Go to content

Miłość wszystko pokona, pożycz mi tylko proszę, dwa tysiące euro. O tych, co bez skrupułów grają na naszych emocjach

Fot. iStock/Believe_In_Me

Może być dziennikarzem, inżynierem albo biznesmenem. Znajdzie twoje zdjęcie na jakimś portalu społecznościowym, zauroczy go twój uśmiech. Uderzy cię to, jak wiele macie ze sobą wspólnego, jak szybko rozwija się ta znajomość. Dzielą was tysiące kilometrów, bariera językowa, ale oboje macie za sobą trudne życiowe doświadczenia. Może warto kontynuować właśnie tę znajomość? Jest miło, romantycznie… Ale wiesz, nagle jego sprawy się skomplikują, wtedy poprosi cię o pieniądze. Może w tym momencie powiesz: „stop” i zakończysz coś, co właściwie jeszcze się nie zaczęło. A może postąpisz zupełnie inaczej, wierząc, ze skoro twoim znajomym poszczęściło się i znaleźli miłość przez Internet, do ciebie również uśmiechnął się los…

Kpisz? Pytasz, jak można być tak naiwną? Nawet nie wiesz, jak łatwo wykorzystać zranione, samotne, serce. I że ciągle bardziej chcemy ufać innym, niż wierzyć, że nas oszukują.

Magda jest po czterdziestce. Silna, zadbana, kilka lat po rozwodzie. Sama wychowuje nastoletnią córkę, sama wyszła z kryzysu, który przytrafił jej się kiedy po rozstaniu z mężem borykała się z długami. Dzięki pomocy życzliwych osób, własnej pracowitości i determinacji, odzyskała finansową niezależność. Typ dzielny, a jednocześnie wrażliwy.

O tym, co jej się przytrafiło, chce opowiedzieć, bo jak sama mówi, my kobiety, musimy się wspierać, trzymać razem. I nie pozwalać na to, by mężczyźni tacy, jak ci, których poznała ostatnio, bez skrupułów wykorzystywali nasze chwile słabości i osamotnienia.

Miłość nie musi być idealna, wystarczy żeby była prawdziwa

Zaczęło się banalnie, normalnie. Napisał do niej, po angielsku, na Facebooku, pod koniec czerwca. Przedstawił się jako znajomy kuzynki Magdy. Panie nie mają ze sobą stałego kontaktu – kilka ciepłych słów na święta, raz do roku życzenia noworoczne. Przyjęła go do grona znajomych, zaczęli do siebie pisać. Ot, zwykłe, grzecznościowe – „jak ci minął dzień, co u ciebie ciekawego”. Kiedy zaproponował zmianę komunikatora na ten, na którym widnieje numer telefonu, zgodziła się. Przez pierwszy miesiąc rozmawiali o swojej ulubionej muzyce, książkach, podróżach, rodzinie. Dobrze im się rozmawiało, a przede wszystkim – Magda mogła wprawiać się w dawno nieużywanym angielskim. Wiedzieli o sobie coraz więcej. On pracował jako inżynier, był wdowcem, a jego żona zmarła na nowotwór.

Dość szybko dał Magdzie znać, że jest coraz bardziej zaangażowany emocjonalnie. Wysyłał swoje zdjęcia, romantyczne piosenki o miłości, kartki. Na jednej było napisane „ Miłość nie musi być idealna, wystarczy żeby była prawdziwa”. Umiał dotrzeć do kobiety, to trzeba mu przyznać. No i był przystojny. To znaczy, ten facet ze zdjęć był przystojny.

Któregoś wieczora zapytał czy może zadzwonić. Rozmawiali, a ona miała nieodparte wrażenie, że ten jego akcent jest bardziej arabski niż brytyjski. Powiedział, że wybiera się do Malezji w ramach jakiegoś kontraktu, ale zaraz po powrocie chętnie odwiedzi Polskę. Przyjedzie na trzy tygodnie. Odległość nie jest dla niego żadnym problemem. Dużo czytał, jest zauroczony tym krajem, no a Magdą przede wszystkim.

Lot z New Castle do Malezji trwał dziesięć godzin. W hotelu, znajomy Magdy kontynuował rozmowę. Uwierzyła mu, sprawiał wrażenie, że rzeczywiście zna się budownictwie. Mówił, że następnego dnia idzie na spotkanie w sprawie tego kontraktu. Udało się. Złożona przez niego oferta wygrała konkurs. Sukces. Ale, nie do końca.

