Go to content

Dziennik Reni Spiegel – wstrząsające zapiski z czasu wojny

Fot. iStock

Dziennik Reni Spiegel to wstrząsające świadectwo epoki i jeden z najbardziej poruszających dokumentów czasu wojny. Autorka , Renia Spiegel, polska Żydówka, została zastrzelona w 1942 roku przez niemieckiego żołnierza. Miała wówczas niespełna 18 lat.

6 IX 1939

„We czwartek wybuchła wojna! Najpierw 30 albo 31 sierpnia rozpoczęła Polska wojnę z Niemcami. Teraz już i Anglia, i Francja też wypowiedziały wojnę Hitlerowi i wzięli go z trzech stron. Ale i on nie próżnuje. Ciągle nad Przemyślem latają samoloty nieprzyjacielskie, co pewien czas alarm. Ale dzięki Bogu, że na razie nie zrzucono na nasze miasto ani jednej bomby. Bo inne miasta, jak Kraków, Lwów, Częstochowa czy Warszawa, zostały po części zburzone. Ale my walczymy, walczymy wszyscy od młodych dziewcząt począwszy, a skończywszy na żołnierzach. PWK [Przysposobienie Wojskowe Kobiet], do którego należę, też podejmuje rozmaite prace. Ja kopałam już rowy przeciwbombowe, szyłam maski gazowe, służę za gońca, mam dyżury na stacji (podaję herbatę jadącym żołnierzom), chodzę i zbieram żywność dla żołnierzy, słowem walczę wraz z całym społeczeństwem polskim. Walczę i zwyciężę!”

10 IX 1939 r.

„Boże, mój Boże! Już trzeci dzień jesteśmy w drodze. Przemyśl bombardowali, musieliśmy uciekać. Uciekamy we troje, z Arianką (siostra Reni) i z dziadkiem. Opowiadają nam w drodze, że Przemyśl niszczą ciągle, babcia tam została. Boże, ochroń ją. W nocy wyszliśmy pieszo z tobołkami z płonącego i zburzonego po części miasta”. (…)

18 IX 1939 r.

„Utknęliśmy we dworze. Już prawie tydzień tu jesteśmy i nie możemy się dostać w tamte strony do Zaleszczyk. Lwów jest oblężony. W mieście brak żywności. Czasem wstaję skoro świt i staję w długim ogonku po chleb. Wszyscy siedzimy poza tym cały dzień w schronie, to jest w piwnicy, i słuchamy okropnego świstu kul i huku bomb. Boże, ocal nas. Niedaleko stąd kilka bomb zburzyło kilkanaście kamienic. Po trzech dniach wydobyto spod kupy gruzów żyjących ludzi. W nocy niektórzy śpią też w schronach, ci, którzy mają odwagę spać w domu, są zmuszeni sen przerywać i kilkakrotnie zbiegać do piwnic. To życie jest straszne, wszyscy jesteśmy żółci, wyblakli z tego piwnicznego życia, z braku wody i wygodnego łóżka, i snu.

Ale o wiele gorsze są myśli straszne, czarne jak noc, sępie. Babcia w Przemyślu została, tatuś w Zaleszczykach, mama, moja mamusia, w Warszawie. Warszawa oblężona broni się dzielnie, raz po raz odpiera atak. My, Polacy, walczymy rycersko na otwartym polu, tak aby nas widział wróg i Bóg. A nie tak jak Niemcy, którzy bombardują domy cywilnych ludzi, którzy obracają w proch kościoły i trują małe dzieci za pomocą zatrutych (cholerą i tyfusem) cukierków i napełnionych iperytem baloników. Bronimy się również zwycięsko, tak jak Warszawa, jak miasto Lwów i Przemyśl.

