Go to content

Nie czuję potrzeby spowiadać się ze swojego życia każdemu. Dla niektórych późne macierzyństwo to koniec świata

Fot. iStock

Joanna jest ładna. Nie wygląda na swoje czterdzieści sześć lat, które skończy za miesiąc. Ma długie spięte w kucyk włosy, na szyi apaszkę, wyraźnie podkreślone na czerwono usta. Służbowy garnitur i luźna koszula sprawiają, że na pierwszy rzut oka nie widać, że jest ciężarna.

– Zawsze chciałam mieć dziecko, i zawsze mi na to czasu brakowało. Bo praca, służbowe wyjazdy, bo rauty, przyjęcia, bo podróże. Bo jak ślub, to owszem, ale dziecko to przecież nie teraz. Koleżanki z mojego pokolenia są już częściowo babciami, one nigdy nie rozumiały mojego toku rozumowania. Straszyły mnie: „Aśka – jeszcze tego pożałujesz, czasu nie cofniesz, życie ci ucieka”. A ja siedziałam w tym swoim biurze, skupiona nad swoimi raportami i śmiałam im się twarz. Bo co tam one niby wiedziały.

O dziecko wraz z mężem zaczęli się starać równo sześć lat temu. Uznali, że czterdziestka, którą oboje kończyli to dobry moment, by zostać rodzicami. Po pół roku Joanna zaczęła się lekko niepokoić, o swoich obawach poinformowała lekarza. Z medycznego punktu widzenia nie widział on przeciwwskazań dla jej macierzyństwa, kazał ponawiać starania. Wskazał zasady wyliczania cyklu, przepisał leki i życzył powodzenia. Minęły dwa lata, setki wizyt, przeróżnych badań, a upragnione dwie kreski wciąż się nie pojawiały.

– Trzy razy zmieniałam lekarza, każdy jeden mówił, pani Joanno, proszę próbować. Kiedy ja już zwyczajnie nie umiałam. Seks przestał sprawiać mi radość, męża traktowałam jak maszynkę do zapładniania. Seks na telefon, na zaraz, na dzień, na godzinę, na już, na teraz. Znosił to dzielnie, chociaż czułam, że się ode mnie oddala.

Joannę zaczęła dopadać chandra, która towarzyszyła jej każdego dnia, i mijać nie chciała. Stała się apatyczna, osowiała, unikała kontaktów ze znajomymi. Śniły jej się niemowlaki, na jakiekolwiek zetknięcie z małym dzieckiem coraz częściej histerycznie reagowała. Miała żal do siebie i wyrzuty sumienia. Może gdyby spróbowała wcześniej, może gdyby tak nie zwlekała. Uznała, że los zagrał jej na nosie, że to jej kara, za to że tylko na sobie i karierze przez większość życia się skupiała.

– Okres zaczął mi się spóźniać tuż po tym, jak z mężem w wycieczki wróciłam. Wypad we dwoje, Portugalia, spacery nad oceanem, zwiedzanie, taki oddech od przyziemnego życia. Dużo rozmów, dużo miłości, dużo seksu i ten spokój w mojej głowie. Przyszedł taki moment, że zwyczajnie odpuściłam. Nie każdy może zostać mamą, widać moja misja była inna. Pewnie zastanowisz się, czemu nie adopcja. Ani ja ani mój mąż nie byliśmy gotowi na takie wyzwanie. Nie wyjaśnię tego, zwyczajnie tak miałam.

Uznała, że to początki menopauzy. Okres nie nadchodził, dwa razy zasłabła. Miała zmienne nastroje, wszystko zgoniła na oznaki początków klimakterium, na szalejące w jej ciele hormony. Zapisała się na kontrolną wizytę, po tym co powiedział jej lekarz Joanna oniemiała. Ciąża? Ale jak to? W jej wieku? Przecież to niemożliwe. Do domu na miękkich nogach wróciła, zamiast się cieszyć to najpierw płakała. Przecież nie jest już najmłodsza, przecież może umrzeć przy porodzie, przecież dziecko może być chore i kto je później wychowa. Mąż Joanny szalał ze szczęścia i cały czas ją uspokajał.

