Go to content

Halina Młynkowa: Jeśli ktoś chce zrobić drugiej osobie piekło w życiu, to niech w tym piekle siedzi sobie sam

Halina Mlynkova / Fot. Ula Koska

Nigdy nie byłam od kogokolwiek uzależniona, jestem bardzo samodzielna. Dla mnie znalezienie siły na to by żyć godnie i pięknie nie jest żadnym problemem. – mówi polska piosenkarka, autorka tekstów i muzyki Halina Młynkova. Niezwykle silna i odważna kobieta, która zawsze potrafi zawalczyć o swoje szczęście, niezależnie od okoliczności.  Jej najnowszy singiel „Szkło” usłyszmy już 11 marca.

Klaudia Kierzkowska: Napisała pani słowa do piosenki „Zanim stracisz”, w której śpiewa – nie wprost – o przemocy domowej. Od razu na usta ciśnie się pytanie, co skłoniło panią do jej napisania?

Halina Młynkowa: Słowa piosenki wypłynęły głęboko z mojego serca. Jak tylko dostałam muzykę, to tekst powstał bardzo szybko, tak jakbym pisała list.  Każdy z nas ma różne doświadczenia życiowe. Spotykają nas różne sytuacje. Tekst do tej piosenki wypłynął z głębi mojego serca, być może w tym momencie był mi bardzo potrzebny.

Odnoszę wrażenie, że piosenka ta jest dość wyraźnym komunikatem skierowanym do kobiet, które cierpią w samotności. Jak pomóc takim kobietom i sprawić, by przestały być niewidzialne?

Codziennie czytam bardzo wiele wstrząsających historii. Niestety temat przemocy wobec kobiet wciąż jest tematem tabu. Dla mnie osobiście najbardziej bolesny jest fakt, że mężczyźni bardzo mocno ingerują w życie kobiet i ich decyzyjności w wielu tematach. Z drugiej strony kobiety coraz częściej starają się walczyć o siebie. Jednak cały czas obecny jest w nich strach powiedzenia o czymś złym, co dzieje się w życiu, małżeństwie. Strach przed wyrwaniem się z życiowej apatii, nadal bardzo głęboko siedzi w kobietach. Nie zapominajmy, że pomoc w pierwszej kolejności musi wypłynąć z chęci samej kobiety.

Kobiety w związkach przemocowych często nie zdają sobie sprawy, że tkwią w czymś toksycznym. Tak też wmawiane mają latami. Wszystkie sytuacje wynikają ze złego zachowania kobiety, nigdy mężczyzny. Kobiety niestety w to wierzą i dlatego udają, że nic złego nie dzieje się w ich życiu. Ukrywają wszystko przed najbliższymi, rodziną. I dopóki one same nie dostrzegą, że coś jest nie tak – nic się nie zmieni. Kobieta musi zacząć mówić po prostu. I tutaj bardzo ważna jest natychmiastowa reakcja ludzi, do których takich komunikat dotrze. Osoby pokrzywdzone potrzebują ogromnego wsparcia, z całą pewnością nie słów – „może ci się wydawało”, „on nic złego nie zrobił”, „nie przesadzaj”…

Nie jest tajemnicą, że rozstała się pani z mężem, Leszkiem Wronką. Jak po rozwodzie udało się pani znaleźć siłę żeby zacząć żyć od nowa, i co najważniejsze, by cieszyć się życiem?

Nigdy nie byłam od kogokolwiek uzależniona, jestem bardzo samodzielna. Dla mnie znalezienie siły na to, żeby żyć godnie i pięknie nie jest żadnym problemem. Od zawsze w takich bardzo trudnych momentach bardzo dobrze działam, zwłaszcza jeśli coś dotyczy mojego dziecka. Mam wtedy taką wewnętrzną siłę, pewnie większość kobiet wie o czym mówię – mogłabym góry przenosić.

Halina Mlynkova / Fot. Ula Koska

Trudnych, przełomowych momentów w naszym życiu jest wiele. Każda z nas takich doświadcza, zarówno pani, ja, jak i miliony kobiet. Podejmując trudne decyzje bardziej skupia się pani na sobie czy na dziecku?

Myślę o jednym i drugim. Ludzie bardzo często nie chcą się rozstać ze względu na dobro dziecka. Tylko dla niego tkwią w toksycznym związku. Niestety doprowadzają do sytuacji, w której ani kobieta, ani dziecko nie są szczęśliwi. Nie zapominajmy, że w takim przypadku dziecko wychowywane jest na złym przykładzie, tkwi pośrodku nieszczęśliwego związku, później powiela zachowania rodziców, a mogłoby być zupełnie inaczej.

