Ładny dzień. Zielono, słońce. A ja jestem smutna. Właśnie żegnam bliskich mi ludzi. Postanowiłam, że już nie będę o nich zabiegać. Jestem zmęczona, dość. Nie ma znaczenia, ile lat i miesięcy byliśmy obok siebie, nie ma też znaczenia, że jedna z tych osób jest członkiem rodziny. W sumie każdy czas jest dobry na oczyszczanie, prawda?
Latami potrafimy tkwić w relacjach, które nas drenują. Nawet tego nie widzimy. Ktoś nas używa, wykorzystuje, jesteśmy dla niego przystankiem, pojawia się tylko, kiedy potrzebuje, jest tylko po to, żeby się na nas wyżyć. Nie potrafimy tego nazwać, ale czujemy się źle. Coś nie gra. I nagle spadają nam klapki z oczu. To jest bolesne, szczególnie, gdy okazuje się, że najbardziej drenuje nas ukochany, najbliższa przyjaciółka albo matka. Na początku próbujemy zawalczyć. Zaczynamy stawiać granice, prosić, zmieniać się. Efekt jest odwrotny od oczekiwanego. To nie ma sensu. Trzeba się ewakuować.
Pomyślałam, że jest sygnałów ostrzegawczych, które wyraźnie mówią: „Uważaj, trzymaj się z daleka”. Dlaczego my tak często tego nie widzimy? A naprawdę powinniśmy opuszczać ludzi, którzy…
Traktują nas, jak tło dla własnego ego
Jeśli mamy bliską osobę chcemy, żeby ta relacja była równa. Obie strony są tak samo ważne. Ich potrzeby, sprawy. Oczywiście, nie chodzi o to, że mam być codziennie po równo. To naturalne, że kiedy ktoś, kogo kochamy odnosi sukces, coś mu się udało, ma ważne wydarzenie w życiu – schodzimy na chwilę na dalszy plan. Ale tak nie jest zawsze. Ilu z nas spotyka jednak ludzi, dla których jest tylko lustrem. Chodzi o to, żeby przy nas, przez nas zobaczyli jacy są ważni, atrakcyjni, piękni. Czasem to może być facet, który spotyka się z nami tylko dlatego, że my jesteśmy zakochane. Karmimy go, a on pełen energii odfruwa, żeby za chwilę znów do nas wrócić. Po to, żeby się najeść. Czasem są to nasze przyjaciółki. Nie dzwonią, żeby porozmawiać, ale żeby odegrać spektakl genialnej aktorki. To mi się udało, tamto się udało, w tym jestem świetna, w tym jeszcze lepsza. Ty? Na ciebie nie ma tu miejsca.
Albo poduszkę na łzy
Generalnie jesteśmy cudowne, jeśli ktoś ma kłopot. Bo musi opowiedzieć dziesiąty raz historię o kochanku, który nie dzwoni. Albo o mężu złym. Albo o narzeczonej, która zdradziła. Poświęcamy czas, dajemy energię, moc. Ale za tym nigdy nie idzie wzajemność. Gdy my mamy problem, on jest bagatelizowany. Albo niezauważany. Ostatnio moja przyjaciółka opowiadała o swojej siostrze. Siostrze. Która dzwoni tylko wtedy, jak ma ochotę się wypłakać. Później potrafimy nie odbierać telefonu tygodniami. Pouczają nas. Okropnie w tym wyglądasz, nigdy nie noś tej sukienki, dlaczego jesteś taka nieśmiała, musisz bardziej walczyć o swoje, przestań być taka napastliwa. Są ludzie, przy których czujemy się, jak dzieci. Nawet jeśli próbujemy zwracać im uwagę, dowiadujemy się, że przecież to z troski. Doprawdy to z troski kogoś się umniejsza? Ciekawe, prawda? Czasem nie muszą mówić. Wystarczy komunikacja niewerbalna. Wzruszanie ramion, przewracanie oczami, westchnięcia. I tak czujemy, że jesteśmy niewystarczające.
Bez przesady, już jesteśmy za dorosłe, żeby się w to bawić.
Boimy się ich
Ich niestabilności, reakcji na niektóre rzeczy. Są ludzie, którzy mają swoją nieustanną emocjonalną huśtawkę i bardzo chcą, żebyśmy też się na niej huśtały. Jednego dnia są do rany przyłóż, następnego dnia chłodni i obcy. Jednego dnia nic ich w nas nie denerwuje, drugiego dnia wszystko. W pewnym momencie zauważamy, że zaczynamy chodzić koło nich na paluszkach. Uważnie, ostrożnie, w lęku.
Obrażają się, jeśli mówimy im, co nam przeszkadza
To klasyka. Jesteśmy fajne, jak tańczymy, jak nam zagrają. Wspieramy ich ego, ładujemy w nich energię, zasilamy, słuchamy, spełniamy potrzeby. Nie mamy mocy? Chcemy powiedzieć prawdę, jak się czujemy w tej relacji- katastrofa. „Nie mam ochoty tego słuchać” słyszymy. Albo coś w w tym stylu. Wiadomo, wibracje muszą być tylko dobre, bez histerii i takie tam. Czyli w tłumaczeniu na nasze: nie wychylaj się, bo za chwilę mnie nie będzie. Nie podoba ci się, to spadaj.
Milczą zamiast komunikować wprost
Mistrzowie karania milczeniem. Nie wiesz, o co chodzi. Wiesz tylko, że coś jest nie tak, bo odpowiedź na wiadomości jest lakoniczna albo nie ma jej wcale. Generalnie domyśl się i skacz wokół królewicza, czy królewny. No nie, życie to nie jest bajka jednego króla, czy królewny.
Narzekają na innych
Kiedyś usłyszałam. Jeśli ktoś bardzo źle mówi o innych, kiedyś powie też o tobie. Jeśli ktoś gardzi innymi, dlaczego ma nie gardzić tobą? Jeśli ich ocenia, nie rozumie– dlaczego ty masz tego uniknąć. Miałam kiedyś przyjaciółkę. Zaprosiła do siebie znajomą parę, a potem ich obgadywała: bałaganią, nie zmywają, za długo siedzą, są beznadziejni. Nie zwróciłam na to uwagi. Ciągu dalszego można się domyśleć- później zaczęła to samo mówić o mnie.
Tak naprawdę nie są nami zainteresowani
I tu właściwie dochodzimy do sedna. Nie są nami zainteresowani dlatego nie próbują dla nas pracować nad sobą. To na nas spada cała ekwilibrystyka. Mamy być wodą, która doskonale wypełni naczynie. Koniec, kropka. Nie to do widzenia, żegnaj. I zamiast tak bać się tego „żegnaj”, powinniśmy chyba to olać i powiedzieć: „Tak, tak, właśnie, żegnaj”. Bo prawda jest taka, że zajęci ludźmi, którzy mają nas gdzieś, nie widzimy tych, którym zależy. Naprawdę zależy. Są przy nas, gdy cierpimy, nie odstawiają spektaklu, sprawiają, że czujemy się sobą. Interesują się, nie pouczają, są i chcą dalej z nami iść przez życie. Napisałam ten tekst i zaraz zadzwonię do przyjaciółki, którą tak często przegapiam.. Nie wiem dlaczego czasem tak bardzo chcemy zaspokoić tych trudnych ludzi.
Czas z tym skończyć. Czy tak nie będzie zdrowiej?