Go to content

Ojciec nieobecny. Jak wychowuje dziecko niedzielny tata

Ojciec nieobecny.
Fot. iStock

Mikołaj 

Dwa razy w życiu płakał łzami jak groch. Raz ze szczęścia. Dwa, bo życie mu się wywróciło do góry nogami.

Gdy na świat przyszła Hania. To był ten pierwszy raz. Wtedy zrozumiał, po co żyje. Trzymał w ręku trzykilogramowy skarb, odciął właśnie pępowinę, wcześniej ocierał pot z czoła Agaty. Oboje dali życie cudownej istotce i byli za nią odpowiedzialni. Stał z Hanią, mężczyzna piękny, męski, barczysty i płakał. Personel nawet się nie dziwił. Niejedno już w życiu widział. Ludzie różnie reagowali na szczęście. Mikołaj płakał jakby każda łza wyrazić miała jego bezkresną radość. Agata długo dochodziła do siebie. Straciła sporo krwi. Miała mało pokarmu. To Mikołaj kąpał małą i karmił z butelki. W mig nauczył się przygotowywać mleko, przewijać, odróżniać body od kaftanika. Był spokojny. Hania zasypiała leżąc na jego pięknym torsie. Dumnie maszerował z nią na spacer pchając różowy wózek. Robił zakupy, prasował i nie łączył już w praniu białego z kolorowym. Agata nie mogła narzekać. Mikołaj zwariował na punkcie Hani, cudownie się nią zajmował. Może nawet i więcej niż samą żoną. Nie zauważył kiedy zaczęli się od siebie oddalać. Nie rozmawiali jak kiedyś do rana. Teraz głównym tematem była Hania, jej sen, posiłki, spacerki, kolki, katarki. Agata wróciła do pracy. Jej mama zajęła się małą. Dobrze mieli. Mogli wyskoczyć do kina czy restauracji, ale jakoś często nie korzystali z tej możliwości. Agata nie chciała obciążać matki, a Mikołaj chciał nacieszyć się Hanią po długim dniu w pracy. Był świetnym kompanem do zabawy. Mała aż piszczała gdy go tylko zobaczyła. To dla niej robił głupie miny, udawał konia, psa i smoka. W kąpieli pozwalał na chlapanie i piszczał razem z nią. Agata musiała być tym złym policjantem. Dawała leki, budziła rano, zabraniała słodyczy i zmuszała do jedzenia. Była świetną matką i kobietą. Ale o tej drugiej roli zdawała się zapomnieć. W pracy natomiast kolega z innego działu uparcie jej o tym przypominał. Zakochała się. Po prostu. Miała z kim pogadać, iść do teatru, pogadać o życiu. Mikołaj świetnie zajmował się dzieckiem, był wesoły, trochę szalony. Dla Agaty trochę jak Piotruś Pan. Karol był inny. Był jak skała. Czuła się przy nim bezpieczniej. 

To wtedy Mikołaj płakał po raz drugi. Gdy w ręku trzymał dokument, że nie jest już Agaty mężem. Wszystko potoczyło się szybko. Nagła rozmowa, w której Agata oświadczyła, że odchodzi. Zostawia mu mieszkanie, weźmie tylko rzeczy swoje i Hani. Jest szczęśliwa w nowym związku, wszystko przemyślała i chce, by Mikołaj był obecny w jej życiu, bo Hanka go kocha i on ją przecież też. To był grom. Chciał walczyć, pytał, co może zrobić, ale Agata zdecydowała. Miał dwa wyjścia. Robić problemy, utrudniać, walczyć o opiekę nad córką lub w pokojowy sposób się rozstać. Nie miał siły na wojnę. Agata zachowała się tak, jak obiecała. Z mieszkania wyszła z trzema walizkami. Wtedy trzymając to pismo uświadomił sobie, że przegrał. Wszystko stracił i że jest sam. Rzucił się w wir życia towarzyskiego. Przystojny nie narzekał na brak powodzenia. Dziewczyny same pchały mu się do łóżka. Korzystał, ale zaznaczał, że związkiem nie jest zainteresowany. Niektóre walczyły, chciały kochać za dwoje. Nie był gotowy. Żył pracą i spotkaniami z córką. Z Agatą ustalili, że często będzie się widywał z Hanią. O wiele częściej niż dwa razy w miesiącu. W tygodniu woził na zajęcia taneczne i basen. Odbierał ze przedszkola i brał na noc. W weekendy organizował wycieczki lub jeździł z nią na mini maratony dla dzieci. Był świetnym ojcem. Nawet gdy miał na chwilę kochankę to Hania i tak była najważniejsza. Gdy u niego spała, nie odbierał smsów ani wiadomości na fejsbuku. Niektóre kobiety tego nie rozumiały. Od razu je skreślał.

Dwa lata po rozwodzie poznał Iwonę. Spokojną singielkę, której po jakimś czasie zaufał na tyle, by w nagłej sytuacji zostawić ją z Hanią. Dziewczynka ją uwielbiała. A Iwona nie zabiegała o pierwsze miejsce w sercu Mikołaja. 

