Go to content

„Boże, niech ktoś da mi wolność”. Wyznanie matki, żony, pracoholiczki

Fot. Splitshire/ Daniel Nanescu / CC0 Public Domain

Mail: „Zbliżam się do czterdziestki. Czas podsumowań, choć kiedyś myślałam, że to wymysły. Ale nie. Patrzę na wciąż jeszcze delikatne zmarszczki i myślę. Czy wszystko zrobiłam dobrze?”.

Bilans jest średni. Pracuje w korporacji, w której pracować nie chcę, muszę wypełniać polecenia młodszej, bardzo pewnej siebie szefowej. Czuję złość. Nie, nie obwiniam o to nikogo. Tylko siebie. W domu czekają stęsknione dzieci. Syn potrzebuje pomocy w lekcjach, córka czeka, aż przyszykuję jej strój na urodziny. Jest stęskniony mąż, coraz bardziej zirytowane przyjaciółki, rodzice. Gdybym miała jeszcze raz planować swoje życie – zaplanowałabym je jednak inaczej”.

Ma tylko chwilę i to przez telefon. Jutro o świcie wyjazd do Berlina na weekend – organizuje tam imprezę dla współpracujących klientów. Przyszły tydzień też cały zajęty. Mówi: „Mogłabym ostrzegać młodsze kobiety na starcie życiowym. Byłam zakochaną żoną, perfekcyjną panią domu nie stawiającą granic, w końcu zostałam kobietą uzależnioną od pracy. Nie dlatego, że to mój wybór. Po prostu nie mam wyjścia. Czasem myślę: „zaszyję się w łóżku, odwołam wszystkie zajęcia, ludzie przecież tak dziś robią. Poddają się. Ale ja nie potrafię. „Kończ, co zaczęłaś”, „Bądź silna”, „Rób to co robisz dokładnie”. Tak wychowywała mnie mama, też perfekcjonistka”.

Pięć przykazań matki, perfekcjonistki.  Po przejściach:

Nie bądź uzależniona od pieniędzy męża

Nie wierzę w układy, że on pracuje, ona zajmuje się domem. To działa przez chwilę. Po czym on może odejść, może coś mu się stać, może w końcu stracić pracę. Mój mąż: człowiek sukcesu, wysokie stanowisko, kolejne awanse. „Nie pracuj, zajmę się nami” – mówił. Po pierwszej ciąży (11 lat temu) nie wróciłam do firmy. Wtedy nie myślałam, że to może niedobra decyzja, pracowałam od 19-tego roku życia, byłam przyzwyczajona do własnych pieniędzy. I do wolności. Nawet w najlepszym związku dochodzi w końcu do kłótni o finanse. A dlaczego tyle wydałaś, albo dlaczego mamy jechać akurat tam na wakacje, przecież ciężko pracuję – daj mi wybrać. Oboje stają się sfrustrowani. On, bo ciąży na nim odpowiedzialność za całą rodzinę i nie może rzucić pracy ot tak, ona, bo marzy, żeby swoimi pieniędzmi płacić za kosmetyki, przyjemności, czy za zakupy do domu.

Nie dawaj się rolować w pracy

Najpierw byłam szarą myszką. Pracowałam ciężko, ale najczęściej na czyjeś nazwisko i czyjś sukces. To może jest dobre i naturalne na początku, później już nie. Pomogłam coś koleżance, nie podpisałam się pod prezentacją, ona dostała pochwałę i awansowała. Miałam ileś takich sytuacji. Nie, nie obwiniam o to nikogo, siebie. Ale wiem jak ważne, żeby tego pilnować. Potem niepotrzebnie wpada się w spiralę frustracji. Może, gdybym przed urodzeniem dziecka walczyła o swoją pozycję, łatwiej byłoby mi wrócić.

W obowiązki angażuj ojca dziecka

Byłam idealną żoną. Matką chyba też. Śniadanie rano, kanapki do pracy, posprzątane, ugotowane, dzieci zadbane. Mąż nie musiał o nic dbać. Nie wiem czy chociaż raz przewinął syna czy córkę.  Ale to też nie jego wina, moja. Ściągałam z niego domowe obowiązki, bo przecież nie pracowałam. Na początku nawet mówiłam: „usiądź, odpocznij”. Potem on przestał pytać.