W wierze ewangelickiej bardzo podoba mi się jedna rzecz. Kiedyś zapytałam księdza, dlaczego drugi raz można wziąć ślub. Odpowiedział, że Bóg jest tylko miłością. Jeśli gdzieś dzieje się duże zło, to lepiej to zakończyć i w pokoju, szczęściu iść swoją drogą. Jeśli ktoś chce zrobić drugiej osobie piekło w życiu, to niech w tym piekle siedzi sobie sam. W XXI wieku, kiedy żyjemy w społeczeństwie demokratycznym i chcemy utrzymać wolność, nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości, że mamy prawo do szczęścia.

Kiedyś powiedziała pani, że samodzielnie wychowuje dziecko, ale nie jest samotną matką.

Tak mówią wszystkie matki, które są same z dziećmi. To nie są samotne matki, ale samodzielne! Matki te mają wokół siebie ogromne wsparcie. Miały siłę żeby odejść i zacząć na nowo żyć.  Powinny być dumne z tego, że potrafią zapewnić swoim dzieciom szczęście, miłość, poczucie bezpieczeństwa. To bardzo istotne, żeby nie mówić o kobietach, które żyją bez mężczyzny, że są samotne. Nie mogę pogodzić się  z tym, że mówiąc o rozstaniu najczęściej przyjmuje się, że to on ją zostawił, że ona mu coś chciała zabrać. To obrzydliwe. Ile kobiet utrzymuje mężczyzn, albo prowadzi dom, jest jego pionem, najważniejszą ścianą tego domu.  A przy rozstaniu zakłada się, że to ona jest zołzą i  chce zabrać całą kasę!

Halina Mlynkova / Fot. Ula Koska

Ma pani jednego, już prawie pełnoletniego syna. To syn jest pani siłą napędową?

Mój syn jest cudowny! Jesteśmy dwójką nierozłącznych ludzi, zawsze idziemy ze sobą ramię w ramię. To jest wspaniałe, że mimo tego, że jest już nastolatkiem, tak dobrze się przy mnie czuje. Rola rodzica jest bardzo trudna i trzeba włożyć bardzo wiele wysiłku, żeby dziecko miało do nas ogromne zaufanie i z własnej potrzeby chciało dzielić z nami swój czas.

No właśnie, większość nastolatków chce już podążać własną drogą, a kontakt z rodzicem bywa dla nich irytujący. Jak udało się pani zbudować tak wyjątkową relację z synem?

Na pewno popełniłam mnóstwo błędów, jednak od zawsze staram się Piotrkowi przyglądać i dokładnie go słuchać, jego potrzeb i pragnień. Oczywiście wielokrotnie robiłam coś nie tak, ponieważ niestety starałam się spełnić swoje marzenia… Chciałam żeby grał na fortepianie, skrzypcach. A to przecież jest osobno człowiek! Musimy zaakceptować jego autonomiczne wybory, dawać mu dużo miłości i przytulać!

Dziecko nie sprawiło, że stała się pani „niewidzialna”, tak jak jest to w przypadku wielu mam. Jak udało się pani połączyć pracę zawodową z macierzyństwem?

Zawsze trzeba pamiętać o sobie. Może to mój egoizm, ale zdrowy. Nigdy się nie poddałam, dalej pracowałam, tworzyłam. Na początku mojej przygody z macierzyństwem nie było łatwo, bo wtedy odeszłam z zespołu i musiałam pójść nową drogą. Postawione były wobec mnie duże oczekiwania, żebym powtórzyła odniesiony sukces. A to nie zawsze jest możliwe, składa się na to splot różnych zdarzeń, przypadków, energii. Podążałam jednak swoją drogą – dla mnie z sukcesami, bo na pracę ani na brak zainteresowania nie mogę narzekać. Zostawiałam Piotrka z naszą najwspanialszą nianią, albo moją mamą, które bardzo mi pomogły. Bez tych kobiet, moja droga nie byłaby tak łatwa. Wiedziałam, że zawsze jak wrócę do domu, moje dziecko będzie uśmiechnięte i opowie mi mnóstwo ciekawych rzeczy, które robił. Podkreślam, że to było w czasach, kiedy wymagał opieki całodobowej. Teraz jest 17-to latkiem.  Macierzyństwo to ogromna odpowiedzialność, największa jaką w życiu mamy. Jestem bardzo dumna, że spotkała mnie taka dobra rola w życiu. Myślę, że mam dość dobrze poukładane priorytety, na pierwszym miejscu zawsze jest rodzina, a swoje dziecko mam z tyłu głowy. Dla niektórych może to być odebranie wolności –  dla mnie jest spełnieniem siebie jako człowieka.

Najważniejsza jest rodzina, a gdzie w tym wszystkim jest pani?

Jestem pośrodku tej rodziny. W momencie, w którym się spełniam i jestem szczęśliwa jestem w centrum tego całego wulkanu. Rodzina, czy praca nie jest żadnym poświeceniem. To spełnienie moich marzeń.

