Go to content

Czy przeciwieństwa się przyciągają? Są amatorzy kwaśnych jabłek, ale czy to nie najprostszy przepis na katastrofę?

Fot. iStock

„Nie wierzę w przyciąganie się przeciwieństw. To misja samobójcza (…) Ależ Ty jesteś pragmatyczny. Pozwolisz, że ziewnę ostentacyjnie…” – zapraszamy na #RozmówkiNieobyczajne – o seksie i nie tylko, damsko-męskie pogaduchy. Odcinek 5

MMW: Witaj, Meli. Prześlizgnęliśmy się niedawno po tym temacie, a dzisiaj pragnę do niego wrócić i go pogłębić. Otóż, nie wierzę w przyciąganie się przeciwieństw. To misja samobójcza. Nie wyobrażam sobie, że na przykład, sam będąc aktywnym człowiekiem, mógłbym żyć z kimś powolnym i rozleniwionym. W sobotę o trzynastej, to ja rozglądam się za obiadem. O ile jestem w domu (rzadko), to jestem już po porannej lekturze, seksie (dowolna kolejność😊), soku z naci selera, niemal godzinnym trekkingu, kawie pierwszej i drugiej, popisaniu książki albo felietonu, odwiedzin na FB i Bóg jeden wie po czym jeszcze. Nie umiałbym, a przede wszystkim, nie chciałbym funkcjonować z osobą, która ledwie się o tej porze dobudza. Która zechce spędzić KAŻDY weekend w łóżku (hmm, nie w tym sensie, bo to by jeszcze przeszło😊) albo przed TV. Oczywiście, wyobrażam sobie to od czasu do czasu – a nieraz by mi się to naprawdę przydało (zamiast gonić w piętkę), ale nie jako standard. Ja chcę w tę przysłowiową sobotę zastanawiać się czy spontanicznie zdobyć którąś polską plażę, Rysy czy park botaniczny w Berlinie albo jednak w Powsinie i to rowerem. Mamy się wspierać, dzielić pasje i wspólnie, zgodnie cieszyć się życiem, możliwościami jakie niesie – pókiśmy zdrowi i chętni. A spędzić je na gnuśnym leżakowaniu? W każdym razie nie ze mną! Rozumiesz?

Melisandra:  Nie rozumiem, bo nie chcę zrozumieć😊. W weekend wyleguję się leniwie do południa i powoli łapię pion. Nie znoszę soku z selera naciowego, cudowna kawa z pianką to dla mnie coś magicznego i najlepiej pyszne, spokojne śniadanko, a dalej zobaczymy jak się poukłada dzień😉. Na wycieczkę z przyjemnością dam się porwać, bo lubię eskapady i spontan. I nie przepadam z góry zakładać planu co ma być. Będzie jak będzie.

Różnimy się ? Taaaak! Właściwie. Ty jako facet planujesz. A ja mogę się dać poprowadzić. Reszta do dogrania lub zignorowania. Czy o takie różnienie Ci chodzi ?

MMW: Jak się zgrać z kimś, kto smacznie chrapie, gdy ja jestem w połowie drogi na stok? A obudzić jej się nie uda bez bolesnych konsekwencji😊. Dam się porwać? Doprawdy czasy porwań już (szczęśliwie) za nami. Teraz jesteśmy partnerami, pamiętasz? Choć oczywiście nie poproszę, żebyś wymieniła uszczelkę, bo cieknie kran w kuchni, to jednak dwie osoby układają sobie życie w miarę możliwości demokratycznie, biorąc pod uwagę wzajemnie potrzeby, możliwości i upodobania. Właśnie o to chodzi, żeby nie musieć się dostosowywać, tylko być podobnymi. Wtedy wszystko gra i nikt nikogo do niczego nie nagina, nie zmusza, nie przekonuje na siłę – nie budzi o poranku na siłę, nie zmusza do spania wieczorem, nie czeka znużony, aż się księżniczka czy królowa wyśpi, bo to po zwykle krótkim okresie zauroczenia stanie się udręką, a po jakimś czasie wręcz przyczyną zgonu najlepszej relacji. Nie znasz tego zwrotu: „zawsze ci mówiłam, żebyś nie…”?

