Go to content

Anna Puślecka: Wiem, co czujesz, słyszę… Nie. Ktoś, kto tego nie przeszedł, nie wie co ja czuję

Anna Puślecka

– Nigdy nie pytałam o rokowania. Każdy dzień, każdy tydzień, każdy miesiąc jest ważny. Wchodzą nowe terapie. Nowe leki, które wydłużają te rokowania. Po co to pytać? Nie ma to sensu, to jest stresowanie samego siebie – mówi Ania Puślecka dziennikarka, producentka w nowym podkaście Lajf Noł Makeup. W 2019 roku usłyszała diagnozę raka z przerzutami. Minęło 5 lat, walczyła o refundację leku dla kobiet, walczyła o prawa pacjenta… A co wywalczyła dla siebie?

Miałaś diagnozę w czwartym stadium, tak?

Początkowa: rak piersi, potem w bardzo krótkim czasie, na skutek przeróżnych pomyłek, okazało się, że mam przerzuty w kościach. I to jest tragedia. Pamiętam, kiedy się dowiedziałam o tym, leżałam w domu na kanapie. Przyjechał mój drogi kolega, znany też ci pewno Maciek Lisowski, który podczas choroby rosoły mi gotował, zupy przywoził. Do tej pory to wspominamy. I pamiętam, ukląkł przy mnie, ja mówię: Maciek, ja mam przerzuty, ku…wa, co to będzie? Co to będzie? Mój mąż w drugim kącie pokoju, nie mówiący po polsku, bo nie jest Polakiem, ale widzący w mowie ciała co się dzieje… Maciek mówi, że będzie wszystko ok. I Łukasz Jemioł, no przecież ja pracuję w świecie mody, on mi zawsze powtarzał – Kochanie, wyjdziesz z tego, wyjdziesz z tego cały czas.

I to jest niesamowite, jak słowa mają moc, jak te słowa ci brzęczą w uchu. I te złe, które mogą ci powiedzieć ludzie i te dobre. Ja byłam tym oczywiście przerażona, bo każda osoba, która się dowiaduje, że ma raka z przerzutami – brzmi to strasznie.

Rak w czwartym stadium to jest właściwie wyrok śmierci. Tak się kojarzy.

Plus przerzuty w kościach. To są tak zwane przerzuty odległe, czyli już na dzień dobry wpisują ci czwarte stadium, czyli ostatnie. I ktoś, kto nie ma mądrego lekarza, który to wytłumaczy i silnej psychiki, no to jest koniec. Po prostu myślisz już tylko o jednym. A to wcale tak nie jest! Ja się szybko ogarnęłam, mówię: w ogóle te kości mnie bolą, nic się nie dzieje. Okazało się, że jestem tym szczęśliwcem, że mam niełamliwe te przerzuty, więc mogłam ćwiczyć i ruszać się. Oczywiście kobiety, mężczyźni też, po raku prostaty, jeśli mają łamliwe przerzuty, no to muszą chodzić w gorsetach i to jest naprawdę niebezpieczne. Trzeba różne leki, brać i terapie. To się zatrzymuje. U niektórych bardziej, u niektórych mniej, każdy jest inny. Cieszyłam się, że mogę sobie żeglować, chodzić na fitness i gdzieś to mnie pozytywnie nastrajało do tej całej sytuacji nieprzyjemnej.

Bardzo szybko się ogarnęłam. Bardzo szybko powiedziałam – nie mogę o tym myśleć, nie mogę ciągle się nakręcać i stresować. I tak sobie funkcjonowałam, pracowałam. Postanowiliśmy spędzać co roku więcej czasu na południu Europy, na małej wyspie. Aż tu nagle, dwa lata temu dowiaduję się, że ja tych przerzutów nie mam, że w ogóle nie mam nowotworu, czyli jestem w 2 proc. osób, którym się to zdarza, ale uwaga – dla systemu ja nadal jestem chora. Nadal mam czwarte stadium i to jest chore!

A ma to znaczenie, że dla systemu jesteś chora?

No tak, bo system cię wciąga, musisz brać leki, mimo że jesteś zdrowa.