Pojawił się jednak problem. Musi zapłacić sporą kwotę prawnikowi, za zaopiniowanie kontraktu.

Czerwona lampka zapaliła się w głowie nieco skołowanej Magdy. Zaraz, skoro jedzie się na drugi koniec świata, by walczyć o wygraną w takim przetargu, nie powinno się być „finansowo przygotowanym”? Nagle okazuje się, że z 12 000 dolarów,  które ma zapłacić, siedem „zdobył” dzięki znajomym z New Castle.

Dopiero po kilku dniach poprosił wprost o pożyczkę. Magda w odpowiedzi proponowała różne, możliwe rozwiązania. Że można uzyskać kredyt przez Internet. Odpowiadał uparcie, że nie, że nie może i że ona jest jego ostatnią szansą.

Potrzebuje jedynie 2000 euro. Jak najszybciej. Naciskał coraz bardziej, pisał rano i wieczorem. Jest przecież kobietą jego marzeń. On nie boi się silnych kobiet, zapewniał. Razem dadzą sobie radę. Tylko, pomóż mi, teraz, bardzo proszę.

Dla Magdy to był szok. Sama dopiero co „wykaraskała się” z różnych małżeńskich problemów, zobowiązań. Dręczyło ją silne przeczucie, właściwie wiedziała, że coś tu nie gra. Zablefowała. Poprosiła o dokumenty potrzebne do spisania umowy pożyczki, paszport, cokolwiek. Potem o adres prawnika, numer konta. Dostała skan kontraktu, który rzekomo wygrał jej znajomy. Na umowie – nieczytelne podpisy. Sprawdziła wszystkie dane. Adres prawnika numer konta –  wszystkie były malezyjskie. A firma, z którą internetowy znajomy miał podpisać umowę – nie istniała.

Zanim jeszcze zablokowała go we wszystkich komunikatorach, postanowiła napisać do swojej kuzynki, tej od której rzekomo zaczął się ich kontakt. Ta stwierdziła, że mężczyzny nie zna, że to jest jedynie znajomy dalszej koleżanki. I że do niego napisze. Oszust zablokował wiadomości od niej. Magda zakończyła znajomość, ze świadomością, że padła co prawda ofiarą naciągacza, ale jedyne straty jakie poniosła, to te emocjonalne.

Miłość w rytmie granatów

Nie upłynęły dwa tygodnie, kiedy Magda dostała kolejną wiadomość od nieznajomego mężczyzny, tym razem poprzez Skype. Przedstawiał się jako wdowiec, miał 52 lata, był ojcem  dwójki dzieci – chłopców w wieku 13 i 15 lat. Jego żona zmarła na raka. Deja vu.

Zaczęli rozmawiać. Przysłał obszerny list, opisał swoją sytuację życiową. Mówił, że pracuje jako korespondent wojenny i że obecnie przebywa w Syrii. Nazwa pisma, jego nazwisko, wszystko się zgadzało: jest taka gazeta, na jej internetowej witrynie widnieje nazwisko nowego znajomego. Koleżanki Magdy kibicowały tej znajomości. – Pisz – mówiły – przynajmniej twój angielski jeszcze na tym zyska. Może tym razem się uda? Więc pisała. Te rozmowy były zresztą na innym poziomie niż  wiadomości wymienione z inżynierem z Anglii. Znajomość rozwijała się w trakcie kampanii prezydenckiej w USA, rozmawiali o Trumpie, o Hilary Clinton. Wdowiec szukał miłości, stabilizacji, dużo mówił o tym, jak ważna jest dla niego rodzinie.

Jego synowie mieli przebywać w Londynie, pod opieką znajomego. Opowiadał, że oprócz domu w Arizonie, w Stanach, ma także dom we Frankfurcie na Menem, odziedziczył go po matce. Swoje życie wiązał z Europą, tu chciał „znaleźć” odpowiednią kobietę. Wysyłał nawet zdjęcia swoich dzieci. Magdzie chłopcy wydawali się na nich jacyś młodsi, ale może to po prostu były stare zdjęcia.

