Go to content

„Kochanie, ja też straciłem tę ciążę…” Iza nie wie, że on płacze pod prysznicem, staje się emocjonalnym wrakiem

fot. aflor/iStock

Marek ożenił się pięć lat temu. Poznał Izę i przepadł. Jej ciemne oczy i czarne pukle do pasa zauroczyły go na amen. Kilka tygodni prosił ją o spotkanie. Nie była ufna, otwierała się powoli. Zdobył ją ciepłem i spokojem, w końcu cechy, których się całe życie wstydził okazały się być tymi na wagę złota. Iza nie potrzebowała głośnego imprezowicza, wodzireja i seks maniaka. Doskonale czuła się przy Marku, który dawał jej ogromne poczucie bezpieczeństwa. Studia kończyli razem, oboje pisali prace magisterskie, szukali pracy. Ślub wzięli gdy ich życie się stabilizowało i gdy byli pewni siebie. Potem kredyt, mieszkanie i … kamera akcja: zaczął się film pt. „Codziennie życie”.

Scena pierwsza

Pracę dostaje Marek. Iza, tak samo wykształcona ma mniej szczęścia, na rozmowach często między słowami pytana jest o planowanie rodziny. Czuje się poirytowana, jest ambitna, zamyka się w sobie. Marek stara się jak może, wspiera, pomaga, przeżywa. Nie godzi się na niesprawiedliwe traktowanie kobiet na rynku pracy. Gdy Iza w końcu znajduje posadę, cieszy się razem z nią. Tak jak obiecał na ślubnym kobiercu – na dobre i na złe.

Scena druga

Oboje całe dnie poświęcają pracy, wieczorem zakupy, film, jej zumba, jego basen, czasem szybki seks. Iza coraz częściej wspomina o dziecku. Marek też bardzo pragnie potomstwa, wie, że oboje dojrzeli do bycia rodzicami. Iza chętnie podpatruje dzieci znajomych, z koleżankami nie rozmawia o modzie, lecz o wyprawkach, lekarzach i jodze dla ciężarnych. Marek świetnie odnajduje się w tym temacie. Oczami wyobraźni widzi maluszka stąpającego po drewnianej podłodze w salonie. Z Izą kocha się jakoś bardziej namiętnie, chcąc jej dać wszystko, czego ona pragnie. Gdy w pewien sobotni poranek Iza krzyczy coś w łazience, on przerażony biegnie do niej bojąc się widoku, jaki zastanie. Dostrzega żonę, z czymś plastikowym w ręku, śmiejącą się i płaczącą na przemian. Będziesz tatą! – krzyczy z całych sił, a potem całują się namiętnie i kochają pod prysznicem.

Scena trzecia

To był ciężki dzień. W pracy Marka audyt, przełożona bardzo wymagająca, zestresowana i wyżywająca się na pracownikach. Trudno się pracuje w takiej atmosferze. Gdy Marek zmęczony wraca do domu nie wie, że nie jest sam. Wszystkie światła pogaszone, cisza. Pewnie Iza poszła do galerii kupować niemowlęce ubranka. Marek siedzi w tym mroku dobre pół godziny, uspokaja się po ciężkim dniu, myśli jak rozpracować klienta, jak pomyślnie przejść audyt i planuje prezentację, jaką ma na jutro wykonać. Dopiero po chwili orientuje się, że słyszy dobiegający z łazienki szloch. Podchodzi do drzwi, widzi Izę na podłodze w kałuży krwi.

Kobieta zastygła, łzy ciekną po jej twarzy, od czasu do czasu szlocha. Marek w mig się orientuje co się stało. Iza nie pozwala się umyć, w kółko powtarza  że do niczego się nie nadaje. Trzyma się za brzuch i wciąż pyta: „Dlaczego?” Nie chce jechać do szpitala. Marek siedzi z nią, płacze, chciałby jej pomóc, czuje ogromną bezsilność, milczy, zagryza wargi aż do krwi. Dopiero późnym wieczorem pomoże jej pod prysznicem, zrobi herbaty i zawiezie na SOR, gdzie poronienie zostanie potwierdzone. Iza dostanie leki i zaśnie, on wróci do domu, nie przygotuje się do audytu, nie zrobi prezentacji, którą zleciła mu przełożona.

Nie zmruży  oka przez całą noc, znajdzie żonie psychologa, a rano pojedzie do niej, by choć ją przytulić. W aucie znów będzie płakał jak bóbr widząc smutek w oczach Izy. W pracy przeżyje kolejny ciężki dzień. Przetrwa go jakby był tylko widzem tego zamieszania. Właśnie stracili ciążę, żona wpada w depresję, czy ten pieprzony audyt ma w tej chwili takie znaczenie?

Scena czwarta

Iza po pół roku znów zachodzi w ciążę. Od razu idzie na zwolnienie, dba o siebie. Czuje się wyśmienicie. Marek fruwa. Jest tak sielsko. Nic się nie liczy prócz tego, że będą rodzicami.

Wieczorem oglądają film, Iza wcina ogórki kiszone, on się pyta czy przynieść jej nutelli. Patrzy na nią z miłością, idzie zrobić herbaty. Gdy słyszy huk tłuczonego szkła jak wariat biegnie do sypialni. Iza zwija się z bólu, plama krwi na pościeli się powiększa, Iza wyje przerażona, Marek dzwoni po karetkę i stara się pocieszyć żonę. Trzyma ją za rękę, powstrzymuje łzy, w myślach wie, że dziecka już nie będzie, tej krwi jest tak dużo. Modli się, by Iza to przetrwała…

Scena piąta

Iza funkcjonuje jak robot. Je, śpi, pracuje. Nie chodzi do znajomych, którzy mają dzieci. Omija kina, galerie handlowe, supermarkety. W bloku chodzi po schodach, by przypadkiem windą nie jechać z kimś wózkiem. Zamyka się w swoim świecie. Z Markiem się nie układa. Iza nie wie, że on płacze pod prysznicem, że zrobił sobie badania, chcąc wiedzieć, czy ma zdrowe nasienie, że w pracy już nie żartuje, stał się małomówny i mniej wydajny, że do firmy jedzie inną drogą, by nie mijać przedszkola, o którym z Izą myśleli. Że czuje się nijak jako mężczyzna, który nie może pomóc swojej ukochanej, że nie może znaleźć rozwiązania. On też przeżywa, staje się emocjonalnym wrakiem. Nie liczy się praca, awanse, wyniki w Runmagedonach ani auto, jakim jeździ. Przecież nie jest złym człowiekiem. Nikomu nie zrobił krzywdy. Żonę kocha ponad wszystko.

Chciałby być tatą, po prostu. Czy to tak wiele?