Go to content

Tadeusz jest zdolny do wszystkiego. Może nosić na ją rękach albo uderzyć. Życie jak na bombie

Fot. iStock/piskunov

Patrycja usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Cała zadrżała. Tadeusz właśnie wrócił z delegacji. W zwykłym związku żona cieszyłaby się z powrotu męża. Wyszłaby mu na przeciw, może rzuciła się na szyję. Wycałowała lub choćby cmoknęła w policzek. Patrycja jednak kuli się w sobie i zastanawia, w jakim humorze będzie jej małżonek.

Jeśli w dobrym, to obrzuci ją prezentami, zrobi drinka i będzie chciał kochać się całą noc bez względu na to, czy ona chce czy nie. Jeśli wyjazd służbowy się nie powiódł, Tadeusz już w drzwiach będzie się czepiał o nierówno postawione buty, za dużo
wieszaków szafie i brak kolacji, które Patrycja przestała przyrządzać ze strachu. Ciągle słyszała, że jedzenie robi marne.

Kiedyś w nią rzucił makaronem, innym razem na siłę włożył jej twarz w talerz, by poczuła, jak to smakuje. Dziś już po jego krokach poznała, że się zatacza. Pije sporo ostatnio i jeśli jest mocno pijany, to Patrycja się cieszy, nie zrobi jej krzywdy. Szybko pójdzie spać. Jeśli jest wypity, ale trzyma pion, dziewczyna jest czujna. Tadeusz jest zdolny do wszystkiego. Może okazywać jej miłość, nosić na rękach, domagać się wypełnienia obowiązków małżeńskich, uderzyć, obrażać, wyśmiewać. Następnego dnia udaje, że nic się nie stało,  jednak nigdy nie wiadomo, jak się zachowa. Życie z nim to życie na bombie,
która tyka i nie wiadomo kiedy wybuchnie.

Patrycja opanowała już pewne schematy zachowania, by uchronić siebie i bliźniaczki. Wie, co mówić, jak się zachować w zależności od jego działania. Nikomu nie zwierza się z tego jak naprawdę wygląda jej małżeństwo. Czasami słyszy, jak koleżanki w biurze komentują różne związki i mają rad na kilogramy. Sęk w tym, że te porady są o przysłowiowy kant stołu rozbić. Wszystkie są takie mądre, nie zrobiłyby tego ani tego. Odeszłyby, spakowały drania, kochankę pogoniły i zniszczyły jej życie, pijanego zawiozły na Izbę Wytrzeźwień, zadzwoniły na policję, złożyłyby pozew o rozwód, zażądały bajońskich alimentów a i być może publicznie wyśmiały jego męskość. W teorii wszystko jest takie proste, czarno-białe, łatwe i możliwe. W praktyce niekoniecznie.

Patrycja ma czwórkę rodzeństwa, rodzice są schorowani, mieszkają na wiosce, żyją w innej rzeczywistości. Cieszyli się ze wychodzi za Tadeusza, mężczyznę z dużego miasta, wykształconego, z ambicjami i domem. Patrycja się naprawdę zakochała. Rany jak on jej imponował. Starszy kilka lat, z pozycją, spokojny, mądry, wiedzący jak traktować ją,  by czuła się jak księżniczka. Kilka miesięcy po ślubie uderzył ją po raz pierwszy. Potem przepraszał setką róż i romantycznym wypadem do hotelu. Ufała, że się zmieni, że jej miłość go uleczy. Może wtedy miałaby siłę by odejść. Dopiero zaczynała pracę, nie była matką.

Dziś z dwójką dzieci, z pensją urzędniczki, bez żadnego wsparcia nie da rady. Rodzicom ma głowę zwalić się nie może. Oni ledwo wiążą koniec z końcem, poza tym jaki to byłby wstyd, gdyby wróciła. Ludzie z tego pokolenia tego nie rozumieją. Żona
ma trwać przy mężu, przecież mu ślubowała.