Ale w Warszawie jest mama, jest ta osoba, którą kocham najgoręcej, dusza najbliższa, najdroższa. Biedna, ja wiem, że jeśli ona widzi, jak dzieci tam w schronach tulą się do swoich matek, to jest jej tak samo jak nam, gdy to widzę. Boże mój! Wielki i Jedyny. Boże, chroń i zachowaj mi matkę, ześlij na nią tę wiarę, że my żyjemy. Boże Miłosierny, spraw, aby już nie było wojny na świecie, spraw, aby wszyscy byli dobrzy i szczęśliwi. Amen”. […]

24 IV 1940 r.

Od dawna nic Ci nie mówiłam! Od czego teraz zacząć, tyle myśli plątało się po głowie, och, tyle. Zacznę chyba od tego, że tu dzieją się okropne rzeczy, w nocy nagle odbywają się rewizje, aresztują i wysyłają gdzieś w głąb Rosji, tylu znajomych wywieźli, to trwało trzy dni. Każdy chodził jak bez głowy. W szkole były okropne krzyki, dziewczęta płakały. Po pięćdziesiąt osób w jednym wozie towarowym. Można było tylko stać albo leżeć na pryczach. Wszyscy śpiewali Jeszcze Polska nie zginęła

25 II 1941 r., wtorek

Zyguś! Cudny! Cudny! Cudny! Dziś przyszedł do mnie do klasy dzióbuś! Staliśmy na korytarzu (Roma mnie przeklinała w swojej klasie), potem częstowałam go andrutami. I kawałek włożył mi do ust. I powiedział do Irki: „Rena jest na pierwszym planie”, więc to mnie pożyczył Balladynę.

[…]

Irka mi opowiedziała, że Zygu stał z nią na korytarzu i powiedział: „Jaka Rena śliczna”[…]Dziś zobaczę go o szóstej wieczorem. Mamuś cudna, jak dobrze kochać! Boże, spraw, by mi tak było dalej, spraw, spraw…

26 I 1942 r., poniedziałek

Dziś był taki dziwny dzień. Noruśka moja biedna, kochana. Przybiegła dziś rano do mnie i powiedziała z płaczem: „Mój dziadziu nie żyje”. I pobiegła gdzieś. Tak mi się skurczyło serce i tak mnie bolało. Potem byłam niespokojna o nią, myślałam, że ją złapali do zamiatania śniegu. Ja wiem, jaka ona wrażliwa i co to dla niej znaczy. I kiedy tak myślałam o tym, czy gdzieś biedna nie marznie i co teraz robi, poczułam, jak mi jest droga ta moja mała przyjaciółka. Jej dzienniczek jest historią naszej przyjaźni. Można by go zatytułować „Jak hartowała się przyjaźń”. Ale przyznać trzeba, że szlachetniejsze, godniejsze miejsce należy oddać jej. I teraz jesteśmy tak blisko siebie, że odczuwam jej ból jak mój własny. Chciałabym, żeby do nas przyszła. Jej ostatni list był czymś takim ciepłym, że naprawdę trzeba być serdecznym, by móc tak pisać. Jakie to straszne, Irka straciła babcię, Norka dziadka. O Boże, zachowaj przy życiu pozostałych i przerwij tę wojnę. Buluś nie pisze.(…)

Mam siedemnaście lat i kiedy patrzę mu w oczy, zapominam o wszystkim smutnym na świecie. I zapisałabym je złotymi zgłoskami w sercu. Bo ja jestem w tym wieku, w tym stanie, kiedy cieszą słowa, spojrzenia, pieszczoty. Gdy uszczęśliwia sam widok ukochanego. A teraz może tę jasność wprowadziły wiersze. Mamuśku, napisz, co z Tobą!

25 VII 1942 r., sobota .

„Dzienniczku, dobry, kochany mój Przyjacielu! Już tyle chwil strasznych przeżyliśmy razem i teraz, teraz przyszła najstraszniejsza chwila. Teraz  mogłabym się ulęknąć. Ale ten, który nas nie opuścił wtedy, pomoże nam i dziś. On nas wyratuje. Słuchaj Bogu Izraela**, ratuj nas, pomóż nam. Ocaliłeś mnie od kul i bomb, i granatów, dopomóż mi wytrwać, dopomóż nam! Ty, Mateńko, módl się dziś za nas gorąco. Myśl o nas i niech Twoja myśl będzie błogosławiona. Mamusiu moja najdroższa, jedyna, idą takie groźne chwile. Kocham Cię całym sercem moim. Kocham Cię i będziemy razem. Boże, chroń nas wszystkich – i Zygmunta, i dziadków, i Jarośkę. Boże, jedynie Twojej polecam się opiece. Ty mi pomożesz, Ty, Boże.

