Go to content

Gdyby ktoś mi w piątek powiedział, że zdradzę męża, wyśmiałabym go. Ale stało się

Fot. iStock / Georgijevic

Gdyby ktoś mi w piątek powiedział, że zdradzę męża, wyśmiałabym go. Nie umiem powiedzieć czemu to zrobiłam. Nie wiem co dalej. O Adamie nie potrafię zapomnieć. Na Marka patrzę wyrzutami sumienia. Przyznać się? Odezwać do Adama? Zapomnieć o wszystkim? Wejść w romans? Odejść? Miliony myśli. Co ma zrobić kobieta koło czterdziestki, która ma niezłe życie, fajnego męża, a każdego wieczoru marzy o innym? A Ty, co byś zrobiła na moim miejscu?

Gośka zadzwoniła wieczorem i oznajmiła, że ma genialny pomysł. Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam? – pytała samą siebie, jednocześnie ze mną rozmawiając. Na co? – nie nadążałam. Bierzemy Ewkę, Ankę i Olę – wyliczała Gosia. – umawiamy hotel i jedziemy na babski wypad. Dobry pomysł! – przyklasnęłam.

Dobry? – Gośka się obruszyła. – Genialny jest. Za dwa tygodnie w piątek jedziemy na dwa dni. Cały weekend dla nas. To martwy sezon, brak przepełnienia, luz. –  A dziewczyny? Pasuje im? Musi. Anka odda Marcelinkę do rodziców. Ola się zamieni z eksem weekendami i da mu Frania i Stefka. Nasze dzieci odchowane, nie ma problemu. Racja. Ok. Już notuję w kalendarzu. Który hotel? Ten, co byłam ostatnio z Tomkiem, a potem z firmy. Boski jest i jeszcze rabat wynegocjowałam. Super.

Mamy dwa pokoje. Ja z tobą. Dziewczyny we trójkę. Śniadania i obiadokolacje, basen z ciepłą wodą, sauny, spa.

Nic mi więcej nie potrzeba. Ta pogoda mnie dobija. Wygrzeję się  – rozmarzyłam się. Gośka miała genialną myśl. No ja wiem, wiem. Dobra Kinia, trzymaj się, wracam do roboty. Dwa tygodnie minęły szybko.

Przyszło upragnione piątkowe popołudnie. Zapakowałyśmy się w jedno duże auto Ewy i ruszyłyśmy. Po niecałych dwóch godzinach byłyśmy na miejscu. Urokliwy hotel, pod lasem, w zaciszu. Gośka miała rację. Bomba. Przy recepcji okazało się, że jakaś firma ma w ten weekend wyjazd integracyjny. Kręciłyśmy nosami, chciałyśmy ciszy, a nie podchmielonych korposzczurów. Recepcjonistka ulokowała nas w innym skrzydle, ale posiłki były wspólne. No ok, tych ludzi było około dwudziestu. Nie tak źle. Poszłyśmy do pokojów, tam szybkie przebranie w kostiumy i na basen. Gośka pływała. Ja trochę z
nią. Ewa, Ola i Anka okupowały jacuzzi. Potem poszłam na saunę. Dziewczyny nie chciały.

W saunie byłam najpierw sama. Potem wszedł on. Mniej więcej w moim wieku,  ładnie zbudowany, wysoki. Z lekkim zarostem. Piękny facet – pomyślałam, pocąc się niemiłosiernie. Nie rozmawialiśmy. Powiedział tylko „dzień dobry”, a ja ” do widzenia”, bo wyszłam pierwsza.

Wróciłyśmy z dziewczynami do pokoju. Uszykowałyśmy się na obiadokolację i zeszłyśmy na dół. Ubrane na luzie, w dżinsy, luźne swetry, lekki makijaż,  a ci z firmy odsztafirowani.

Ale jaja – szepnęła Gośka – chłopa ci znajdziemy – powiedziała do Oli – Wybieraj. Dziewczyny zachichotały, ja z nimi, a potem znów go zobaczyłam. Mężczyznę z sauny. Ubranego w eleganckie spodnie i koszulę, ze swetrem narzuconym na ramiona.

