Zeszły piątek. Mam wolny wieczór, ponieważ córka spędza ten weekend u ojca. Dostaję SMS-a po 22:00. Już się domyślam, że to on. „Zosia skarżyła się, że na nią krzyczysz. Chcę, żebyś wiedziała, że nie pozostawię tego bez reakcji. Będę się bacznie przyglądał temu, jak się nią opiekujesz i na co wydajesz alimenty”. Zaczyna się. Czy krzyczę? Owszem, czasem krzyknę, jak każdy rodzic. Moim problemem jest fakt, że samotnie wychowuję dziecko i jestem po rozwodzie. Każdy mój ruch jest więc oceniany. Nawet jak jesteś krystalicznie czysta, haczyk się znajdzie.
Nam, skonfliktowanym ze sobą rodzicom, wydaje się, że w czasie wojny wszystkie chwyty są dozwolone. A większość rozstań na jakimś etapie przeradza się w wojnę. Najłatwiej jest dopiec drugiej stronie przy pomocy dziecka. I tak rozpowiadamy na lewo i prawo nieprawdziwe informacje, oczerniamy drugą stronę, by cokolwiek ugrać. Problem w tym, że cierpią na tym te biedne, nieświadome dzieci. Bo mamusi lub tatusiowi zachciało się wojenki.
Czytałam wczoraj historię pewnego ojca spod Warszawy (cały materiał na Polsat News), którego zaniepokoiło zachowanie dziecka i liczne siniaki na jego ciele. Postanowił więc zostawić w domu dyktafon. To, co znalazło się na nagraniu, dosłownie łamie serce.
„Jesteś tak głupi, że cię nie chcę. Wredny, głupi, podły bachor! Wredna, mała gnido”.
„Z tatuniem zostaniesz, p*** bachorze. Już cię nie chcę. Nie chcę cię znać nawet”.
„Mordę będziesz piłował? Do spania zap***, już!”.
„Nie obchodzisz mnie w ogóle, mogą cię zabrać. Nie obchodzisz mnie”.
„Jesteś tak brzydki i głupi, że cię nie chcę. Nie chcę cię. Rozumiesz to?
– Tak”.
Mężczyzna, podejrzewając już wcześniej żonę o przemoc wobec dziecka, zdecydował się zgłosić sprawę do sądu. Jak podaje Polsat News, chwilę później sam został oskarżony przez żonę o molestowanie syna. W efekcie dziecko trafiło pod opiekę rodziny zastępczej. Małżonkowie są w trakcie rozwodu, a mężczyzna od dwóch lat stara się, by dziecko z nim zamieszało. Został oczyszczony z zarzutów, a wobec matki toczy się sprawa.
Czytałam o tym, a oczy robiły mi się coraz większe, bo jestem zszokowana tym, jaki los ludzie potrafią zgotować swoim własnym dzieciom. W wyniku pomówienia o molestowanie, dziecko trafiło do innej rodziny, zamiast wychowywać się z ojcem. Ta sytuacja pokazuje, jak trudno odkręcić coś, co się zrobi. Po co? Na złość? By dopiec drugiej stronie? Zniszczyć życie? Jak wynika z nagrań, przytaczanych przez Polsat News, ta kobieta i tak nie chciała swojego dziecka. Czemu najzwyczajniej w świecie nie zostawiła go pod opieką ojca?
I nagle przypomniały mi się SMS-y, które czasem dostaję od ojca mojego dziecka. Na ile są to zwykłe uwagi, a na ile groźby, że o coś mnie oskarży. Bo łatwo dzisiaj nasłać na kogoś opiekę socjalną z byle błahostki. Tam, gdzie jest ona faktycznie potrzebna, często nie dociera lub dociera za późno. Bo moce przerobowe marnowane są w miejscach, gdzie rodzice toczą swoje wojenki. Dobrze, że są reakcje na takie zgłoszenia, bo niczego nie wolno bagatelizować, ale problem polega na tym, że często są to oskarżenia bezpodstawne, w wyniku których normalnemu rodzicowi odbieranie jest dziecko. I naprawdę bardzo trudno to potem odkręcić. Rodzice, opanujcie się.
Jestem zdania, że należy separować od dziecka tych rodziców, którzy je krzywdzą. Naprawdę. Wierzę, że te wszystkie dyktafony, misie z kamerkami czy zegarki szpiegowskie wielu dzieciom pomogły i zakończyły ich dramaty. Musimy jednak też pamiętać, że łatwo pewnymi dowodami manipulować. I ja jako samotna matka, która nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia, bo całe swoje życie podporządkowałam dziecku, które kocham najmocniej na świecie, i tak żyję w strachu. Bo choć teoretycznie rozwód i walkę w sądzie mam sobą, nigdy nie mogę mieć pewności, czy wojna z eks nie zacznie się na nowo.
Kiedyś widziałam gdzieś w sieci zdjęcie kartki, która była powieszona w przedszkolu. Napis brzmiał mniej więcej tak: „Rodzice, nie wierzcie we wszystko, co dzieci opowiadają na temat przedszkola. My też nie wierzymy we wszystko, co na wasz temat mówią dzieci”. Coś w tym jest. Nie chodzi bowiem o to, żeby nie zwracać uwagi lub bagatelizować słowa dziecka, ale raczej podchodzić do nich z pewnym dystansem. Bo dzieci często sprawdzają, gdy są granice i próbują coś ugrać. Pamiętam, jak moje dziecko po pobycie u ojca próbowało mi wmówić, że nie musi być zębów i na śniadanie je słodycze. Mówiło to w kontekście tego, że ja się na takie praktyki nie zgadzam. Nie uwierzyłam w te rewelacje i nie zadzwoniłam z pretensjami do byłego. Zdrowy rozsądek to podstawa. Tak, dzieci są szczere, ale i szalenie sprytne. Często też wyciągają własne wnioski i interpretują coś po swojemu. Od nas, dorosłych, zależy, co dalej z tym zrobimy. A możemy nieopatrznie wyrządzić dziecku wielką krzywdę.
Popełniamy błędy, nasze rodziny się rozpadają – to się zdarza. Spróbujmy jednak zachować klasę i zdrowy rozsądek. A przede wszystkim kierujmy się dobrem naszych dzieci. Bo mają one pełne prawo do kontaktów z obojgiem rodziców, o ile oczywiście nie wyrządzają oni im krzywdy. A to one potem trafią do rodzin zastępczych, bo się rodzice zagalopowali w swoich oskarżeniach. Dzieci nam ufają, a my gotujemy im piekło.