Go to content

Nie oszukujcie się, że wy będziecie inni. Kłóćmy się, dyskutujmy, spierajmy, ale zawsze z happy endem – nic tak nie zbliża

Fot. iStock / CSA-Printstock

Nie ma par idealnych. Takich, gdzie brak konfliktów, kłótni, chowanych żali i pretensji. To niemożliwe, by przez kilkadziesiąt lat żyć ze sobą w wiecznej harmonii, pełnej zgodzie.

Tak, wiem – bardzo byśmy chcieli wierzyć, że takie związki istnieją, że do tego ideału my też podążamy. Ale może zamiast stawiać sobie tak wysoko poprzeczkę i dążąc do niemożliwego, lepiej pogodzić się z tym, że się różnimy. Że miewamy odmienne zdanie w przeróżnych kwestiach. Że to, co wkurza nas, może zupełnie nie przeszkadzać naszemu partnerowi.

Myślimy naiwnie – my się o te skarpetki kłócić nie będziemy. A później okazuje się, że skarpetki to pikuś, przy tym, o co kłócić się potrafimy. Więc może zamiast się frustrować, przyjąć, że kłócą się wszyscy, co prawda jedni mnie, drudzy więcej. Tamci bardziej ekspresyjnie, a inni spokojniej. Żyjemy razem, zmieniamy się przez lata, zmienia się nasze postrzeganie świata, stawiani jesteśmy wobec nowych, bywa, że trudnych sytuacjach i konflikt jest czymś zupełnie naturalnym.

O co kłócimy się najczęściej?

O pieniądze

O to, że ktoś wydaje za dużo, a ktoś inny za mało. O to, że nie ustalamy między sobą większych wydatków. Dla jednego pieniądze to poczucie bezpieczeństwa, pewnej stabilności, a dla drugiego narzędzie do zaspokajania swoich potrzeb. Kłócimy się to, że jedno z nas jest rozrzutne zbyt bardzo naszym zdaniem albo o to, że jest zbytnim skąpcem. Pieniądze mają dla każdego z nas różną wartość. Są tacy, którzy mówią: „jakoś to będzie”, a inni myślą o tym, by mieć choć małe oszczędności na czarną godzinę. Jeśli oboje jesteście rozrzutni, konflikt rodzi brak pieniędzy. Jeśli zbyt oszczędni – odczuwacie frustrację, bo ile można odkładać, oszczędzać. Tak źle i tak niedobrze. A jeśli jeszcze miewamy do siebie pretensje o to, że jedno zarabia więcej, inne mniej… Nie umiemy rozmawiać o pieniądzach. Okazuje się, ze bardzo rzadko ten temat poruszamy, a jak już zaczniemy, to kończy się wielką awanturą i pretensjami.

O dzieci

Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakimi będziemy rodzicami. Możemy zakładać, chcieć być wyrozumiałymi, kochającymi, wspierającymi, cierpliwymi, ale rzeczywistość koryguje te nasze wyobrażenia o sobie i… niestety często o partnerze. Okazuje się, że jednak mamy odmienne wizje wychowania naszych dzieci. Ty jesteś tą łagodną, on stanowczy. Macie do siebie nawzajem pretensje, że na dużo/zbyt mało pozwalacie, że nagroda/kara to skuteczna metoda. Kłócicie się o pół godziny przez telewizorem, godzinę przed komputerem waszego dziecka. „Tak, ty wiesz wszystko najlepiej – matka idealna” – rzuca on, „W ogóle się nie angażujesz, a później chcesz zaistnieć jako ojciec w pięć minut” – krzyczy ona. Tylko, że w tym konflikcie jest ktoś jeszcze – dziecko. Które to bez wątpienia kochacie i chcecie dla niego jak najlepiej. Może zamiast udowadniać sobie, kto jest lepszym czy gorszym rodzicem, warto pamiętać o dziecku.

O teściów

O teściową, która uwielbia wrzucać swoje trzy gorsze w wasze małżeństwo. O to, że on biega na każde jej zawołanie, a ty nie masz ochoty iść na kolejny niedzielny obiad u teściowej. O to, że za mało/za dużo pomagają, że są interesowni, że więcej dają siostrze/bratu niż wam. Partnera bierzmy w całym jego rodzinnym zestawem… Wiem, teściów się nie wybiera. Tylko po co się o nich kłócić?

O seks

O to, że go za mało – to on najczęściej, że za szybko – to ona. Nad seksem, jak i nad związkiem trzeba pracować, żeby nie popaść w rutynę, w nudę, w niechęć. Myślimy: „Gdzie te czasy, kiedy było mi z nim tak dobrze”. No właśnie one już były, minęły. Jest tu i teraz. Z seksem lepszym i gorszym, z seksem dla świętego spokoju, bez seksu, bo zmęczenie, ból głowy. A rano wstajemy, jak gdyby nigdy nic nie chcemy wracać do tego, co wieczorem. On ma pretensje, że go nie pragniesz, nie wykazujesz inicjatywy. Ona – że traktujesz ją przedmiotowo, nie okazujesz czułości, nie zdobywasz jej codziennie. A przecież seks jest tak ważny w związku. Nie umiemy o nim rozmawiać, często nie potrafimy, nie chcemy urazić. Czasami słyszę: „Daj spokój, ja mu tłumaczę, a on i tak swoje”.

O pracę

A raczej o czas, jaki pracy poświęcamy z pretensją, że nic poza pracą nie jest dla nas ważne. Boli, gdy druga osoba mówi: „Tak, praca dla ciebie jest najważniejsza”, a ty wiesz, że inaczej na razie nie możesz, że musisz się zaangażować bardziej. Brak zrozumienia. Poczucie niesprawiedliwości, że ona pracuje tak mało, a ja muszę tyrać po kilkanaście godzin dziennie i gdybym nie ja (facet), to byśmy nie mieli kaso na to (pod TO kryje się mieszkanie, wakacje, nowe buty, itp.) wszystko. A jak już jedno z was pracuje mnie, to drugie wymaga od niego, żeby bardziej zaangażował się w funkcjonowanie domu, wychowanie dzieci. Ma być po równo, każdy ma dawać tyle samo. Ja pracuję, ty zajmujesz się domem. Ja wychowuję dzieci, ty zarabiaj więcej na wakacje, żebyś mógł być z nami. I tak w kółko.

Terapeutka od par małżeńskich powiedziała mi kiedyś, że „komunikacja ważna jak miłość”. A ja pod jej słowami podpisuję się obiema rękami. Rozmawiajcie ze sobą. Do niczego nie prowadzi udawanie, że wszystko jest w porządku, niekończące się ustępowanie partnerowi. Kłótnia nie jest zła, gdy prowadzi do konstruktywnych rozwiązań, kiedy uczy, jak wypracować kompromis.

Wypiszcie sobie na kartce rzeczy, które was wkurzają, o które najczęściej się kłócicie, albo chcielibyście się kłócić. I zacznijcie od góry listy, choćby dzisiaj wieczorem. Usiądźcie i rozmawiajcie. To może być bardzo trudne na początku, ale uwierzcie, że warto. Może krzykiem, może żalem, może usłyszycie rzeczy, których słyszeć byście nie chcieli. Ale poczujecie moc. Na koniec. Rozwiązywanie konfliktów wzmacnia miłość, zbliża. Proszę, kłócicie się i rozwiązujcie wasze problemy. Mówcie o pretensjach, żalach. Znajdujcie wspólne rozwiązania i szukajcie kompromisów. Powodzenia.