Go to content

Moje najgorsze seksualne eksperymenty. Czyli po cholerę mi ten korek analny z lisim ogonem?

Fot. iStock/VikaValter

Miałam to szczęście, że trafiłam w swoim życiu na faceta, który na punkcie seksu ma podobnego fioła co ja. A że jesteśmy razem już naprawdę długo, potrafimy szczerze rozmawiać o różnych fantazjach i potrzebach. Oboje lubimy eksperymentować, więc zdarza nam się wpadać na różne mniej lub bardziej mądre pomysły. Te pierwsze zajmują szczególne miejsce w mojej pamięci, bo (choć okazały się totalną porażką) znacznie nas do siebie zbliżyły. 

Bo miało być sprośnie

Pamiętam ten moment. Siedziałam na służbowym spotkaniu, a on wysłał mi link do sklepu internetowego. Otwieram cichaczem i widzę korek analny z lisim ogonem. Matko kochana… No kupujemy, a jakże! To był pierwszy raz, kiedy zamówiliśmy coś przez internet, zamiast kupić w stacjonarnym sex-shopie. Lisi ogon wyobrażałam sobie (tak z resztą wyglądał na zdjęciu) jak kitę. Taką gęstą i imponującą. Tymczasem oczom moim ukazał się wyliniały ogon wiewiórki (kto widział to zwierzę z bliska, ten wie, o czym mowa), która w dodatku cierpi na niedowład tej części ciała. Jednym słowem – porażka. Coś tam generalnie wisiało, ale raczej seksowne to to nie było. Jednakże gadżet przywdziałam i z dumą pojawiłam się w drzwiach sypialni. Mina faceta bezcenna. Po pół godzinie śmiechu, powiedział jedynie: „Dobra, będzie już tego cyrku”. Z seksu tego wieczoru nici i od tamtej pory zdarza mu się czasem przy przekomarzaniu nazwać mnie lisicą.

Fot. iStock/Fotomontaż: Oczekiwania kontra rzeczywistość

Fot. iStock/Fotomontaż: Oczekiwania kontra rzeczywistość

Bo miało być sexy

Jeżeli na opakowaniu jakiegoś seksownego wdzianka czytacie, że rozmiar jest uniwersalny, to znaczy, że absolutnie uniwersalny nie jest i nadaje się tylko dla filigranowych kobiet, noszących XS. Serio. Raz jeden dałam się na to nabrać i żałuję. No bo na logikę – kobieta nosząca rozmiar S nie może wyglądać dobrze w czymś, co ma też pasować na kobietę z nadwagą. Po prostu. Ja noszę rozmiar M, ale w UNIWERSALNYM stroju pielęgniarki, który zamówiłam, wyglądałam, jakbym wcisnęła się w przebranie dla lalki barbie. Już od samego oddychania sukienunia podwijała mi się pod same cycki. Nie wiem, może tak miało być. W komplecie były też białe pończochy z czerwonym krzyżykiem (również uniwersalny rozmiar, a jakże). Tak mi się wżynały w uda, że obawiałam się martwicy. Czy to oznacza, że zrezygnowałam z tej stylizacji? A skąd! No dobra, pończochy zdjęłam. Sytuację ratował dołączony czepek, ale niestety nie miał żadnej gumki czy czegoś tam, żeby go założyć. Umocowałam go na 6 wsuwek do włosów. Powiem tak – było fajnie do momentu, gdy facet chwycił mnie za włosy. Wdzianko samo w sobie ponoć się panu podobało. Trudno żeby nie, skoro mi się biust wylewał i tyłek miałam na wierzchu.

Bo miało być wulgarnie

Wpadłam kiedyś na genialny pomysł, żeby zaszaleć w łóżku. Lubię dominujących facetów, ale tym razem chciałam być naprawdę sponiewierana. Głównie słowami. Generalnie jak już się przełamie pierwszy wstyd, to idzie całkiem nieźle. Czasem aż za dobrze. Z łatwością przyszło mu nazywanie mnie „s*ką” czy „dziwką”, więc i mi udzielił się ten nastrój. Kiedy dość głośno ryknął na mnie: „Kim jesteś?”, a jak po raz setny tego wieczoru odpowiedziałam „s*ką”, rozległ się dźwięk wiertarki, centralnie na wysokości zadka mojego kochanka. Śmiem twierdzić, że sąsiedzi przybijali do ściany makatkę. Wszystko super, jeśli się nie mieszka w bloku. Całą akcję chętnie powtórzę, ale jak już sobie wybudujemy chatkę w Bieszczadach.

Bo miało być zmysłowo

Naoglądał się człowiek Greya i kupił maskę. Taką sztywną, ozdobną, na same oczy, wiązaną z tyłu głowy, z wielkim piórem u góry. Taka burleska czy coś. Miało być zmysłowo i tajemniczo. Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy ja mam coś z anatomią twarzy, czy źle ta maska była skrojona. Może i na nosie się trzymała, ale dziury na oczy były trochę za nisko. W rezultacie miałam przymknięte powieki, bo rzęsy (wymalowane i sztywne) zaczepiały mi o ten plastik. Istny koszmar. Odhaczone, teraz maska leży gdzieś na dnie szuflady.

Bo miało być na co popatrzeć

Nie żebym tylko ja robiła z siebie w łóżku kretynkę. Kiedyś mi się zamarzyło, żeby mój facet założył męskie stringi i paradował tak po mieszkaniu, a że nigdy mi nie odmawiał, poprosił jedynie, żebym sama wybrała i kupiła odpowiednie majtaski. I tak oto stał się posiadaczem swoich pierwszych stringów – czarnych, welurowych z paseczkami z tyłu. Rzekłabym – bardzo skąpych. I teraz tak, moje drogie. Warto pamiętać, że czarny wyszczupla. Ja zapomniałam. Choć na co dzień nie narzekam na jego przyrodzenie, muszę przyznać, że nie wyglądał jak z reklamy majtek Calvina Kleina. No i niestety nie ma też figury adonisa. Połączenie jednego z drugim… Jeżeli wasz facet nie dorabia w weekendy jako chippendales, nie kupujcie mu stringów. Jak to mówią – raz zobaczone, już się nieodzobaczy. A to mi tak utkwiło w pamięci, że z rozpędu razem z tymi męskimi stringami powyrzucałam mu nawet wszystkie slipy.

W najbliższych planach mamy jeszcze zakup wibrującej nakładki, przedłużającej penisa. Na baterie, więc trochę się lękam. Zobaczymy…