Ale fajni – szepnęła Ola – lustrując pracowników płci męskiej, których było z piętnastu. Babek w swoim zespole mieli niewiele i może dlatego pół żartem pół serio jeden z nich rzucił w naszą stronę, że wieczorem do baru możemy z kimś iść. A że Gośka była zawsze komunikatywna, rzuciła lekko: Bardzo możliwe – i posłała mu uśmiech.

Anka z Ewą iść nie chciały, ale Gośka je przekonała, że przecież idziemy na drinka, a nie do nich. I wieczorem, po dwudziestej
drugiej, kiedy byłyśmy już po kilku kieliszkach prosecco zeszłyśmy do baru. Gości hotelowych niewielu, większość stanowiła ekipa z firmy. Przy barze Gośka szybko nawiązała konwersację z kilkoma chłopakami i po kilkunastu minutach siedziałyśmy z
nimi przy wspólnym stoliku. Było wesoło, atmosfera luźna, reszta ekipy też się przyłączyła. Drinki się lały, dziewczyny piły na umór, ja wolałam kontrolować sytuację.

Olę próbowałyśmy zeswatać albo przynajmniej skumplować z kimś, kto umili jej wieczór. Bawiłyśmy się przednio. Chłopak z sauny siedział obok mnie, świetnie się nam się rozmawiało, nikt nic nie udawał, obrączki lśniły na palcach. Praca, rodzina, hobby, książki, filmy, muzyka.

Tematy nam się nie kończyły. W międzyczasie Ewa z Anią, poszły już do pokoju. W barze rozbrzmiała muzyka. Poszliśmy w tany. Adam tak świetnie prowadził. Nigdy z nikim mi się tak znakomicie nie tańczyło. Było grzecznie, kulturalnie, nikt się do
nikogo nie kleił, po prostu mieliśmy dobre porozumienie dusz na parkiecie. Gdy Olka poczuła się gorzej, uznałyśmy z Gośką, że ją odprowadzimy. Nie wiedzieć czemu, Adam poszedł z nami. Ola poszła od razu spać, Gośka też ledwo stała na nogach, a ja miałam jeszcze ochotę potańczyć. Nie tańczyłam od sylwestra. Adam nieśmiało zapytał: Może jeszcze jeden drink i kilka piruetów. Koleżanki są bezpieczne. A ja? – zapytałam filuternie.

Odprowadzę Cię do pokoju, spokojnie – i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Poszłam. Miał w sobie jakiś czar. Ten głos, spojrzenie i ten taniec z nim. Powiedziałam mu nawet, że jego żona ma szczęście. Uśmiechnął się wtedy. Tańczyliśmy do trzeciej. Zostaliśmy już sami, rozluźnieni alkoholem, ale nie pijani, jak reszta. Adam miał mnie odprowadzić. Na korytarzu złapał mnie za rękę, szliśmy niby tanecznym krokiem, ale czuliśmy oboje, że to coś więcej już wygłupy. Nagle zatrzymał się przy jakimś pokoju.

Wejdziesz do mnie? – zapytał. Ale… – nie dokończyłam, bo już zdążył mi odpowiedzieć. – Michał, mój współlokator nie dojechał. Mam pokój dwuosobowy do mojej dyspozycji – i spojrzał na mnie tak, że nie byłam w stanie się opanować.
Weszłam. Pokój inny już mój i Gosi. Większy, lepszy standard. No tak, firma stawia. Stałam tak i zastanawiałam się,  czy nie uciekać. Wiedzieliśmy się, co może się zdarzyć. Mieliśmy małżonków, rodziny, niezłe życie, a mimo to ciągnęło nas do siebie
jak cholera. Nie wiem, kto zaczął. Może obydwoje na raz, bo napięcie między nami było ogromne. Adam był czuły, delikatny. To nie było rzucenie mnie na łóżko, by po trzech minutach wstać, zapiąć rozporek i się rozstać.