PS: Identycznie, tak jak Ty, nie znoszę soku z selera, ale go piję, gdyż jest zdrowy😊. Nawiasem mówiąc, tak samo nie cierpię pasów bezpieczeństwa, maseczki antypandemicznej na twarzy, biustonoszy (a najbardziej tych z nie-wiadomo-po-cholerę skomplikowanym zamkiem), chlapy pośniegowej i od jakiegoś czasu TVP…

Melisandra:   Ależ Ty jesteś pragmatyczny. Pozwolisz, że ziewnę ostentacyjnie.

MMW: Hahaha, małpa!

Melisandra:  Skoro tak irytuje Cię druga osoba, to dlaczego zaprosiłeś ją do swojego życia? Musiało Was coś do siebie przyciągnąć?

MMW: Nie, Meli. Ja właśnie mówię, że od takich osób stronię w sferze prywatnej, intymnej i każdej innej – aby się wzajemnie nie ranić. Niech sobie żyją, ale z kimś innym. Podobnym do nich. Jestem przekonany, że z czasem drobne różnice między ludźmi mogą urosnąć (i najczęściej tak robią) do gigantów nieporozumienia i stresu. Przestajemy być tak tolerancyjni i ugodowi, gdy przeminie pierwsze zauroczenie. Nie bez przyczyny większość małżeństw się rozpada. Moim zdaniem, to wynika z fatalnego dobrania się od zarania. Nie oceniam, kto z nas ma lepszy lub gorszy charakter, przyzwyczajenia albo czy jest leniuchem vs. ma kliniczne ADHD. Po prostu czasami różnimy się tak bardzo, że wciskanie kwadracików w kółeczka nie ma sensu. Tego już uczą w przedszkolu. To nie znaczy, że ludzie o odmiennych charakterach mnie nie inspirują (jak Ty), nie wyrzucają ze sfery komfortu, pokazując inną stronę życia (jak Ty), nie wzbogacają mnie swoją własną wizją świata i czasem nie… wkurzają (jak TY, moja droga😊).

Melisandra:   Ooooo … widzę, że odkrywasz zalety różnienia się. Jest progres😊 Powiedz, od kiedy piszemy, na ile poznałeś inne odcienie wspaniałego życia? Właśnie dzięki tej inności odkrywamy drugiego człowieka, charakter, jego pasje, nastroje, znajomych, a być może coś w tym wszystkim spodoba się Tobie? Uważam, że bycie takim samym na początku może być  i bardzo fascynujące, jednak to dzięki różnicom najbardziej się rozwijamy, odkrywamy i wzrastamy. To miłość łączy, ta chemia, to coś ulotnego które potrafi zafascynować dwoje ludzi, a potem, i to przez lata, jest odkrywanie siebie nawzajem. To, co można w życiu przerobić dzięki partnerowi i jak poznać siebie, odkrywać, daje nam właśnie partner. Związki nas rozwijają. Trafiamy na swoich ukochanych, którzy mogą być dla nas nauczycielami, przewodnikami lub cieniami. Ci ostatni pokazują nam to co w nas samych najbardziej nie lubimy i nie akceptujemy. Takie związki nie są proste, jednak konfrontacja z własnym cieniem, to katharsis dla nas i naszego związku. Pokochać i zaakceptować siebie.

Uważasz, że kobieta podobna do Ciebie, będzie całe życie fascynować? Bo jest podobna do Ciebie? A co jeśli pojawi się taka, która jest inna i pokazuje Ci inny, fascynujący, nieznany świat? Co Cię bardziej kręci, to co znane czy to… co jest dla Ciebie nowością?

MMW: Ach nie, Meli. Właśnie przez to, że jednakowo patrzymy na świat nie jest nudno, bo cieszy nas to samo, wchodzimy głębiej w nasze pasje, zyskujemy partnera, z którym można pogadać o tym, co nas łączy, rozwijać to, a nie mówić: okej, obejrzę z tobą ten cholerny mecz, ale potem za to strzelisz mi… no, wiesz co./ obejrzę z tobą tę cholerną komedię romantyczną, a ty potem zrobisz mi…, no, wiesz co😊.

MelisandraW moich związkach kochałam to odkrywanie i mierzenie się z tym czego nie znałam. Przecież to my sami sobie przyciągamy partnerów. Każdy z nich coś wnosi, daje wartość, wzrastamy przy nim. Nawet związki nieudane, to także wielka wartość i wdzięczność. Zawsze czegoś uczą.

Moja mama słyszała kiedyś w radio audycję, jak małżonkowie dziękowali sobie za czterdzieści lat życia. „ O Boże, tyle lat z jednym i tym samym człowiekiem i znasz go na wylot i wiesz co będzie za chwilę. Co za patologia!”. Nikt nie mówi, że mamy być z jedną osobą przez całe życie. Więc są amatorzy kwaśnych jabłek i tych dobrze znanych od lat. Różnienie się od siebie jest piękne. Najwięcej uczy. Zawsze jest coś co łączy i jest takie samo i coś co różni. Najważniejsza jest miłość i wzajemna wolność. To czyni ludzi szczęśliwymi, obojętnie co lubią.

MMW: Tak, tu się w pełni zgadzamy! MIŁOŚĆ!!!!! Tylko ona się liczy. A związki nieudane? Może to i wielka wartość, nauka i doświadczenie, jednak wolałbym ich już nie kolekcjonować, droga Meli. I to od dawna…

Melisandra:  Kończąc chciałabym Ci przyznać w jednym rację. Możemy się różnić lub lubić podobieństwa. To co może zabić związek, to nie różnice, a to gdy jedno z partnerów biegnie przez życie, chce się rozwijać, doznawać życia i cieszyć się nim, a drugie jest sceptyczne i nic ze sobą nie robi, tkwi w zamkniętej puszce. To wtedy jest się samotnym w takim związku. Właśnie nie ma się partnera do dzielenia się życiem i jego odkrywania. Wówczas zaczynasz się zastanawiać czy nadal tego chcesz…

MMW: Jak my się pięknie różnimy Mieli, i jak pięknie zgadzamy (jeśli chcesz).

Melisandra:  Ach proszę 😊 buzieńki kotulki…

MMW: What?

O autorach:

 

Fot. iStock

Melisandra, Projekt Szczęście, to autorski pomysł fundatorki Fundacji, która występuje pod pseudonimem Melissandra, czyli ta mityczna która służy światłu i wyprowadza innych z cienia. Fundacja jest szczególnym miejscem dla ludzi, którzy po różnych związkach pragną ponownie doświadczyć szczęścia i znaleźć ukochanego i jedynego partnera. Ludzi, którzy, w czasie organizowanych przez Fundację warsztatów, chcą zrozumieć do czego były im potrzebne poprzednie związki, a potrzeba miłości i zrozumienia staje się ich drogą do światła. Warsztaty są miejscem tak dla singli, jak i dla par, które chcą jeszcze zobaczyć czy coś zostało jeszcze z ich miłości i jak tę miłość odnaleźć.

Archiwum prywatne

Marcin Michał Wysocki

Urodzony w 1965 roku w Warszawie, absolwent kilku fakultetów na uczelniach krajowych i zagranicznych, doktor nauk humanistycznych UŁ. Był m.in. asystentem oraz tłumaczem Jeffa Goffa i Jacka Wrighta w musicalu Narzeczona rozbójnika (Teatr Popularny). W Teatrze Ateneum asystował takim osobowościom teatru polskiego, jak: Laco Adamik, Krzysztof Zaleski, Wojciech Młynarski czy Janusz Warmiński. Współpracował z TVP w programach: LUZ, Sportowa apteka, Kawa czy herbata?. Był autorem muzyki do programów Mur, Sportowa Apteka oraz nagrał autorską płytę Head. Próbował swych sił w roli speakera w Radio Zet u Andrzeja Wojciechowskiego. Dotąd wydano sześć pozycji jego autorstwa: pracę naukową Wyznaczniki tożsamości etnicznej […]; wyróżnioną monografię żołnierza AK, Michał Wysocki. Wspomnienia z lat 1921–1955; impresję historyczną Remedium na śmierć – historie prawdziwe; relacje kombatantów z okresu Powstania Warszawskiego, A jednak przeżyliśmy. Niezwykłe wspomnienia, powieść obyczajową Baku, Moskwa, Warszawa oraz zbiór historii o poznawaniu się przez internet #Portal randkowy.