Go to content

„Nie chcę ranić żony, ale kiedy koleżanka uświadomiła mi, jak powinno wyglądać życie, w oczach stanęły mi łzy”

fot. Charday Penn/iStock

Jesteśmy małżeństwem 15 lat, przez 12 lat pracowałem w delegacji, czasem na kontraktach 10-, 2-tygodniowych. Żona w zasadzie sama prowadziła dom, jak wracałem, to pomagałem przy prasowaniu, sprzątaniu i przy dzieciach. Zdając sobie sprawę z ilości trudu, jaki żona wkłada w prowadzenie domu, nigdy nie zwróciłem uwagi, że coś nie jest zrobione jak należy tylko samemu to poprawiałem. Prostych, niewymagających potraw, czy smacznych, czy nie, też nigdy nie komentowałem, bo nie potrafię gotować, więc zawsze ze smakiem jadłem.

Zaniechaliśmy kontaktów towarzyskich, gdyż po moim powrocie na stałe, chętnie spędzaliśmy czas wspólnie, ciesząc się sobą, bez potrzeby kontaktu ze znajomymi. O ile brakowało nam bliskości takiej rodzinnej, to w łóżku już żona niechętnie zgadzała się na bliskość i generalnie znowu, zdając sobie sprawę, że może być zmęczona, nigdy nie naciskałem.

Całe życie zaczęło się skupiać na dzieciach. Żona, zamiast kupić coś sobie, kupowała tylko dzieciom i mnie. Dodatkowe kilogramy i zaniedbanie też jakoś rozumiałem i nie miałem odwagi zwrócić uwagę żonie, bo znowu zdawałem sobie sprawę, że łatwo jest mówić, jak się jest poza domem.

W związku z potrzebą dowożenia dzieci na zajęcia pozaszkolne i dwuzmianową pracą żony zdecydowaliśmy, że zmienię pracę na stacjonarną. Dosyć szybko nauczyliśmy się razem funkcjonować. Mimo że żona zawsze była pogodna, potrafiła rozmawiać nawet z nieznajomymi, szybko znajdując wspólny język, nie udało nam się odbudować zaniedbanego życia towarzyskiego. Zdarzały się jedynie spotkania podczas zajęć dodatkowych z rodzicami innych dzieci i spotkania rodzinne, na których przestałem zabierać głos i się zupełnie wyłączyłem.

Również w łóżku nic się nie zmieniło, bo żona ciągle nie miała ochoty po całym dniu, mimo że tak naprawdę większość obowiązków domowych dzieliliśmy po równo. Jako alternatywę do seksu, zacząłem pracę przy swoim zabytkowym aucie, ale to nie podobało się żonie i przestałem schodzić do garażu.

Skupiłem się na wymyśleniu sposobu na dodatkowy zarobek, niestety o żadnym z moich pomysłów żona nie chciała słyszeć. W związku z potrzebą dotrzymania kroku dzieciom przy grze w siatkówkę, kosza czy jeździe na rowerze, zacząłem biegać. Niestety to również nie podobało się żonie, bo po co biegać, można sobie coś zrobić itd.

Nie pasowało mi to, ale nie miałem punktu odniesienia i przyjmowałem wszystko to za normę. Mając chęci i energię, postanowiłem wyremontować nasze mieszkanie. Tym razem postanowiłem, że będzie zmiana kolorów, no i to też przerosło żonę, bo miesiąc było bardzo nerwowo, ale w końcu wspólnie wybraliśmy kolory i w sumie wyszło na plus.

Jakiś czas temu zmieniłem kolejny raz pracę, a tym samym trafiłem w nowe towarzystwo. Pracuję z koleżanką (to dla mnie nowa sytuacja, zawsze pracowałem z mężczyznami), która ma męża i syna, a mimo to jest zadbana, chodzi na fitness, jeździ na rowerze, spotyka się często ze znajomymi, ponoć super gotuje wymyślne potrawy. W pracy mamy posiłki i była bardzo zdziwiona, gdy bezmyślnie wybierałem z menu obiady, tłumacząc, że co za różnica, bo to tylko paliwo. Uświadomiła mi, że jedzenie to jedna z trzech najważniejszych rzeczy na świecie, mówiąc, że traktując je jak paliwo, dużo tracę. Zapytałem o kolejne dwie, odpowiedziała, że jedna z nich to podróże i tu znowu jej zdziwienie, gdy powiedziałem, że my jeździmy wciąż w to samo miejsce, bo żona nie lubi zmian i nowych rzeczy. I znów usłyszałem, że wiele tracę, tym bardziej, że mam możliwości finansowe. Trzecią najważniejszą rzeczą, wg mojej nowej koleżanki, jest seks, i jak to usłyszałem, mocno posmutniałem i łzy pojawiły mi się w oczach.

Wiem, że moje zachowanie bardzo ją poruszyło i delikatnie wróciła do tematu. Jakoś bezmyślnie opowiedziałem jej, jak wygląda moje życie i że seks ostatni raz uprawiałem ponad 6 lat temu, opowiedziałem o tym hamowaniu moich zainteresowań, o tym niedokładnym sprzątaniu, prasowaniu, generalnie o wszystkich swoich przemyśleniach, otworzyłem się, jak nigdy dotąd. Koleżanka opowiadała mi o swoich przemyśleniach i problemach, poczułem emocjonalną bliskość, ale spokojnie – wiem o tym, że koleżanka ma wspaniałego męża, a mnie nigdy nie będzie stać na zdradę.