Nie traktuje pani tego jako pewnego rodzaju wyrzeczenie?

Nie, absolutnie! Dzisiejszego poranka siedzieliśmy z Piotrkiem w piżamach i rozmawialiśmy. To, że syn przychodzi do mnie i opowiada o swoich treningach, o tym co go interesuje, co go ciekawi – jest piękne. Chwilo trwaj! Mój syn chce być blisko mnie, a to jest dla mnie ogromne wyróżnienie, bo mnie w tym wieku już w rodzinnym domu nie było. Oczywiście cały czas jestem ostrożna, by nie być zbyt nachalną. To jest moja esencja życia, coś o czym często zapominamy. Jestem tu i teraz i czerpię radość z tego co mam i co sobie zbudowałam. Nie mam poczucia, że w życiu cos tracimy, raczej – zyskujemy, nawet z każdym niepowodzeniem czy właśnie stratą… Potrafię zrobić radykalne kroki w moim życiu właśnie po to, by być szczęśliwą i spełnioną.

Halina Mlynkova / Fot. Ula Koska

Marzec to taki wyjątkowy miesiąc kobiet. Odnoszę jednak wrażenie, że wiele kobiet o sobie zapomina nie tylko w tym miesiącu, ale latami…  Pani, jako kobieta, jest dla siebie ważna?

To się powoli zaczyna zmieniać. Śledzę wiele kobiet, nawet konta koleżanek z podstawówki, które mają swoje życie i są bardzo świadome siebie. Mam koleżankę, która będąc w trzech ciążach otworzyła trzy firmy i to ona zarabia wielkie pieniądze w tym domu. Jej dzieci są szczęśliwe, a ona z mężem tworzy udane małżeństwo. Jest dla mnie wzorem do naśladowania. Wiele kobiet natomiast spędza czas w domu, zajmuje się rodziną, ale może właśnie wtedy czują się spełnione i szczęśliwe. Nie możemy oceniać kobiety, która czasem o sobie zapomina, bo być może jest właśnie najszczęśliwszą matką, żoną, gospodynią domową. Ale są i takie, które nie mają siły i są ofiarami, od czego zaczęłyśmy rozmowę. Mnie moi rodzice zawsze dawali mnóstwo siły. Mama, która w tym roku skończy 75-lat ma w sobie niespożytą radość małej dziewczynki, a rozmowy z nią dają mi energię i wiarę, że dopóki żyję, zawsze mogę o siebie zawalczyć!

Jest pani spełnioną mamą, wspaniałą piosenkarką. A co robi pani tylko dla siebie ? Nie mam na myśli wizyt u kosmetyczki, ale czas ze sobą, chwilę relaksu, czy wieczór z książką.

To robię codziennie. Umiem zadbać o swoją wygodę. Dają mi ku temu możliwość moi bliscy, osoby które mam wokół siebie. Oni wręcz sami tego oczekują i wymagają ode mnie, żebym miała czas tylko dla siebie. 11. marca będzie miała miejsce premiera nowej piosenki. Powstał przepiękny, bardzo esencjonalny teledysk. Tworzyłam go tylko dla siebie, nie patrzyłam czy komuś się spodoba.

Obecne czasy są trudne dla kobiet. Musimy o wszystko walczyć i być bardzo silne i odważne.

Też mam takie wrażenie. To wszystko co dzieje się dookoła –  nie pomaga nam. Musimy się jeszcze bardziej zmobilizować i mimo lock downu i pozornego siedzenia w domu – spiąć się i dać radę. Powinnyśmy mieć większą świadomość tego, że jesteśmy silne i odważne. Bo takie jesteśmy. Kobiety powinny stawać za sobą murem, a nie ze sobą walczyć.  Chcemy dostosować się do męskiego świata, a zapominamy, że mężczyźni są wobec siebie bardzo solidarni.

Kilka lat mieszkała pani w Pradze, niedawno wróciła do Polski. To pani kraj, tutaj czuje się lepiej, czy może był jakiś inny ku temu powód?

Tak! To jest mój kraj! W Pradze bardzo marudziłam (śmiech). Tu są warzywniaki i kwiaty na ulicach. Pomimo, że Czechów bardzo lubię, to w Polsce czuję się jak w domu. Czechy są przepiękne, te pagórki, widoki, natomiast ja jestem Polką i tutaj jest mój dom. Tutaj jest moje miejsce na ziemi.

#Niewidzialne to akcja, którą zaczynamy rok wsparcia kobiet. W marcu będziemy mówić o tym, jak stać się widzialną dla siebie, dla bliskich, dla otoczenia. Zapraszamy Was do tej akcji, piszcie do nas na kontakt@ohme.pl dzieląc się swoimi spostrzeżeniami, historiami i problemami. Wierzymy, że nauczymy się stawać widzialne!