Wszystko działo się powoli, delektowaliśmy się sobą. Mimo że mój małżeński seks mnie satysfakcjonował, to co zaczęłam czuć przy Adamie było tak magiczne, że nie chciałam przestać. Pozwalałam mu się dotykać, całować, rozebrać. Drżałam przy
każdym dotyku, nie mając ani krzty poczucia winy. On też niczym nieskrępowany pozwalał na pieszczoty z mojej strony. Widziałam w jego oczach skupienie i pożądanie. Raz, już w ekstazie powiedział: Jesteś piękna.

Byłam u niego do szóstej rano. Kochaliśmy się dwa razy. Gdy wychodziłam, poszedł ze mną, pod pokojem pocałował namiętnie. Myślałam, że zniknie, ale gdy po godzinie zeszłam na śniadanie, nie mogąc zasnąć, Adam też tam był. Uśmiechnął się szeroko, naprawdę się ucieszył. Był chyba w szoku po tym, co się stało. Nasi współtowarzysze spali jeszcze pijackim snem, my niemal sami mogliśmy zjeść śniadanie razem. I niemal nie rozmawiając, bo dokładnie czuliśmy to samo, po pół godzinie znów wylądowaliśmy u niego w pokoju. Skąd mieliśmy siłę, nie wiem. Może poranny prysznic nas orzeźwił albo śniadanie dało nadludzkiej mocy? A może to dzikie pożądanie? Nie mam pojęcia.

Nie umiem wytłumaczyć tego, co nas tak przyciągało, ale to było tak silne, że trudno było się nam opanować. Koło południa wróciłam do Gośki. Dopiero wstawała. Dziewczyny także. Z kacem gigantem. Ja fruwałam.

Przyniosłam im śniadanie, dałam tabletki. Potem padłam. Pod wieczór znów poszłyśmy na basen. Adam z kumplami tam byli. Nie zdradzaliśmy się z tym, że najchętniej byśmy się ma siebie rzucili. Były żarty, wygłupy. Potem kolacja i znów bar. I tańce. Dziewczyny szalały. Ja z Adamem ponownie na parkiecie. Pilnowaliśmy się, by nikt nic nie zauważył. Grubo po północy wróciłyśmy z dziewczynami do pokojów. Ja znów nie mogłam zasnąć z wrażenia. A gdy usłyszałam cichutkie pukanie, wiedziałam że to on. Gośka spała jak suseł, ja mogłam się wymknąć, by ostatni raz skosztować Adama. Wróciłam z wypiekami na twarzy po szóstej.

Drżąc, myśląc co teraz i w ręku trzymając jego wizytówkę. Powiedział, że jeśli będę chciała, to mam się odezwać. Jeśli tego nie zrobię to on to szanuje. Biłam się z myślami. Do domu wróciłam inna, zamyślona. Myślałam, że zdradę mam wypisaną ma czole. Marek sądził, że mam po prostu kaca. Ja go nie wyprowadzałam z błędu. Fruwałam i jednocześnie czułam miażdżące wyrzuty sumienia. Marek niczym nie zasłużył na to, bym poszła z innym facetem do łóżka. Żona Adama także nie. A mimo to oboje wylądowaliśmy ze sobą w łóżku.

Gdyby ktoś mi w piątek powiedział, że zdradzę męża, wyśmiałabym go. Nie umiem powiedzieć czemu to zrobiłam. Nie wiem co dalej. O Adamie nie potrafię zapomnieć. Na Marka patrzę wyrzutami sumienia. Przyznać się? Odezwać do Adama? Zapomnieć o wszystkim? Wejść w romans? Odejść? Miliony myśli. Co ma zrobić kobieta koło czterdziestki, która ma niezłe życie, fajnego męża, a każdego wieczoru marzy o innym? A Ty, co byś zrobiła na moim miejscu?

Ciąg dalszy historii przeczytasz TUTAJ: