Ewa Zakrzewska, niezwykle popularna modelka plus size, z sukcesami prowadzi swoje profile w mediach społecznościowych. Prowadzi biznes i wciąż utrzymuje się na topie w branży. Jest wsparciem, wzorem i inspiracją dla wielu kobiet. Nie owija w bawełnę, choć wielokrotnie z pewnością sporo ją to kosztuje emocjonalnie. Tak jak tym razem.
Na Facebooku i Instagramie opublikowała piękne zdjęcie (niesamowita jest ta sukienka, tak na marginesie), które nie zapowiadało niczego niedobrego. Kiedy jednak „zjechałyśmy” do opisu, ciarki przeszły nam po plecach.
„Zamiast zdjęcia z cudownej sesji z @weronikagranicafoto miałam wstawić dziś screeny hejtu jaki wpływa od wczoraj z różnych portali. Ale nie wstawię tego na siatkę.
Bo ten profil nie jest o tym, jak łatwo przychodzi niszczenie drugiego człowieka, bo jest gruby. Opowiadam Wam tu obrazkowo swoje historie. Od mody i pracy, po prywatne kwestie, jak moje zaburzenia odżywiania, które mam od dziecka. W zeszłym roku poddałam się znowu, po podobnym w sile ataku kilku tysięcy osób od znanej influ. Poszłam znowu w kompulsywność, wróciły epizody bulimiczne. Aktywność fizyczna? Codziennie zmartwychwstawałam, żeby ciągnąć Ewokrację i się uśmiechać do nagrań i fot. Teraz będzie lepiej, mam wsparcie i dam radę❤️
Gdy opowiedziałam o locie @ryanair i słabej sytuacji z obsługą w social mediach, nie było szumu. Teraz kilka wyciętych zdań z długiego wywiadu lata po portalach i klika się jak cholera. A ludzie nie mogą znieść grubej, która się odważyła powiedzieć o sytuacji w samolocie. Nikt nie dosłuchał wywiadu. Ważne są dwie kwestie. Jest gruba i nie siedzi cicho”.
Historia feralnego lotu, w którym uczestniczyła Ewa, obiegła media lotem błyskawicy. Podczas podróży modelka poprosiła obsługę o przedłużkę do pasów bezpieczeństwa. Jest to święte prawo każdego pasażera i obsługa pokładowa powinna zadbać, żeby taka potrzeba została zaspokojona jak najszybciej. Nie może być sytuacji, w której pasażer podczas startu i lądowania nie jest zapięty pasami bezpieczeństwa. A tak się właśnie stało w przypadku Ewy Zakrzewskiej. Stewardessa obiecała przynieść pas, ale tego nie zrobiła. Przed lądowaniem zauważyła to inna kobieta z obsługi i… rozpętało się emocjonalne piekło.
Zrobiła bardzo głośną scenę. Ludzie zaczęli się odwracać z kilku rzędów, ja byłam w dość sporym szoku – powiedziała Ewa Zakrzewska w wywiadzie udzielonym o2.pl. – Powiedziała: „ja teraz muszę przesadzić ludzi, pani się nie mieści w pas”.
Po tych słowach przesadziła inną pasażerkę i Ewa otrzymała przedłużkę, o którą prosiła kilka godzin wcześniej. Przyznaje, że czuła się w tej sytuacji okropnie, że stewardessa zachowywała się ostentacyjnie i uwłaczająco.
Co się dzieje dalej? Ewa Zakrzewska opowiada o tym w jednym z wywiadów i zaczyna się prawdziwe zamieszanie. Ale nie, nie chodzi o to, że otrzymała przeprosiny od linii lotniczej, w której doszło do tej sytuacji. Nie chodzi o to, że przewoźnik spotkał się z falą krytycznych komentarzy, prośbami o wyjaśnienia itp. Nie. Z hejtem spotkała się Ewa.
Nie będziemy cytować tysięcy ohydnych komentarzy, które zalewają polski internet pod newsami opisującymi tę sytuację. Powiemy tylko, że to się musi skończyć. Musi się skończyć ten hejt, upokarzanie, wytykanie palcami, szukanie dziury w całym, wszystkie te negatywne emocje.
I nie chodzi tylko o osoby plus size. To dotyczy wszystkiego. Z hejtem, paskudnym słowotokiem przypadkowych, anonimowych „komentatorów” i „komentatorek” (tak, drogie panie, robimy to sobie nawzajem, co jest już naprawdę okropnością) mamy do czynienia na każdym kroku. Hejtowana jest gwiazda, bo przytyła, hejtowana inna, bo schudła (Margaret!), hejtowana, bo stanęła w obronie słabszych (Basia Kurdej-Szatan) itd. itd. itd.
Ludzie, nie może tak być! Wykończymy się wzajemnie!
Ewo, jesteśmy z Tobą! <3