Go to content

Nie kocham go, ale nie umiem odejść. Może jego miłości starczy za nas dwoje?

Fot. Unsplash / Iván S. Pasarín / CC0 Public Domain

Pustka. To słowo określa mnie najlepiej. Nie, nie zawsze. Czasami. Kiedy na przykład siedzimy przy stole i jemy obiad. Dzieci śmieją się, on podaje mi sztućce. Normalny dzień. Wspólny. A ja mam wrażenie, że oddziela mnie od nich gruba szyba. – O czym myślisz? – wyrywa mnie pytanie. Uśmiecham się łagodnie. – A chyba o niczym, tak jakoś się zamyśliłam.

Czasami dłużej zostaję w łazience. Zamykam się. Cisza i ta pustka. Mogę odetchnąć głęboko. Nie chcę patrzeć w lustro. Chcę by ta chwila trwała jak najdłużej. – Mamo, wychodzisz już? – Tak kochanie, momencik. Wychodzę z uśmiechem. Targam syna po włosach. Idę do kuchni, zbieram naczynia po całym dniu. Klucz w zamku. Napinają się mięśnie. Wokół karku czuję nieprzyjemne zimno. – Cześć kochanie, jak było dzisiaj w pracy – rzucam lekko, ale nie słyszę już odpowiedzi. Wstawiam wodę na herbatę, jemu robię kawę. Znam doskonale te nasze codzienne rytuały. Słyszę jak z córką rozmawia w pokoju: –  I jak sprawdzian? Żadnego błędu nie zrobiłaś? Brawo. Dumny jestem z ciebie. Widzę ich, jak ona się uśmiecha, a on puszcza jej oko – obietnicę nagrody – to ich tajny język. Wiedzą, że zaraz bym zrzędziła, że nie uczymy się dla nagród, lodów, czy nowej gry. Lubię to ich porozumienie. On jest dla niej ideałem mężczyzny. – Mamo jak będę duża też chcę takiego męża, jak tata. Ile razy to słyszałam. – Oj to się naszukasz, trudno znaleźć pewnie takiego samego faceta – śmieję się.

Sama wiem najlepiej, jak trudno. Bo on jest wyjątkowym facetem. Poznaliśmy się na wspólnej imprezie u znajomych. W moim typie. Wysoki brunet. Grał w koszykówkę. Zabierał mnie do kina na niszowe filmy. Lubiany przez wszystkich, choć nigdy nie był duszą towarzystwa, gwiazdą. Zwykły chłopak z dobrym sercem. Świetny kumpel z super poczuciem humoru. I chyba tym dowcipem mnie zaczarował. Nigdy przy nikim tyle się nie śmiałam.

I niby wszystko było ok. Seks nigdy nie porywał. Mieścił się w kategoriach poprawny. Myślałam, że z czasem to się zmieni. Ale urodziła się Maja. Więc skupiliśmy się na dziecku. Wieczorem na kanapie zasypiałam na filmie. Wspólne wakacje. Dzisiaj myślę, że nie wiem, w którym momencie stałam się zupełnie bierna. Przyjmowałam wszystkie jego propozycje. Wyjazd, impreza, spotkanie ze znajomymi. „Tak, świetnie, super. Oczywiście, cieszę się” i wszystko z tym łagodnym uśmiechem. A on szczęśliwy.

My nawet kryzysu żadnego nie mieliśmy. Kłótnie? Ale o co? Kiedy teraz sobie o tym myślę, to nawet nie było powodów do kłótni. Mogłam się przyczepić, że nie zamknął klapy w toalecie, że Majce ubrał za cienka kurtkę na spacer.

Staraliśmy się długo o drugie dziecko. Patryk jest młodszy od siostry o cztery lata. Lekarz pytał: „Pani chce tego drugiego dziecka?”. „Oczywiście”, odpowiadałam zdumiona. Bo chciałam tak bardzo. Chciałam, by coś drgnęło, by ruszyło. A może nie chciałam. Może wtedy już myślałam, że odejdę. Może to wtedy już poczułam tę pustkę? Dziecko mogło ją wypełnić?

