Ty pytasz, my znajdujemy specjalistę, który odpowie na wszystkie twoje wątpliwości. Przeczytaj list Martyny, która bardzo chciałaby namówić partnera na stosowanie zabawnego wibratora i generalnie marzy o urozmaiceniu w sypialni. Czy jej „nudny seks” da się jeszcze jakoś uratować?
– W codziennym życiu łatwo jest zamiatać różne sprawy pod dywan. Ale w łóżku trudniej to zrobić. Ciało zawsze mówi prawdę „, twierdzi Joanna Keszka, ekspertka w dziedzinie kobiecej seksualności.
„Mam ochotę przeżywać wspaniałe orgazmy. Kiedy słyszę od moich koleżanek, że mają wielokrotne orgazmy, albo takie, po których nie potrafią powstrzymać emocji i po prostu płaczą – wzbiera we mnie zazdrość. Kiedyś koleżanka opowiadała mi, że była tak podniecona, że po prostu czuła, jakby się posiusiała po seksie. Czy to mógł być kobiecy wytrysk? Zazdroszczę jej! Przez wiele lat nie miałam orgazmów, aż w końcu nauczyłam się je osiągać, ale zawsze dzięki temu, że stymulowałam ręką łechtaczkę. Teraz po latach małżeństwa wszystko wygląda okropnie tak samo: noc w noc przeżywamy z mężem bardzo podobny scenariusz. Jestem po czterdziestce i mam ochotę zaszaleć. Słyszałam, że teraz są takie nowoczesne wibratory — pingwinki. W jaki sposób one działają? Jak namówić partnera, by chciał skorzystać z takiej nowości. Kochamy się z mężem, ale ja marzę, by przed pięćdziesiątką zakosztować jeszcze szalonych nocy. Jakoś mi się nie wydaje, by mój mąż był w stanie temu sprostać. To dobry człowiek, ale okropny nudziarz, zwłaszcza w seksie. Niestety zawsze tak było. Przyznam też, że trochę boję się, że jak mu o tym powiem, to on się obrazi. Już nie raz tak się zdarzało. Proszę, poradźcie mi, co zrobić?” – Martyna
Z twojego listu wynika, że bardzo boisz się, że nie zdążysz już przeżyć wspaniałego seksu. Nie obawiaj się tego. Do mojego butku przychodzą kobiety nawet po siedemdziesiątce, które nadal odkrywają swoją seksualność i ja to postrzegam jako wielkie szczęście i dar. Kobiety po czterdziestce często czują, że muszą brać sprawy w swoje ręce i… bardzo dobrze. Tylko warto wtedy też brać odpowiedzialność za siebie, nie podążać za fantazjami, że inne kobiety mają lepsze orgazmy. Może będę brutalna, ale mim zdaniem „wzięcie za siebie odpowiedzialności” w twoim wypadku może oznaczać zderzenie się z rzeczywistością.
Czytając twój list, odniosłam wrażenie, że tak naprawdę w waszej relacji ukryty jest jakiś głębszy problem, a to, co się dzieje, kiedy idziecie do łóżka, jest niejako odbiciem, konsekwencją tych kłopotów. Seks jest jak papierek lakmusowy związku. Na barabarella.pl od lat promuję takie hasło: „Głowę oszukasz, cipki nie oszukasz”. W codziennym życiu łatwo jest zamiatać różne sprawy pod dywan. Ale w łóżku trudniej to zrobić. Ciało zawsze mówi prawdę – reaguje szczerze i adekwatnie. Spina się, rozluźnia, pragnie, ma dreszcze… Często jest tak, że nawet przed sobą samym udajemy, że wszystko jest okej w naszej relacji, a jak idziemy do łóżka – to zaczynają się kłopoty.
Wiele osób mówi, że tak naprawdę… seks w związku nie jest taki ważny. Moim zdaniem jest ważny! My jesteśmy wychowani w kulturze: romantycznego mitu miłości. Promuje się i chwali kobiety uległe, zawsze ze wszystkiego zadowolone i usłużne, które podają na obiad własnoręcznie ulepione pierogi z szerokim uśmiechem i spokojem. A prawda jest taka, że miłość to jest także namiętny seks! Dlatego Martyno, chciałam ci powiedzieć, byś przyjrzała się, co mówi ci ciało. Porozmawiaj uczciwie sama ze sobą, czego pragniesz, w jakim momencie życia jesteś i czy czujesz się szczęśliwa. Zastanów się tak na spokojnie, co się dzieje w waszej relacji na co dzień. Oczywiście, że w stałym dobrym związku intensywność podniecenia opada, ale pozostaje otwartość i zaufanie, czyli taka przestrzeń na rozmowę. Prawda często nas najpierw wkurza, a potem – wyzwala.
Zastanów się też, czy przypadkiem to, co się dzieje między wami w łóżku, nie jest jakimyś rodzajem nieświadomej gry. Zdarza się, że jeśli kobieta namawia partnera na nowości i cały czas, wszystko jest odrzucane, to może świadczyć o tym, że ten „nudny seks”, wcale nie jest „nudnym seksem” tylko formą sprawowania kontroli. Czy on chce, by w łóżku było „wszystko po mojemu”? Oczywiście to jest tylko przykład, jedna z możliwości.
Chciałam ci jeszcze na koniec opowiedzieć chwilę o wibratorach. Pamiętaj, że z branżą gadżetów erotycznych jest tak jak z każdą inną: torebek, samochodów, czy butów. Co jakiś czas pojawiają się różne nowości. Pingwinek moim zdaniem swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim temu, że nie wygląda jak klasyczny wibrator. Po prostu ten zabawny kształt powoduje, że łatwiej go „przemycić” do alkowy. To jest nowość – satisfyer, wibrator bezdotykowy, który wytwarza strumień powietrza stymulujący łechtaczkę. Faktycznie stał się modny ostatnio, ale ja jednak traktowałabym go ja wibrator drugiego wyboru. Wydaje mi się Martyno, że jeśli nigdy nie stosowałaś wibratora – spróbowałabym jednak na twoim miejscu na początek czegoś bardziej klasycznego. Od lat absolutnym hitem u mnie w butiku jest taki niewielki masażer łechtaczkowy, nazywany „Mały Francuz”. Cichy, na ładowarkę i pokryty delikatnym materiałem. Zakłada się go na palec i można stosować solo albo w duecie. A jak przekonać do takiej zabawy partnera? Często powtarzam klientkom, że tak naprawdę na końcu każdego wibratora… jest człowiek. Ta myśl bardzo pomaga zwłaszcza mężczyznom przekonać się do gadżetów erotycznych. Ja wierzę, że to człowiek prowadzi wibrator. Nie odwrotnie.