Jest z nią bezpieczny, jeszcze nie wie, co czuje. Iwona go kocha, zaakceptowała taką sytuację. Jest przy Mikołaju. Jako jego kochanka, przyjaciółka, powierniczka. Razem jeżdżą z Hanią na narty, nad morze czy w góry. Hania jest szczęśliwa. Ani przez moment nie odczuła, że choć tata z nią nie mieszka, to jest inna niż pozostałe dzieci. Wie, że jest dla niego najważniejsza i że bez względu na wszystko tata, będzie bardzo mocno ją kochał.

Marek 

Marzył o synu. Bardzo. Żeby grać z nim w piłkę, jeździć na mecze i biwaki, a kiedyś i piwa się razem napić. Ale los podarował mu córkę. Nie chciał jej. Kazał żonie usunąć ciążę, a gdy Basia odmówiła, powiedział, że nie będzie jej pomagał ani po lekarzach chodził. Nie musiał. Córka już w łonie dbała o mamę. Rozwijała się wzorowo. Była zdrowa. Urodziła się w kwadrans, pierś ssała od razu, nie miała kolek i przesypiała noce. Ojciec nie brał jej na ręce, nie kąpał, nie chodził na spacery ani na place zabaw. Tata kojarzył się jej z krzykiem, bo ciągle na nią krzyczał, że ma nie płakać, tu się nie bawić, nie przeszkadzać. Nie pamięta, kiedy pierwszy raz ją uderzył. Chyba bił od zawsze. Mamę też. Gdy w szkole zauważono siniaki musiała kłamać, że spadła z huśtawki, bojąc się, że tym razem je zabije.

Basia w końcu znalazła siły, by odejść. Rozwód był długi i bolesny. Marek wywlekał wszystkie brudy, oczerniał ją, składał fałszywe zeznania, kłócił się o wysokość alimentów. Nawet chciał przejąć opiekę nad córką strasząc byłą żonę aferami, w które miała być niby wmieszana.
Jak Basia dała radę, dorosła dziś córka nie ma pojęcia. Ojciec był obecny jeszcze w jej życiu, brał ją co drugi weekend. Początkowo naprawdę się starał. Dziewczynka nie poznawała ojca. Był spokojny, nawet miły, nie krzyczał. Pierwszy raz kupił lody, zabrał na rower. Dobrze się razem bawili. Ale gdy mała Tosia poprosiła o pomoc na technice, odmówił. Życie szkolne córki, obowiązki go nie interesowały. Chciał po prostu dobrze się bawić. Był tatusiem od misiów, rolek, lodów i cukierków. Za nim miał prośby Basi, by młodej nie kupować słodyczy. Chyba na złość kupował dwa razy więcej. Swojej niedzieli pilnował uparcie, nie zgadzał się na żadne zmiany nawet gdy eksżona go błagała, bo miała jakieś szkolenie. Z czasem przyjeżdżał po Tosię, ale podrzucał ją swojej mamie czy ciotkom. Psioczył, że na jej alimenty musi tyle harować. Nie zorientował się, że e Tosia jest bystra i zauważa nowy zegarek czy samochód. Zresztą alimenty zawsze płacił z opóźnieniem, a gdy córka skończyła 18 lat zadzwonił nie z życzeniami, lecz z pytaniem, czy alimenty są potrzebne, bo przecież Tosia jest już dorosła i pracować może. Co z tego, że była w drugiej klasie liceum. Powinna iść dorabiać w weekendy jeśli matce nie starczało, on przecież nie może tyle na nią płacić.

Marek dziś nie utrzymuje z Tosią kontaktu. Nic o niej nie wie, co lubi, w czym jest dobra, jak zdała maturę, czy zrobiła prawko. Raz do roku wysyła jej sms w dniu urodzin. Pisze utartą regułkę podpisując się imieniem. O tym, że zostanie dziadkiem dowiedział się od córki. Przemogła się i zadzwoniła. Nie pogratulował. Powiedział tylko, że nie da jej żadnych pieniędzy i że nie może na niego liczyć. Szok. Nie tego się spodziewała. Gdy urodziła, upominek dla malutkiej przyniosła jego aktualna partnerka. Od siebie, niby jako przyszywana babcia. Ostatnio zadzwonił do córki z informacją, że jak studia skończyła, to on nie ma obowiązku płacić na nią więcej alimentów. Wiedział doskonale, w co uderzyć. Tosia z malutką przy piersi nie pójdzie przecież na magisterkę. Zabolało. I nie chodzi o pieniądze. Chodzi o fakt, że dla Marka jest tylko przykrym obowiązkiem. Nieważne, że z wyróżnieniem skończyła liceum, dyplom na studiach obroniła pierwsza, założyła rodzinę, jest wspaniałą matką i dała mu śliczną wnuczkę. Liczy się tylko to, ile go jeszcze to cholerne ojcostwo będzie kosztować. Tosi brak słów. Już wie, że powie małej, że ma jednego dziadka, że jest idealną córką i że mama z tatą są z niej dumni. I nie pozwoli, by ktokolwiek małą uderzył, okrzyczał i poniżał. Marek nie zobaczy jak jego wnuczka dorasta, pokonuje lęki i dzielnie sobie radzi. Będzie zadowolony, że za chwilę nie będzie musiał przesyłać tych cholernych alimentów. Może kiedyś zrozumie swój błąd i przeprosi, a może odejdzie nie zasługując ani szacunek córki i byłej żony, ani na miano ojca.