– Głowa cię boli? – pyta. – Chyba tak, to ciśnienie – kłamię. – To może połóż się, odpocznij. Ogarnę dzieciaki. Zamykam się w sypialni. Patrzę w sufit. Ja nawet nic nie czuję. Nie chce mi się płakać. Krzyczeć. Oddycham tylko głęboko, jakby jego obecność mi na to nie pozwalała. Myślę, co zrobię dzieciom na kolację. Ale tak bardzo nie chce mi się wstawać.

I znowu siedzimy przy stole. Smaruję naleśniki dżemem. Śmiejemy się z Patryka, bo obciął sobie sam grzywkę. Maja próbuje zwrócić na siebie uwagę. On uśmiecha się do mnie. Odpowiadam tym samym.

Jeszcze jakiś czas temu wyrzucałam sobie: „Ogarnij się, co ci jest? Zwariowałaś!”. Bo jak można nie kochać takiego faceta. To jak zdradzić własną rodzinę. „Jak to nie kochasz?” – pytała przyjaciółka. „No nie wiem, Anka, jestem taka k**wa pusta. Ja wiem, że on jest cudowny, jest świetnym ojcem. Ale mam wrażenie, że uległam jakiejś iluzji. Może ja tak bardzo chciałam kochać…”. „P**lisz. Przyjdzie wiosna, zobaczysz wszystko w innych kolorach”.

Czekam na taką wiosnę trzeci rok z rzędu. I nic. Miłość nie wybucha. „Co jest ze mną nie tak”, pytam siebie. Bo przecież to ze mną musi być nie tak. Cudowna rodzina. Świetne i zdrowe dzieci. Mąż, który odsunął się trochę ostatnio. Woli stwierdzić, że boli mnie głowa, niż pytać o czym myślę, albo jak się czuję. Odpowiada mi to, nie muszę przyklejać sobie uśmiechu.  Czasami po cichu życzę mu, by sobie kogoś znalazł. By się zakochał. Bo jakaś kobieta pokochała go tak, jak on na to zasługuje. Bo ja nie potrafię. A później się boję, że odejdzie, co dzieci by czuły. Choć ja na samą myśl, czuję ulgę.

Może naprawdę nie potrafię kochać. Tak wiem – może sobie sztucznie wymyślam problem. Ale ta pustka… Taka czarna dziura we mnie. Takie nic. Wyzute z emocji. Aż wyrachowane. Brrrrr.

Kilka razy próbowałam. Stałam przed lustrem: „Wiesz, nie kocham cię, nie umiem sobie z tym poradzić”. Źle. „Kochanie, muszę ci coś powiedzieć: Nie kocham cię”. „Jesteś mi bliski bardzo, jesteś cudownym ojcem, przyjacielem, ale ja cię nie kocham”. Zasłużył na taką szczerość, ale nie potrafię się nawet na nią zdobyć.

Znowu pojedziemy razem na wakacje. Będziemy zjeżdżać z dzieciakami na basenowych zjeżdżalniach. Grać w piłkę na plaży. Pewnie odwiedzimy w następny weekend jego mamę. Zrobi pyszny obiad. Przyjrzy mi się trochę dłużej, ale już się przyzwyczaiłam. Pójdę w poniedziałek do pracy, bo Patryk już wyzdrowiał. Będę miała mniej czasu na myślenie. Praca, dom, lekcje z Majką, obiad. Spotkanie ze znajomymi, może jakaś bajka rodzinna w kinie. Nie będę miała czasu pobyć ze sobą. Zapcham tę pustkę wspólnym czasem. Zbyt zajętym. Może wypijemy razem butelkę wina i nie zasnę tym razem na kanapie, nie będę udawać, że boli mnie głowa.

Może tej jego miłości starczy za nas dwoje?

B.