Go to content

„Zobacz co za ludzie, jeszcze zwieją i nie przeproszą, że zarysowali nam auto”. 10 bardzo kobiecych kłamstewek

Fot. iStock / tarasov_vl

No dobra, może strzelimy sobie właśnie w kolano, a może żaden facet po prostu tego nie przeczyta. Ale popłakałam się ze śmiechu, kiedy koleżanka próbowała przekonać swojego męża, że wcale nie była u fryzjera, a jej włosy to efekt dzisiejszej pogody – deszczowej. Jak to jest, że normalnie mężczyźni nie zauważają zmiany naszej fryzury, a kiedy tak bardzo nam zależy, żeby jej nie zauważyli, bo przecież byłyśmy dłużej w pracy, a nie u naszej ulubionej fryzjerki – to dostrzegają najmniejsze cięcia.

Możemy teraz dyskutować, że szczerość wobec partnera jest najważniejsze, że nawet najdrobniejsze kłamstwa mogą zniszczyć związek. Ok., wszystko się zgadza. Ale przyjrzymy się sobie szczerze – która z nas choć raz nie skłamała.

„Wychodzę ze sklepu patrzę – zarysowane auto”

To nic, że szrama ciągnie się na pół drzwi albo, że zderzak połamany. Idziemy w zaparte. W życiu się nie przyznamy, że dawaliśmy facetowi na parkingu kasę w rękę dla świętego spokoju, żeby mógł sobie podlakierować bok  auta po tym, jak go nie zauważyłyśmy wyjeżdżając z parkingu. Albo, że rozmawiałyśmy z przyjaciółką przez telefon i nie zdążyłyśmy zauważyć we wstecznym lusterku lampy… Albo, że wózek nam „uciekł” i uderzył w samochód: „Zobacz co za ludzie, jeszcze zwieją i nie przeproszą, że zarysowali nam auto”. A lusterko urwał nam „jakiś palant” pod sklepem i jeszcze podał zły numer telefonu, więc nie ma jak ściągnąć kasy z ubezpieczenia.

„Kochanie pyszny ten gulasz” – „Dziękuję, cieszę się, że ci smakuje”

I nawet się nie zająkniemy w myślach prosząc, żeby nasza mama nie spytała przy jakieś okazji: „I jak gulasz smakował, zrobiłam wielki gar, to wam podrzuciłam na obiad”. I przysięgasz sobie, że dopytasz jej dokładnie, jak go robi. Bo tobie nigdy nie wychodzi, aż tak dobry. Ale on – a niech sobie myśli, że to ty. W końcu przedwczoraj zrobiłaś pyszną fasolową, to nawet nie skomentował, choć zjadł dwa talerze.

„Za słone? No co ty, wsypałam tylko pół łyżeczki”

To także z naszych kulinarnych wpadek. Tyle, że to pół łyżeczki było razy trzy, bo zapomniałaś, że soliłaś. „Ta sól chyba jakaś inna”, brniesz i dolewa wody do szklanki, żeby miał czym popić. Po soli chce się w końcu pić.

„Jestem na diecie”

Hahahaha, aż się sama rozśmieszyłam, choć kiedy tak mówimy jesteśmy święcie przekonane, że na tej diecie jesteśmy. Choćby miała ona trwać dwie godziny. Odmawiamy sobie ziemniaków, mówimy, że słone paluszki wieczorem, to zło. Ale kiedy nikt nie widzi podjadamy z lodówki kawałek szynki, a później ogórka, aż kończymy na kanapce robionej po kryjomu w nocy. Nasz partner rano widząc jak wciągamy białą bułkę z dżemem – milczy. On udaje, że nie pamięta o diecie, a my jesteśmy mu wdzięczne, że nie komentuje.

„Ta kiecka – no co ty stara, nie pamiętam, kiedy ją kupiłam”

Klasyka. Metki od nowej bluzki jeszcze w śmietniku, ale my twardo twierdzimy, że to bluzka, którą kupiłaś dwa miesiące temu na urodziny teściowej, tylko ostatecznie założyłaś coś innego. A jeśli już musisz przyznać, ze to coś nowego mówisz: „Kochanie nie uwierzysz, jakie są teraz wyprzedaże. Zobacz to wszystko – koszulkę, sukienkę, pasek, korale i okulary przeciwsłoneczne kupiłam za 120 złotych. O i tobie kupiłam jeszcze majtki”.

„Kochanie, wrócę później, szef oszalał i na jutro muszę przygotować raport. Poradzisz sobie”.

Ostatnią część kłamstwa dodajemy z taką troską, że nie ulega wątpliwości, że wolałybyśmy być już dawno w domu. O raporcie zapominamy zaraz po odłożeniu telefonu, bo przecież ten spokojnie zdążymy zrobić jutro, a teraz mamy czas na pyszną kawę w ulubionej kawiarni z przyjaciółką i na plotki. Taaak, takie popołudnia bez wyrzutów sumienia (bo przecież ciężko pracowałyśmy) – bezcenne.

„Widziałaś mój sweter?” „Nie, może w praniu?”

Tymczasem sweter – przez nas znienawidzony, bo źle mu w tym kolorze i w ogóle wygląda w nim kiepsko i przytulić się nie możesz, bo gryzie, już kilka dni temu wylądował w śmietniku. „Pewnie nie zauważy, a w końcu o nim zapomni” – usprawiedliwiamy się w myślach i oddychamy z ulgą, kiedy on zakłada w końcu coś innego i przestaję drążyć temat „tego” swetra.

„Nie słyszałam, że dzwoniłeś”

Mówimy, gdy w końcu on się dodzwonił i pyta: „Dlaczego nie odbierasz”. Jasne – nie słyszałam. A masz – też się trochę o mnie pomartw. Zobacz jak to jest, kiedy ty nie odbierasz telefonu, bo spotkałeś się z kumplami, miałeś wrócić godzinę temu i zero – ani telefonu ani SMS-a, a ja umierałam ze strachu.

„Nie, nie śpię, tylko oczy na chwilę zamknęłam”

Tłumaczymy, gdy przysypiamy na kanapie, a on opowiada nam co wydarzyło się dziś w pracy. Owszem – bardzo interesujące, ale dziś marzymy tylko o drzemce, wiec na pytanie: „Czy ty w ogóle mnie słuchasz?”, odpowiadamy: „Kochanie, ależ oczywiście, naprawdę rozumiem cię” – wystarczy, by móc znowu zmrużyć oko.

„Wiesz co, Anka właśnie wysłała mi SMS-a. Coś się dzieje, muszę do niej jechać. Ok?”

To nic, że już wczoraj umówiłyście się na wspólny wieczór, tylko ty zupełnie o tym zapomniałaś i nie powiedziałaś, że masz wieczorne plany. By wyjść z twarzą i oczywiście bez poczucia winy, że nagle zostawiasz mu cały dom na głowie – biegniesz ratować przyjaciółkę. A kiedy rano on pyta: „I co tam u Anki się stało” mówisz: „A znasz ją, znowu przejaskrawiła”.

U mnie w domu klasyką jest, gdy mąż robiąc sobie wieczorem kanapki pyta, czy też mam ochotę. Zawsze zaprzeczam, a on zawsze robi jedną lub dwie więcej, bo wie, że i tak po nie sięgnę 🙂

A wy – macie jakieś swoje małe kłamstwa? Coś byście dodały?

P.S. Tekst skonsultowałam z mężem, który tylko pobłażliwie się uśmiechnął mówiąc: „Sama prawda” 😉