Go to content

Czuła, że zrobiła to dla tych wszystkich zdradzonych i zranionych przez Maćka kobiet. Tinderowe love bez happy endu

fot. FilippoBacci/iStock

Ta historia ma taki sam początek jak wiele innych – brak miłości i szacunku w małżeństwie, alkohol, przemoc psychiczna. To nas – kobiety – doprowadza do wypalenia, kiedy w nas coś pęka, kiedy w końcu mówimy DOŚĆ. Dość dawania kolejnych szans, dość kolejnym poniżaniom i lekceważeniu. Mamy w końcu siłę na to, żeby zrozumieć w głębi serca, że nie chcemy tak dłużej żyć, że już wystarczy. Mamy siłę żeby odejść, spakować siebie i dzieci i uciec jak najdalej, zacząć wszystko od nowa, w poszukiwaniu spokoju i miłości.

U mnie też tak było… Układałam życie na nowo, byłam wolna i niezależna. W końcu zaczęłam żyć swoim życiem, dla siebie. Bardzo mi się to podobało, ale w głębi duszy czegoś nadal mi brakowało, bo w sumie przez wszystkie lata małżeństwa nie byłam sama, ale niestety zawsze samotna. Pragnęłam na nowo się zakochać, znowu poczuć jak to jest tulić się do ukochanej osoby. Od odejścia od męża mijał już prawie rok, stwierdziłam że jestem gotowa na flirt, na nowe znajomości, na przyjaźń, na miłość. Za namową przyjaciółki założyłam profil na aplikacji randkowej Tinder pod pseudonimem Marilyn.

Marilyn jest atrakcyjną szczupłą blondynką, lat 40 – jej profil był bardzo pożądany przez wielu Panów. Licznik dobił do 99 polubień – limit wyświetleń licznika osiągnięty, choć tych przesunięć w prawo (na TAK) dla Marilyn było znacząco więcej. Marilyn natomiast czytała dogłębnie każdy opis, pod każdym profilem. Przerzucała w lewo (na NIE) wszystkich muskularnych Adonisów, wszystkie fotki zrobione na siłowni czy też w łazience przed lustrem leciały w kierunku NIE. Marilyn nie przykładała tak dużej wagi do wyglądu Panów, najważniejszy dla niej był intelekt, ale to mogła sprawdzić jedynie podczas rozmowy lub ewentualnego spotkania.

Za bardzo była zraniona chamskim i gburowatym zachowaniem, już prawie, byłego męża (rozwód toczył się bocznym torem). Choć Marilyn jest wykształconą osobą i pracuje na wysokim stanowisku w jednej z firm konsultingowych (w pracy dla innych była Królową Śniegu), to jednak w domu była tą Potulną z książki Natalii de Barbaro „Czuła Przewodniczka”. Dla Marilyn nie było też ważne, czy pan jest po przejściach, czy też z tzw. czystą kartą. Pragnęła stałej relacji, nie przypadkowych romansów. Chciała znowu się zakochać, znów być szczęśliwą, szanowaną kobietą.

Tinder skojarzył ją w pary z kilkunastoma mężczyznami. Zaczęły się rozmowy, pisanie, flirty. Odbyło się też kilka spotkań, jednak jak to mówią nie zaiskrzyło. W końcu pojawił się ON – w miarę przystojny, koszula w kratę, wzrost 185 (podobno to ważne na Tin), języki obce opanowane – POL/ENG/DE, wykształcony Software Engineer, lat 42. Marilyn była zachwycona pisaniem z Maćkiem (imię zmienione). Maciek był z tych, którzy nie lubili rozmów telefonicznych. Maciek na co dzień pracuje w Szwajcarii, jednak w czasie pandemii miał możliwość pracy zdalnej z Polski. Po miesiącu wspólnego pisania (i niepisania) w końcu się spotkali. Randka w restauracji była przyjemnym doświadczeniem dla Marilyn. Inteligentny, kulturalny Pan zauroczył ją. Dawno nie czuła się tak dobrze w towarzystwie mężczyzny. Komplementy, wymiana spojrzeń i uśmiechów. Było dobrze, Marilyn w końcu dostała to, czego tak długo szukała i na co tak długo czekała. Spotkanie zakończyło się namiętnym pocałunkiem, z czego Marilyn bardzo się cieszyła. Bo przecież zapomniała jak to jest całować się – z mężem pocałunków nie było. Pragnęła tej namiętności i pożądania, których tak dawno nie miała.

Kolejne randki, kolejne spotkania, wszystko szybko się toczyło. Marilyn usunęła swój profil na Tinderze, tłumacząc sobie, że Maciek to jest ten złoty strzał. Seks z Maćkiem też był znakomity, znowu poczuła się spełnioną kobietą. Marilyn, zanim mu się w pełni oddała, musiała być pewna, że to nie jest przelotny romans. Maciek zapewniał ją, że tak jest, że dla niego to też jest ważna relacja, której tak bardzo pragnął. Jednak Marilyn czuła się często zbyt mało ważna. Maciek nigdy nie był ciekawy, co działo się w jej życiu, nigdy nie pytał za wiele. W głębi duszy mówiła sobie: „on nic o mnie nie wie i nie chce mnie poznać”, ale później tłumaczyła sobie – taki już jest programista – myśli zerojedynkowo. Myślała, że kiedyś go po prostu przeprogramuje.

Maciek od razu na początku znajomości zaznaczył, że nigdy nie miał kolegów, zawsze utrzymywał dobry kontakt z koleżankami – niejednokrotnie o nich opowiadał i o problemach, z jakimi się zmagają głównie przez facetów. Marilyn nie zabraniała, wiedziała, że przyjaciele są ważni w życiu każdej osoby.

