektóre z nich spisywać. Dziwię się, że w moim tajnym pliku jest ich tylko dwadzieścia siedem!

Twoje bohaterki wierzą w miłość oraz marzenia i znajdują w sobie siłę, by je spełniać. Czy ty też taka jesteś?

– Tak, jestem marzycielką i potrafię walczyć o spełnienie marzeń. Jeśli wiesz, czego chcesz, i pragniesz tego całym sercem, ale również poświęcisz się spełnieniu marzenia, nie ma właściwie rzeczy niemożliwych. Uwaga: mówimy o marzeniach, nie o mrzonkach. To zdecydowana różnica. Życie nauczyło mnie jednak, że trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Bo spełnić można prawie każde marzenie, ale przecież nie wszystkie.

Czy wierzysz w wielką, prawdziwą, szczerą miłość?

– Patrząc na to, co się dzieje dookoła, jest mi coraz trudniej w to wierzyć, ale nawet jeśli ja jestem samotna od wielu lat, nie znaczy to, że taka prawdziwa, wielka miłość nie istnieje. Nawet jeśli nigdy nie stanie na mojej drodze, odnajdę ją w swoich książkach.

Z wykształcenia jesteś lekarką weterynarii. Czy możesz mi opowiedzieć o swoich zwierzakach? W ostatniej książce pt. „Była sobie miłość”  opisujesz wyjątkowego pieska, Bingo. Skąd ten pomysł? Czy wyobrażasz sobie wychowywać dzieci bez zwierzaków albo mieć dom bez zwierząt?

– Dom bez zwierząt byłby strasznie pusty i cichy. Jak dom bez dzieci. Mam więc kotkę rasy ragdoll Bajkę i owczarkę sheltie Adę. Bajka, jak to kot, jest zdystansowana i traktuje nas nieco z góry, natomiast Ada to czysta psia miłość, wierność i radość. Była pierwowzorem Binga. Myślę, że ona też próbowałaby wrócić do domu i do ukochanej pani, jak bohater powieści. Absolutnie mnie rozbraja, gdy jadę do sklepu, wracam po pięciu minutach, a mój psiak wita mnie tak serdecznie i jest tak stęskniony, jakbym wróciła po długim rozstaniu…

Twoja najnowsza książka „Była sobie miłość” to idealny upominek na święta. Czy możesz nam opowiedzieć, jak w tym roku spędzisz swoje święta i co jest dla ciebie najważniejsze w tym czasie?

– Rodzinnie. W życiu bywa różnie. Czasem gaśnie niespodziewanie. Nie zdążymy się nawet pożegnać. Uczę moje dzieci, by nie rozstawać się w gniewie, by przepraszać i wybaczać. Dlatego te najważniejsze dla nas święta, Boże Narodzenie, spędzimy razem, w rodzinnym domu. I naprawdę przestaje być dla mnie ważne, czy pierogi i uszka będą ręcznie lepione czy ze sklepu, dom też nie musi być wypucowany na błysk, to nie jest najważniejsze! Ważne, byśmy byli razem, ciesząc się, że nikogo nie ubyło, i z nadzieją, że w takim gronie spotkamy się za rok. Choinka, opłatek, wieczerza, nawet skromna, za to dużo ciepłych słów i miłości. To się liczy. Nic więcej.

Jaki masz stosunek do faktu, że tak wiele Czytelniczek chce cię poznać prywatnie? Czy odpisujesz im jeszcze na maile i wiadomości?

– Wszystkie maile przychodzą do wydawcy i on przesyła je do mnie. Staram się na wszystkie odpisywać. Myślę jednak, że Czytelniczki dzięki tym pięćdziesięciu powieściom poznały mnie całkiem dobrze. Wiedzą, że jestem zwyczajną mamą, zapracowaną kobietą, czasem zniecierpliwioną trudną rzeczywistością, przeważnie jednak uśmiechniętą optymistką. Po prostu jedną z nich.

Ula, bohaterka ostatniej książki, odkrywa, że potrafi być silną kobietą. Czy myślisz, że każda kobieta ma w sobie taki potencjał?

– Każda. Jeśli tylko los postawi na jej drodze kogoś lub coś, o co warto walczyć – każda znajdzie na to siły. Mamy moc. A jeśli nam samym jej zabraknie, potrafimy prosić o pomoc. Szukać innych rozwiązań, dążyć do celu różnymi drogami. To nasza cecha narodowa, nas, Polek. Jestem z nas dumna.

Często życie czyni nas kobietami bardzo silnymi, ale zastanawiam się, czy nie jest tak, że powinnyśmy pielęgnować też w sobie kruchość i delikatność, by ich nie stracić. Co o tym myślisz?

– Czasy są tak dziwne, że od kobiet wymaga się: męstwa, siły, wręcz bezwzględności. A gdzie miejsce na kobiecość? Wrażliwość? Subtelność? Bohaterki moich książek potrafią być niezłomne, jednak nie zatraciły w sobie tych cech i do tego namawiam Czytelniczki: pozostańmy kobietami, pozwólmy sobie na słabość, bądźmy dla siebie łagodne i wyrozumiałe. Dbajmy o siebie, pielęgnujmy naszą wrażliwość i uczuciowość. Sukienka zamiast bojówek, uśmiech zamiast zaciśniętych szczęk naprawdę w niczym nam nie uwłaczają. Przeciwnie!

Dostajesz w życiu to, o co masz odwagę zawalczyć. Wierzysz w to powiedzenie? Twoje życie chyba pokazuje, że to prawda – bardzo mocno walczyłaś o to, by zostać pisarką.

– Nic w życiu nie przyszło mi łatwo. Nikt mi niczego nie „załatwił”. Do wszystkiego doszłam ciężką pracą, uporem, wiarą w marzenia. Patrząc w przeszłość, trudną, czasem dramatyczną, dziwię się, skąd na to wszystko znalazłam siłę! Jednak niczego bym nie zmieniła. Trudy życia pozwalają docenić momenty szczęścia. Chwile, gdy „nic się nie dzieje”. I one z upływem lat, te ciche, ciepłe, spokojne dni, stają się coraz cenniejsze.

Dlatego jak najwięcej spokoju, radości, szczęścia i poczucia bezpieczeństwa życzę w ten świąteczny czas nam wszystkim…


Pięćdziesiąta książka Katarzyny Michalak, „Była sobie miłość”  to barwny witraż odwagi i miłości”. O czym opowiada? Jeden telefon zza oceanu sprawił, że Ula powierzyła opiekę nad szczeniakiem sąsiadce i ruszyła ratować męża. Teraz to ona musi być odważna i silna. Gdyby tylko mogła przewidzieć, że w tym czasie przewrotny los rzuci jej małego Bingo daleko od domu, głodnego i zziębniętego… Czy znajdą się ludzie, którzy zechcą mu pomóc? A może to piesek pomoże im?

Kasia Michalak – autorka kilkunastu bestsellerowych powieści („Poczekajka”, „Rok w Poziomce”, „Adela”, „Mistrz”). Z wykształcenia jest lekarzem weterynarii. Należy do najbardziej wszechstronnych polskich pisarek, swobodnie porusza się między gatunkami tak odmiennymi jak powieść obyczajowa, sensacja, erotyk i fantasy. W planach ma  powieść historyczną i sagę rodzinną, jak również scenariusz serialu oraz komedii romantycznej. Na co dzień Katarzyna Michalak mieszka w wymarzonym domku gdzieś na mazowieckiej wsi, jest mamą dwóch chłopców, cieszy się spokojnym życiem.