Wśród koleżanek też Patrycja nie ma takiej, która mogłaby jej pomóc. Każda żyje swoim życiem próbując pokazać że jest szczęśliwa i że świetnie ogarnia swoje małżeństwo. Karinę zdradza mąż, ale ona udaje że tego nie widzi, ale cała firma tak. 
Janka jest po rozwodzie i pracuje na dwa etaty, by utrzymać siebie i synka. Dobrze, że ma wsparcie swojej mamy, inaczej chyba by nie dała rady. Wioletta walczy o ciążę. Po kilku lat stara się zajść. Jej życie to hormony, owulacje i miesiączki. Anki mąż ma raka żołądka, więc przechodzą kolejne chemie, zabiegi, diety. Zosia ma kochanka, bo jej mąż jej nie podnieca, ale nie chce go zostawiać.

Patrycja więc tkwi w swoim małżeństwie. Nie zwierza się nikomu, bo dość ma rozmów typu „ja na twoim miejscu…”. Nie odchodzi, bo nie ma wsparcia, nie ma środków finansowych, bo chce, by dziewczynki miały ojca. Tadeusz potrafi być
czarujący i świetnie zajmuje się córkami. Są momenty, gdy Patrycja się uśmiecha i czuje się dobrze. One jednak nie dzieją się często.

Strach przed brutalnym życiem i odrzuceniem jest wielki. Wie, że rodzina by nie chciała mieć z nią nic wspólnego. Praca w urzędzie jest spokojna, czy w innej by się odnalazła jako matka dwójki dzieci bez żadnego wsparcia? Trwanie przy Tadeuszu nie należy do łatwych, ale samotne macierzyństwo też nie byłoby przyjemne. To wszystko brak stabilności finansowej, brak pomocy i zrozumienia, uzależnienie ekonomiczne od męża powoduje, że Patrycja nie odchodzi. Kiedyś dziewczyny z pracy zauważyły zamalowany siniak na jej twarzy. Nie uwierzyły w bajeczkę o bliskim spotkaniu z drzwiami, cały tydzień dawały Patrycji rady. W dobrej wierze, jednak inaczej jest mówić „odejdź,” a inaczej to zrobić. To skok na głęboką wodę, którego ona po prostu się panicznie boi.

Wstała z kanapy, usłyszała jak Tadeusz przewraca się o własne nogi. Jak zwykle pomoże mu wstać, zaprowadzi na kanapę, przykryje kocem. Obok postawi miskę i położy ręczniki. W nocy na pewno kilka razy do niego wstanie. On pewnie będzie
wymiotował i wyzywał lub przepraszał. Zależy od jego humoru. Patrycja już przywykła. Gdy ją obrzuca wyzwiskami, to milczy. Gdy wyznaje jej miłość, ona go uspokaja i każe zasnąć. Rano Tadeusz często jest zawstydzony tym, jak wygląda. Idzie pod prysznic, pije herbatę z kilkoma łyżkami cukru. Jeśli ma dobry humor, to planuje miły dzień – wypad do kina lub do restauracji.

Jeśli jest zły, zamyka się w swoim gabinecie. Patrycja mu nie przeszkadza. Jest jak cień. Tylko w ten sposób jest w stanie
przetrwać.  Nie wszczyna już kłótni, nie proponuje terapii. Dla świętego spokoju i beztroski dziewczynek usuwa się mężowi z drogi lub uśmiecha na zawołanie. Wtedy jest nawet przyjemnie. Tłumaczy sobie, że nie ma idealnych małżeństw, dzięki temu
jest jej łatwiej. Póki co, zagryzając zęby, stara się być dobrą żoną i świetną matką.

Może kiedyś odejdzie, teraz jednak zbiera siły, by przeżyć obok Tadeusza każdy kolejny dzień i jedyne czego potrzebuje to nie rady, jak i kiedy odejść, lecz jak przetrwać.