Dziś Dzień Ojca.
Gdybyś żył Tato ten dzień miałby dla mnie inne znaczenie. Stukałabym sobie w głowię tę datę „Nie zapomnij, nie zapomnij, nie zapomnij”. „Wiem, wiem – mówiłabym sobie – Dzień Matki masz wypisany na czole (sama jestem matką), ale to też ważny dzień, dla ciebie, twoich dzieci. Pamiętaj”.
Gdybyś żył Tato, zastanawiałabym się, co Ci kupić. Przecież nie napiszę już wiersza jak kiedyś. Ciekawe, czy pamiętasz… Szczególnie ten o kropli, napisany dla Ciebie specjalnie. Pamiętasz?
Gdybyś żył, myślałabym o tym, jakbyśmy mogli spotkać się tego dnia na mieście. Co zjeść i gdzie. Ty lubiłeś polskie, rodzime, najlepiej tatar, jakieś mięso, być może kaczka lub kurczak z nadzieniem. Zawsze poprzedzone deklaracją, że jesteś na diecie, tak niemal od 40 lat. Jak ja bym chciała dziś poudawać, że w to wierzę i zjeść z Tobą choćby schabowego w ten szczególny dzień.
Gdyby żył Tato, wydrukowałabym swoje zdjęcie albo też ja i dzieci, a może ja i moje siostry, zrobiłabym z tego obraz, przecież nowe technologie dla Ciebie to czarna magia. Ile razy mówiłam „Tato, jak możesz mieć cały czas tę starą Nokię”, a Ty „Dziecko, a wiesz jak mi dobrze z tym…”. Z tym i także z innymi nawykami. Czapką beretem, której nie znosiłam, brązową teczką, z którą nie mogłeś się rozstać, nawet jeśli nie było już tam co wkładać. Z bluzką wkładaną w spodnie, choć lepiej gdy na luzie wystawała poza paskiem. Okularami, których stare oprawki pamiętały chyba czasy wojny (dziś leżą w mojej szafce i wyzierają smutkiem znad książek).
Gdybyś żył, pomyślałabym o tym wszystkim, co mi dałeś (i tak o tym myślę). Miłością do ludzi. Radością życia ponad wszystkie utrapienia. Pokorą, która uwiera czasami jak za ciasny but, ale nie pozwoliła nigdy wynosić się ponad innych. Czułością skrywaną pod poczuciem humoru na granicy z błaznowaniem (mój syn jest w tym taki sam jak Ty, rozśmiesza mnie do łez).
Gdybyś żył, nie płakałabym dzisiaj. Nie rozumiałabym nadal, czym jest odejście kogoś najważniejszego. Kto zawsze był i zawsze miał być. Nie rozumiałabym też słowa „nigdy”, wiesz przecież, że buntowałam się przeciw ostateczności całe swoje życie. Mimo pokory dla innych spraw.
Panowałabym nad sobą jak zawsze i zarządzała swoimi łzami. To wciąż zaskakujące dla mnie, jak mogą tryskać jak fontanna, gdy idę ulicą i widzę starszego pana z córką. Mieliśmy tak spacerować po ulicach Warszawy, a kiedyś gdybyś miał laskę, trzymałabym Cię pod rękę i szli byśmy powoli, zupełnie nie w naszym tempie, bo przecież oboje spieszyliśmy się żyć, a mimo to sprawiałoby nam to przyjemność, taka nowa jakość, twoja starość i moje starzenie, którego nie doświadczymy razem.
Gdybyś żył, nie widziałabym Cię w innych. Wiesz, że spotkałam Cię w Sylwestra w Rzymie? Zamówiłam właśnie makaron w towarzystwie kogoś bliskiego, kogo nie zdążyłeś poznać i nagle oboje zawiesiliśmy na nim wzrok. Mój partner, pomimo że Cię nie znał, powiedział „Wygląda jak twój tata”, tylko 10 lat starszy, taki jaki miałeś być, gdybyś żył jeszcze. Ten Sylwester był smutny Twoim brakiem, Tato, był inny niż te dotąd, pierwszy taki pozbawiony beztroski, którą było moje życie dotąd. Wierzę, że to nie był przypadek, że spotkaliśmy się tuż przed Nowym Rokiem. Chciałeś się pożegnać, prawda, bo nie zdążyliśmy tego zrobić?
Gdybyś żył, zadzwoniłabym rano. Powiedziała, że Cię kocham, mimo iż to trudne dla mnie, wiesz o tym. Zrobiłabym to wszystko, co mogę sobie dziś tylko wyobrazić, stojąc nad Twoim grobem i tęskniąc potwornie. Łapie mnie wtedy taki bezdech, który znasz, gdy nie mogłam sobie z czymś poradzić, a Ty mówiłeś „będzie dobrze”. Dziś mówię to sobie sama.
Wiem, że będziesz wracał do mnie w takich dniach jak dziś, w spotkanych ludziach, w moim synu. Jeszcze nieraz się spotkamy, Tato. Wszystkiego najlepszego, Kochany, z okazji Dnia Ojca, zjem dziś sama tę kaczkę z jabłkiem, przejdę się starówką, udając że Cię trzymam pod ramię i kupię Ci szary beret, abyś miał nowy jak przyjdzie jesień.
Kocham Cię, M.