– Mój mąż był i jest niezastąpiony. Nic nie było w stanie go od początku złamać. Nawet teraz, kiedy lekarka powiedziała, że w moim wieku nie trudno o wadę genetyczną płodu, i że wymagane są dalsze badania. Ja jestem dobrej myśli, wiem, że razem przez wszystko przejdziemy. To będzie dziewczynka, na imię będzie miała Brygida, tak jak moja babcia i mama.

Rodzina nie podziela entuzjazmu przyszłych rodziców. Teściowa powiedziała jej, że późne macierzyństwo to zwykły koniec świata. Joanna mówi, że nie bierze sobie tego do serca, nie gniewa się na argumenty teściowej.

– To jest starsza kobieta. Ja wiem, że życie stawia nas w różnych sytuacjach, i tylko od nas zależy jakiego dokonamy wyboru. Moim wyborem było kiedyś życie w pojedynkę, przeszłam długie starania by móc zostać mamą. Jestem radosna, ciążę znoszę dobrze, nadal pracuję. Nic i nikt nie jest w stanie mi zepsuć obecnego stanu.

Ostatnio była zwiedzać porodówkę. Wróciła zaskoczona, zastała inny obraz niż ten, którego się oboje z mężem po takim miejscu spodziewali. Zawsze straszono ich, że to zimne miejsce, że złe salowe, położne które nie mają na nic czasu. Na miejscu zastali salę, która przypominała zwykły pokój, w zwykłym domu. Kolorowe rolety, kojąca zmysły muzyka, w tle kwilenia noworodka. Na korytarzu jakaś matka, która przyciska bobasa do siebie, głaszcze, tuli, całuje.

– Pewnie, że mam obawy, choć na ten moment jestem wdzięczna losowi, i modlę się tylko o to, żebym była zdrowa. Żebym mogła wychować tę rosnącą pod moim sercem kruszynkę, niczego tak nie pragnę jak możliwości wprowadzenia jej w dorosłe życie, dania jej wszystkiego co będziemy mogli dać jej najlepszego.

Po drodze spotkała się z różnymi reakcjami. Teściowa nie była jedyną osobą, która wyraziła brak aprobaty do jej odmiennego stanu.

– Uwielbiałam od zawsze swoją pracę, dosłownie mogłabym opowiadać o niej godzinami. Teraz mi się odmieniło, teraz to ciąża jest moim całym światem, nie każdy rozumie, że ja tym żyję, że o tym opowiadam. Że cieszy mnie kompletowanie wyprawki, że wzruszam się małymi bucikami. Słyszę jak koleżanki mnie obgadują, niektóre się podśmiewają. Sąsiadka powiedziała mi ostatnio, że trochę przytyłam. Odpowiedziałam jej uśmiechem. Nie czuję potrzeby spowiadać się ze swojego życia każdemu.

Mówi, że zostanie najlepszą, zakochaną w swoim dziecku mamą, i że nie zboczy nigdy z tej drogi. Każdego dnia przygotowuje się do tego najważniejszego wydarzenia w ich życiu. Nie może się już jej doczekać, jest jej obojętne, czy to będzie za dnia, czy w nocy, nie boi się bólu, oswoiła salę porodową. Chodzi do szkoły rodzenia, jest tam najstarsza, nie przejmuje się tym, w niczym jej to nie przeszkadza.

– Niedługo urodzę, wiem, że ze wzruszenia nie powiem pewnie ani słowa. Nie chcę myśleć, że coś będzie nie tak, że coś złego się stanie, ale mimo wszystko napisałam ten krótki list, który do małej jest skierowany. Zawsze mam go przy sobie, w torebce w kopercie schowany. Pozwolisz, że zachowam go dla siebie, ale mogę pokazać ci jedno, ostatnie napisane w nim zdanie.

‘Witaj na świecie córeczko. Całe życie czekałam na ciebie.’