Go to content

Trzy rzeczy, które uratują każdy związek. Zapiski z terapii małżeńskiej

Photo by Adriana Velásquez on Unsplash

On miał kochankę, ona traktowała go jak ojca. Czy ten związek miał jeszcze szansę? Nie byłam przekonana Najpierw zadzwonił on. Powiedział, że musi jak najszybciej umówić z żoną na terapię małżeńską, bo ich związek wisi na włosku. Są razem 20 lat, poznali się w liceum, teraz myśli o rozwodzie, zakochał się w innej kobiecie. Problem jednak w tym, że jego żona nie pracuje, nie jest więc zdolna do samodzielnego utrzymania.

„Musimy popchnąć to w jakąś stronę” rzucił. Zaproponowałam sesję na skypie w czwartek o 19.00. „Nie wiem, czy ona o tej godzinie nie będzie u przyjaciółek! Czy pani zdaniem to normalne, że kobieta zamiast pracować, spędza czas z koleżankami?!” W jego głosie znów zabrzmiała nuta pretensji. Nie skomentowałam, ale czułam, że mężczyzna jest bardzo zły na partnerkę.

Czwartek 19.00 po raz pierwszy. Dialog to podstawa

Zawsze wolę spotykać ludzi osobiście. Szczególnie pary. Już nawet samo wejście do gabinetu wiele mówi o dynamice związku. Kto gdzie usiądzie, jak się zachowuje. Para milczy, uśmiecha się, jedno przejmuje pałeczkę, drugie próbuje ukryć skrępowanie. Tak, zawsze jest skrępowanie, jedni przez to są bardziej zamknięci, drudzy weselsi, rozmowni, chcą wypełnić przestrzeń, nie dopuścić do ciszy.

Marcin i jego żona Ewa mieli koło 36 lat. Mimo, że widziałam ich tylko na ekranie, wyczuwałam ogromne napięcie. Autorem tego napięcia był on. Roznosił sobą całą przestrzeń, dużo mówił, gestykulował. Ewa była cicha, skrępowana. Chciałam, żeby poczuli się bezpiecznie, poprosiłam więc, żeby opowiedzieli, jak się poznali.

„Znamy się od liceum, jesteśmy razem od drugiej klasy” zaczął historię Marcin. Ewa wyraźnie się rozpromieniła, gdy spytałam o przeszłość. Ale, gdy próbowała wtrącić się do opowieści, mąż machał ręką i przerywał. Po kilku takich sytuacjach sama poczułam zdenerwowanie. Dynamika tej relacji nie była trudna do odgadnięcia, to on w tym związku zarządzał. Zaczęłam zastanawiać się, od jak dawna się nie słyszą, i od jak dawna ze sobą nie rozmawiają. Układ był taki: on mówi, ona wypełnia polecenia.

Przez pierwsze spotkanie próbowałam wyciągnąć z Ewy, czego ona potrzebuje w tym związku. On oczekiwał, że ona pójdzie do pracy i stanie się niezależną i samowystarczalną osobą. Ale nie miałam pojęcia, czego pragnie ona.

Romans Marcina nie był tajemnicą. Przyznał się do tego, co więcej, ze szczegółami opowiadał jaka tamta jest. Ambitna, na wysokim stanowisku, sprawcza. Miałam wrażenie, że opowieść o tamtej dobijała Ewę jeszcze mocniej.

Od początku ustaliłam zasady. Na czas terapii Marcin musi przestać widywać się z kochanką. Niezależnie od tego, jak potoczy się dalej małżeństwo Ewy i Marcina, teraz muszą być sami. Poprosiłam też Marcina, żeby dał swojej żonie pięć minut na mówienie, bez przerywania jej. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo siebie nie słuchają. Są przekonani, że wiedzą, co ta druga osoba chce powiedzieć, albo chcą ją poprawić, bo uważają, że mówi źle, myli fakty. Zapominają, że związek to nie fakty. To emocje. Historię każdy ma własną.

Ewy historia była taka: zakochała się w Marcinie, bo był pewnym siebie liderem, wyróżniał się na tle chłopaków z klasy. Ona była z kolei najlepszą uczennicą. Oboje poszli na zarządzanie, już na studiach Marcin znalazł pomysł na biznes. Ewa na początku bardzo mu pomagała. Miałam wrażenie, że byli zgranym teamem. Gdy firma zaczęła przynosić duże dochody, zdecydowali się na kupno działki i budowę domu. Ewa została oddelegowana do urządzania „gniazdka”, Marcin został w firmie, do której później Ewa już nie miała powrotu.

Czwartek 19.00 po raz drugi. Konieczna jest świadomość obciążeń, z którymi weszliśmy w związek

Nie byli szczęśliwi. To przyznali oboje. On jej nie szanował, ona się go bała. Próbowałam więc zrozumieć, co ich tak bardzo ze sobą trzyma, chciałam też, żeby oni się tego dowiedzieli.