31 VII 1942 r.

(ZAPISKI ZYGMUNTA, któremu nie udało się uratować Reni ani jego rodziców, których wspólnie ukrył).

Trzy strzały! Trzy stracone życia! Nastąpiło to dnia wczorajszego o 10.30 w nocy. To przeznaczeniem było odebranie mi najbliższych istot. Moje życie jest skończone. Słyszę tylko strzały, strzały… strzały… Renusieńko najukochańsza, ostatni rozdział Twego dzienniczka skończony.

Fot. Materiały prasowe

Autorka , Renia Spiegel, polska Żydówka, została zastrzelona w 1942 roku przez niemieckiego żołnierza. Miała wówczas niespełna 18 lat. Dziewczynka zaczęła prowadzić dziennik jako piętnastolatka. Mieszkała wtedy z młodszą siostrą Arianą u dziadków w Przemyślu. Opisywała wojenną codzienność, pełną dramatycznych zdarzeń – ucieczkę przed nalotami bombowymi, znikanie kolejnych żydowskich rodzin czy tworzenie getta. Jej zapiski przywołują tęsknotę za matką, od której obie siostry zostały odseparowane.

Ale Renia pisze też i o tym, o czym piszą wszystkie nastolatki: o pierwszej miłości (do Zygmunta Schwarzera), słodkich pocałunkach, przytacza zabawne i błahe historie, wyraża zachwyt przyrodą. Nastoletnie egzaltacje mieszają się ciągle z grozą śmierci, natchnione wiersze z opisami dramatycznej, wojennej rzeczywistości.

W „Dzienniku Reni Spiegel” czytamy o tym

– że przyjaźnie się rozpadają, bo każdy patrzy tylko na stronę materialną, ale to wcale nie dziwne, jeśli gęś kosztuje 100 złotych, a dawniej 4 złote, a litr mleka 3,5 zł, a dawniej 5 gr.;
– że maj piękny i chce się żyć;
– że mama, która odwiedza ją tylko czasami, okropnie głoduje;
– że w mieście rewizje i aresztowania, i że zamykają kolejne ulice;
– że za pracę fizyczną dostaje się chleb, a Reni udało się zdobyć jeszcze ziemniaki („odniosłam zwycięstwo w dziedzinie aprowizacji”);
– jak dokładnie wyglądają nocne aresztowania w jej kamienicy;
– jak wyobrażają sobie z koleżanką swoje życie w 1950 roku;
– że pewnie kiedyś przyszłe dzieci jej i Zygmunta powiedzą: „nasz tatuś i mamusia mieszkali w getcie”;
i o strachu przed pogromem, o wywózkach, o przymusowej przeprowadzce do getta.

Tekst kończy się kilkoma wpisami Zygmunta o tym, że Renia jest w ukryciu, podobnie jak jego rodzice, że próbuje ich uratować, ale ostatecznie mu się nie udaje. Zygmunt jednak wojnę szczęśliwie przeżyje, uda mu się zdeponować dziennik Reni po aryjskiej stronie, zdąży jeszcze dopisać pod notatkami Reni mrożące krew w żyłach trzy ostatnie zdania: „Trzy strzały! Trzy życia stracone! Wszystko, co słyszę, to strzały, strzały”.

Dziennik Reni Spiegel to wstrząsające świadectwo epoki i jeden z najbardziej poruszających dokumentów czasu wojny.

Niniejsze wydanie uzupełnione jest posłowiem i komentarzami Elżbiety (Ariany) Bellak – siostry Reni Spiegel.

Renia Spiegel – urodziła się 18 czerwca 1924 w Uhryńkowcach, gdzie jej ojciec, Bernard Spiegel, pełnił funkcję zarządcy dóbr. Jej młodsza siostra Ariana przed wojną występowała w filmach, określano ją nawet mianem „polskiej Shirley Temple”. W styczniu 1939 roku, Renia wraz z siostrą i dziadkami zamieszkała w Przemyślu i tam uczęszczała do Gimnazjum Żeńskiego im. Marii Konopnickiej. Po zajęciu Przemyśla przez Niemców została wraz z rodziną przesiedlona do miejscowego getta. Została zastrzelona krótko po swoich osiemnastych urodzinach, 30 lipca 1942 roku.