Czy go widziała, choć raz, „on line”? Tak, zadzwonił przez Skype, dwa razy. Za pierwszym nie udało im się nawiązać połączenia. Za drugim, nie było nic słychać, ale widziała go przez chwilę. Jakieś biurko, komputer, on ubrany w moro. Zakłócenia. Wiadomo, wojna.

Tak to się toczyło. Powiedział jej, że go zauroczyła, że chłopcy marzą o siostrze. Zaproponował podróż po USA. On pomoże, załatwi wizę, ma przecież kontakty. Wszystko się ułoży. Za pięć tygodni kończy kontrakt i przyleci do Londynu, a z Londynu do Polski. Czy Magda mogłaby zorganizować ich spotkanie? On pokryje wszystkie koszty.

Dobrze, pomyślała Magda. Ale idą święta, on dawno nie widział się z synami. Może chciałby zabrać ich ze sobą? Okres grudniowy to przecież czas rodzinny. Najpierw odpisał, że przyleci sam, a potem że z chłopcami. 4- 5 dni, to chyba wystarczająco na pierwsze spotkanie.

Potem jednak nastąpiły niespodziewane komplikacje. Uprzedził ją, że przez chwilę nie będzie się odzywał, że wjeżdża w bardzo niebezpieczną strefę,  będzie w Aleppo, chroniony przez obstawę wojsk amerykańskich, musi relacjonować wydarzenia.

Po tych kilku dniach ciszy, pewnego listopadowego wieczora, odezwał się. Wyznał, że ma bardzo ciężki ma dzień. Jego syn, John, trafił do szpitala. Chyba w tym właśnie momencie Magda poczuła, jaki będzie finał tej historii. Podobno młody stracił przytomność, ma bardzo słabe wyniki, potrzebna będzie transfuzja krwi.

Zdenerwowała się. Zaczęła zadawać pytania, na które on nie znał odpowiedzi. Jaki jest poziom hemoglobiny syna, czy może ktoś mu coś dosypał podczas jakiejś imprezy? Czy to może być związane z jakimiś problemami zdrowotnymi? On, w szoku. Nic nie wie, dowie się od opiekuna dzieci, syn leży w prywatnym szpitalu. Magda jest konkretna. Prosi o dokumentację medyczną. Będzie mogła pomóc, tu, w Polsce, chce szczegółów.  On jest wzruszony, dziękuje. Po godzinie przysyła kolejną wiadomość. Pojawił się problem, Martin, opiekun jego dzieci, potrzebuje 560 funtów, żeby wpłacić je w szpitalu. On, w oblężonym Aleppo, nie ma szans wysłać tej kwoty. Prosi o pomoc.

Magdzie ciemnieje przed oczami. Gra va bank. Nie ma problemu, ma znajomą w Londynie, ona podjedzie, dowie się o stan zdrowia chłopca. Ewentualnie przekaże pieniądze. Wystarczy by podał adres.

W tym momencie wdowiec, razem z synami, strojem moro i korespondencją wojenną znika z życia Magdy. Ten „romans” trwał od czerwca do polowy listopada.

Mężczyzna pojawił się jednak jeszcze jako „wyśledzony” przez znajomą Magdy posiadacz zablokowanego konta na jednym z polskich portali randkowych. Najwyraźniej złamał jego regulamin.

Magda mówi, że mężczyźni, który wyłudzają pieniądze w Internecie, działają według tego samego schematu: wyszukują zdjęcia na portalu, patrzą, czy osoba, którą się interesują jest samodzielna, samowystarczalna. „Badają” jej zarobki. Posługują się kradzionymi zdjęciami, fałszują dokumenty. I nagminnie szukają okazji, by wykorzystać je finansowo. No i oczywiście, każdy z nich ma za sobą rzekomo, życiową tragedię. Najczęściej śmierć ukochanej żony.

Magda nie dziwi się kobietom, które padają ofiarami oszustów matrymonialnych. Wie, że przychodzą w życiu takie momenty, kiedy bardzo trudno nam stawić czoła codziennej samotności. Kiedy książka i telewizja wieczorem nie wystarczają. Wtedy pojawia się ktoś, gdzieś, kto potrafi dać nadzieję, sprawić, że przestajemy działać i myśleć racjonalnie. Ale coraz trudniej uwierzyć, że ten mężczyzna po drugiej stronie ekranu, jest prawdziwy.