Drugą sesję poświęciliśmy rodzinom, z których pochodzili. Pytałam o relacje z dzieciństwa, najważniejsze zdarzenia. Okazało się, że oboje pochodzą z rodzin alkoholowych. U Marcina alkoholiczką była matka, u Ewy ojciec. Ojciec Ewy był też przemocowy, despotyczny. Moja klientka doskonale więc umiała wpasować się w związek, gdy ktoś nią „zarządzał”. Oczywiście Marcin nie był taki, jak jej ojciec. Miał dużo dobrych cech: opiekował się nią, zapewniał utrzymanie, miał wiedzę i mądrość, która imponowała. Ewa czuła się przy nim bezpieczna. „Jak dziewczynka przy dobrym ojcu” przeszło mi przez myśl. Bo tak było. Marcin zaspokajał potrzeby, których w dzieciństwie nie zaspokoił ojciec. Nawet podczas spotkania za każdym razem patrzyła na niego, jakby oczekiwała aprobaty.

Marcinowi kiedyś imponowało to, że jest dla ukochanej kobiety punktem odniesienia. W końcu poczuł się tym obciążony. Jednak nie do końca. Sam czuł się bezpiecznie w ramionach Ewy, była tak inna od jego niestabilnej matki. Ewa zaspokajała też jego potrzebę władzy, kontroli. I nie musiał się przy niej bać– była cała jego.

Problemem w ich związku szybko stał się brak seksu. Ona nie mogła przecież pragnąć bliskości z kimś, kto miał być ojcem. On szukał partnerstwa, pragnął też mieć kogoś, komu raz na jakiś czas odda kontrolę – tę funkcję spełniła kochanka.

Czwartek 19.00 po raz trzeci. Oboje muszą być gotowi na zmianę

Ewa zaczęła opowiadać, że Marcin bojkotuje każdy jej pomysł pracy. „Bo ona wymyśla jakieś idiotyzmy! A to, że zostanie behawiorystką zwierząt, a to, że założy hodowlę psów rasowych! Albo że będzie robić i sprzedawać biżuterię kobiecą” wyrzucał. Marcin więc chciał, żeby Ewa pracowała, jednocześnie wyobrażał ją sobie tylko w korporacji, na określonym stanowisku. Nie rozumiał, że to jest dla jego żony ograniczające. Pracowaliśmy więc nad tym, żeby zmienił swoje przekonania. Jeśli pragnie, żeby Ewa była wolna i niezależna, musi jej na to pozwolić.

U Ewy ważne było zbudowanie poczucia własnej wartości. Niezależnie od sytuacji. Jest dorosła, nie musi oczekiwać akceptacji Marcina w każdym działaniu.
Ewa miała zrobić krok naprzód, on krok do tyłu.Zrozumieli też, że dynamika ich związku jest przemocowa, ale to działa w obie strony. Ewa często wycofywała się, ustępowała, a potem płakała w ukryciu. W jakimś sensie sama wchodziła w rolę ofiary, godziła się na nią. Pracowałyśmy więc też nad tym, żeby umiała
reagować inaczej, stawiać granice. Na początku „nie” przychodziło jej z trudem. Potem zobaczyła, że za każdym razem czuje się silniejsza. Owszem, wbrew pozorom Marcinowi było trudno z tym nagłym „nie” Ewy. To budziło jego niepokój. Wracaliśmy więc do jego pierwszej potrzeby, pragnął przecież w związku partnerstwa. A partnerstwo polega też na tym, że ktoś odmawia.

Z Ewą i Marcinem rozmawiałam na skypie ponad pół roku. Nie rozwiedli się. Marcin rzucił kochankę. Oboje twierdzą, że ich związek przeżywa teraz renesans.

Konsultacja Marlena Kazoń

Marlena Kozoń

Jest psychoterapeutą par i małżeństw, psychoterapeutą traumy EMDR i Brainspotting.
Ukończyła studia doktoranckie na wydziale psychologii w Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, oraz podyplomowe studium psychoterapeutyczne realizowane przez MABOR Centrum Psychologiczno-Medyczne i Centrum Doradztwa i Szkoleń, atestowane przez European Association of Psychotherapy, zaakceptowane przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, oraz podyplomowe studia z zakresu psychoonkologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Od 2009 r. prowadzi psychoterapię indywidualną, rodzinną oraz psychoterapię par i małżeństw.
W pracy psychoterapeutycznej integruje metody i techniki różnych szkół terapeutycznych, dobierając je pod względem specyfiki problemów pacjenta oraz jego potrzeb i możliwości.
Swoje wsparcie psychoterapeutyczne kieruje do osób, które borykają się z trudnościami emocjonalnymi, cierpią w swoim związku, zmagają się z chorobą, niepłodnością lub kryzysem życiowym i bardzo chcą lepiej poznać i zrozumieć Siebie oraz zaakceptować Swoje własne ograniczenia.
Wierzy w leczący wpływ kontaktu między dwojgiem ludzi, opartego na akceptacji i szacunku oraz w siłę leczącej bliskości.
Prywatnie jest żoną ciekawego mężczyzny i mamą Kostka i Klementyny.