Ale byliśmy fajną parą. Problem w tym, że gdy stracił pracę, a ja jej szukałam, kompletnie nie mógł się odnaleźć w domu. Wściekły, sfrustrowany. Wtedy zobaczyłam też, że on nie ma żadnego kontaktu z dziećmi. Jest tylko „mama, mama”. Jego złość, że dzieci się nim nie przejmują, moja, bo wszystko było na mojej głowie. Nie mogłam odpocząć nawet sekundy.

Nie decyduj się na (kolejne) dziecko, jeśli go nie chcesz

Mnie na drugie namówił mąż. Inaczej – bardzo mu zależało. Namawiały mnie też przyjaciółki, obracam się w środowisku rodzin wielodzietnych. Ale ja byłam jedynaczką. I naprawdę po urodzeniu córki miałam już dość. Szczególnie, że była wymagająca. I to nie było proste macierzyństwo – kolki, nieustanne wizyty u lekarzy i ja… coraz bardziej zmęczona. „Milion razy wolałabym spędzić dzień w pracy”, mówiłam ukochanemu, gdy nie rozumiał czym ja właściwie jestem taka zmęczona.

Stawiaj w pracy granice

Wiele jesteśmy w stanie obiecać, gdy szukamy pracy i nie mamy bardzo mocnego CV. Zresztą, nawet jeśli mamy – w większości branż jest kryzys. W mojej też. Pracę dostałam dzięki dobrej znajomości rosyjskiego. Pierwsze spotkanie. Słyszę samą siebie: „Oczywiście, że to ogarnę”, „Pracujące weekendy? Dam radę”. Prawda jest taka, że wcześniej wysłałam chyba ze sto CV. Zaproszono mnie na trzy rozmowy.

Wpadłam po uszy z tą pracą. Wyciągnijcie kobietę z domu, dajcie jej stanowisko, a ona poświęci wszystko. Nie zamykałam laptopa. Wyjeżdżałam. W pokoju hotelowym przespałam swoją pierwszą noc od wielu lat. I ta cisza. Nie musisz gotować, sprzątać, rozmawiać, leżysz  na hotelowym łóżku i przerzucasz kanały. Tak właśnie widzi szczęście zmęczona matka i żona.

Przez ileś miesięcy walczysz o równowagę. To znaczy dajesz z siebie 100 proc i tu, i tu. Tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Również coraz bardziej sfrustrowany mąż i dzieci, które jednak są zbyt małe, by żyć bez matki.

I masz guzik, a nie równowagę.

Nie uciekaj

Po iluś miesiącach robisz szybki bilans. Wasze życie musi się zmienić. Nie jesteś w stanie ciężko pracować, a do tego również sprzątać i gotować. Pierwszy raz jesteś zła. Zaczynają się awantury, pretensje i fochy. A w biurze masz miłych kolegów. Uciekasz od tego, kto cię wciąż ocenia, krytykuje. To instynkt. Wolisz wstać o piątej i pojechać do firmy, niż minąć się z nim w drzwiach łazienki i usłyszeć: „Znowu będziesz nie wiadomo kiedy?”. Zagryzacie się wzajemnie i myślicie: „jakoś to będzie”. Tylko, że jest coraz gorzej. Płaczesz w łazience. A potem zbierasz się do pracy… tam jest chociaż miło.

Odpoczywaj

Nie wierz nikomu kto ci mówi, że kobieta może wszystko. Nie słuchaj teściowej, która patrzy surowo na twoją niedomytą  (jej zdaniem) kuchenkę i mówi: „Ja pracowałam, a w domu lśniło”. Zadaj sobie pytanie, czy chcesz żyć jak twoja teściowa i mama.

Ucz się od przyjaciółek, które znajdują czas na sport i pół godziny z książką. Ja nie nauczyłam swoich bliskich, że też istnieję, że moje potrzeby są ważne. Dziś wstałam o szóstej, żeby synowi (11 lat!!!) zrobić kakao. Myślę sobie: „gdzie ja byłam przez ostatnie lata? Spałam?”.

Tyle się mówi, że to młodsze kobiety powinny uczyć się od starszych. To nie zawsze prawda. Ja od dziś  (od teraz!) będę uczyć się od młodszej siostry. Ma 27 lat, dobrze zarabia, jej praca jest pasją. Stawia granice, potrafi prosić o swoje, mąż pomaga jej w opiece nad córeczką. Jest piękna i szczęśliwa. „Jesteś egoistką” – mówi nasza mama. A ona tylko odpowiada: „I co z tego?”.