Uznałem, że tak naprawdę sam sobie jestem winien, bo przymykałem oko na wiele spraw, które mnie irytowały i postanowiłem to zmieniać. Niestety początkowo opowiadałem żonie za dużo o koleżance, a to jej się nie spodobało. Zacząłem mówić żonie o swoich potrzebach i poprosiłem o przygotowanie bardziej skomplikowanych dań, niestety to bardzo trudno przychodziło i było powodem stresu, nawet jeśli chodziło o jeden obiad w tygodniu. Udało mi się namówić żonę na dietę pudełkową i to była pierwsza zmiana, na którą zgodziła się od wielu lat. Po pół roku wszyscy ją komplementowali, jak pięknie schudła. Super, więc przyszedł czas nowe na ubrania do nowej figury. Niestety wciąż problem, bo ona wciąż na zakupach kupowała tylko dzieciom i mnie, nic sobie. Kupowanie bielizny tylko w Pepco, jak powiedziałem żebyśmy poszli do specjalistycznego sklepu z markową bielizną, to nie. Mimo wszystko powoli udało się zrobić zakupy ubraniowe. No to jeszcze kosmetyczka i znów nie ma mowy, ok to poszedłem sam, aby pokazać, że to nie takie straszne, niestety nie udało się namówić żony.

Podróże w dobie covidu były torpedowane przez moją żonę, ale mimo to udało mi się namówić ją na kilka wyjazdów z noclegami.
Pozostała kwestia seksu. W związku z oporem żony przy zakupie bielizny w sklepie stacjonarnym, zaproponowałem odwiedziny sklepu internetowego, zarekomendowanego przez koleżankę. Przy okazji oglądania seksownych zestawów, nawiązałem do naszej relacji łóżkowej, niestety zapędy zostały ostudzone. Do tematu powróciłem po po kilku tygodniach i znowu nic, a po trzecim razie to usłyszałem: „co się z tobą dzieje, już trzeci raz w ciągu pół roku mówisz o seksie”.

Wszystkie te działania bardzo mnie zmęczyły, nawet zacząłem złościć się na koleżankę, że mi jakieś herezje opowiada, a przez to mój stan emocjonalny się rozchwiał, a ja generalnie zawsze byłem szczęśliwy i uśmiechnięty, a teraz wciąż mam łzy w oczach.

W pracy mam jeszcze jedną koleżankę w drugim pokoju, która nie wiedziała o naszych rozmowach i kiedyś weszła służbowo do mnie, gdy byłem sam. Zauważyła mój słaby nastrój i też sobie porozmawialiśmy. Okazało się, że ona miała dokładnie to same zdanie, co pierwsza koleżanka. Tłumaczyła mi że, ja też muszę mieć swoje zdanie, z którym żona musi się liczyć.

Dwie osoby mówią jednym głosem, musi coś w tym być, no ale ja jestem za słaby, aby coś zmienić, bo nie chcę ranić żony. Koleżanki namawiają mnie na pójście do specjalisty, jak nie z żoną, to samemu. Niestety boję się że od psychoterapeuty usłyszę, że tak nie można żyć i trzeba zmiany, której nie dopuszczam.

W pracy mam jeszcze kolegę, ale on wszystko bierze na luzie i nie rozmawiałem z nim. Tak czy inaczej bardzo odpowiadają mi te osoby i czuję się bardzo dobrze w ich towarzystwie, padła propozycja wyjścia na miasto. Z uwagi na to, że od ośmiu lat nigdy sam nie wychodziłem, bo wcześniej żona uznała, że moi koledzy to tylko namawiają do picia, to wyjście ze znajomymi się jej nie spodobało. Mimo to poszedłem i nastało kilka dni ciszy, w pracy zaplanowaliśmy kolejne spotkanie, ale nie poszedłem tłumacząc się covidem. Niestety żona znów się nie odzywała, bo w ogóle jak mogłem pomyśleć o wyjściu w takich czasach, mógłbym przecież niepotrzebnie narazić rodzinę. Przez sześć miesięcy zero spotkań, mimo że i tak spotykamy się w pracy. Ostatnio odbyły się dwa spotkania, oficjalne organizowane przez dyrekcję, na które nie poszedłem, bo zostałem postawiony przed wyborem: albo rodzina, albo wyjście na miasto.

Ok, rozumem, że niewłaściwym było opowiadanie o koleżance z entuzjazmem, że żona mogła poczuć się zazdrosna. Ale będąc tyle razy w delegacji, miałem wiele okazji do zdrady, ale nigdy nie pomyślałem o skoku w bok, a teraz żona nie ufa mi i jest zazdrosna. Również olbrzymim błędem było otwarcie się przed koleżanką i opowiadanie o swoich sprawach, bo tak jak przeczytałem tu w kilku artykułach, takie skarżenie się wykorzystywane jest przez większość mężczyzn do wzbudzenia litości i zaczątku romansu.

Spotkałem kolegę z poprzedniej pracy, którego zna moja żona, umówiłem się z nim na rower, po powrocie przed 22 znowu żona się wściekła. O ile mogłem zrozumieć zazdrość, to w tym wypadku nic nie rozumiem i za zaproszenie do jego nowego mieszkania musiałem podziękować.

Po tym zdarzeniu żona chyba zrozumiała, że mnie zbytnio ogranicza i w ramach rehabilitacji zainicjowała zbliżenie łóżkowe. Niestety było to takie na siłę i wcale nie o to mi chodziło, ale szanuję poświęcenie.

Pracuję na kierowniczym stanowisku i przez powyższe straciłem zupełnie pewność siebie charyzmę, zostało to zauważone przez szefostwo, a ja nie wiem, jak to odbudować. Co dalej nie wiem, wraz z rozpoczęciem roku szkolnego skupię się na dzieciach, pracy i może wrócę do garażu.