Poświęcała mu każdą wolną chwilę, natomiast Maciek miał czas dla Marilyn jedynie co drugi dzień. Nie naciskała – wiedziała, że Maciek jest po rozwodzie, ma dziecko i swoje sprawy. Nie chciała go osaczać ani ograniczać. Bała się, że jej wymarzony partner ucieknie, gdy będzie za bardzo naciskać w tematach, które nie do końca jej pasowały. Po 3 tygodniach znajomości Marilyn powiedziała Maćkowi: „Zakochuję się w Tobie”. Zdziwiła ją jego odpowiedź: „Nie warto”. Nie rozumiała dlaczego tak jest, tłumaczyła sobie, że pewnie wpływ na jego emocje ma jego byłe małżeństwo, w którym jak to mówił nie czuł się kochany.

Namiętny romans trwał ponad miesiąc do momentu, kiedy Maciek musiał wracać do Szwajcarii. Znowu zaczęło się tylko pisanie. Marilyn nie mogła zrozumieć, dlaczego Maciek do niej nie dzwoni, jeżeli już rozmawiali, to ona dzwoniła do niego, nie odbierał a później, po jakimś czasie, oddzwaniał. Przestała końcu dzwonić. Pisała. Poznawała natomiast kolejne historie z życia jego koleżanek – wszystkie zapoznane przez Tinder. Marilyn nie rozumiała, dlaczego Maciek ma wciąż konto na Tinderze, a jest z nią w „stałym związku”. Tłumaczył, że to są stare znajomości i że tylko z nimi rozmawia. Na pytanie Marilyn: „czy te Panie z Tindera nie mogą się od Ciebie odczepić?” usłyszała: „Ale ja nie chcę, żeby się odczepiały. Te, które chciałem to się odczepiły, te które nie chciałem też się niestety odczepiły.”

Marilyn z każdym kolejnym dniem nabierała podejrzeń co do intencji Maćka. Założyła fikcyjny profil na Tinderze. Ania, lat 38. Szczupła blondynka, zadbana, uśmiechnięta. Zdjęcie pobrane z neta. Wiedziała, że taka osoba (podobna do niej) ewentualnie zainteresuje jej partnera. Po 1,5 miesiąca nieobecności w kraju Maciek przyjechał do Polski na tydzień. Traf chciał, że Ania, lat 38, (Marilyn), przeglądając profile Panów od razu natrafiła na swojego Maćka – był aktywny na aplikacji randkowej. Dała w prawo (na tak), czekając czy on też ją polubi. Tego samego dnia bardzo stęskniony za Marilyn Maciek, zaprosił ją na romantyczną kolację, na której całując ją namiętnie zapewniał, że nie przegląda profili na Tinderze, że nie pisze z nikim nowym, a tym bardziej, że się z nikim nie umawia. Na drugi dzień Maciek dał w prawo (na TAK) dla zdjęcia i profilu Ani, od razu pisząc wiadomość: „Cześć Aniu. Świetnie wyglądasz”. Nie podejrzewał, że Ania i Marilyn to ta sama osoba. Po gorącej wymianie zdań i komplementów, Ania dowiedziała się od Maćka: „ja się nie nastawiam, nie fiksuję, ma być fajnie”. Do tego zapewniał ją, że w Szwajcarii pracuje tylko do końca roku, a do Polski przylatuje 2 razy w miesiącu i to nie jest tak, że wpada tylko na jeden dzień. Oczywiście Maciek nie omieszkał wspomnieć Ani, że nie liczy tylko na wyjście na drinka, ale również na coś więcej – przesyłając na koniec zdania gorącego buziaka. Marilyn dowiadywała się czegoś nowego o swoim partnerze – bawiło ją pisanie na Tin jako Ania i w tym samym czasie z Maćkiem na WhatsApp jako Marilyn. Czuła, że zemsta będzie słodka. 😊

Maciek zagłębiał się dalej w nową znajomość: „Spotkajmy się!” – zaproponował Ani. Ania przystała na zaproszenie: „w sumie czemu nie, zawsze wolę spotkania na żywo niż pisanie na Tinderze”. „Tak. Klawiatura przyjmie wszystko” – skomentował Maciek. Umówili się na kolejny dzień, miejsce spotkania wybrała Ania – ta sama restauracja w której Maciek i Marilyn byli na pierwszej randce. Maciek wolał iść na sushi, jednak Ania w przeciwieństwie do Marilyn nie przepadała za sushi. Maciek poczuł się zobowiązany i przesłał Ani swój numer telefonu jak to określił: „na wypadek, gdybym nie mógł korzystać z Tindera. Raz mi się zdarzyło, więc taka trauma”. Ania podziękowała za numer, jednak swoim numerem się nie podzieliła.

Dzień randki i słodkiej zemsty zaczął się od wymiany soczystych buziaczków na Whatsapp przez Maćka i Marilyn. Marilyn poinformowała go, że chciałaby się z nim dziś spotkać, jednak Maciek umówiony już na 18.00 z Anią musiał łagodnie odmówić Marilyn: „dzisiaj mógłbym koło 20, zatem mało czasu by nam zostało”. Marilyn, śmiejąc się, mówiła sama do siebie: „czyli ma aż 2 godziny przeznaczone dla Ani? Jeszcze nie wie, że to będzie szybka akcja”. Marilyn, czyli Ania, założyła czarną bluzkę z odkrytymi ramionami, czarną mini spódniczkę która zawsze pozytywnie działała na jej partnera. Wyglądała zjawiskowo, „niech wie co stracił” – pomyślała, spoglądając w lustro. W dobrym nastroju pojechała zdemaskować swojego partnera, któremu tak bezgranicznie ufała. 20 min. przed spotkaniem Maciek poinformował Anię, że spóźni się 5- 10 min. Było to bardzo na rękę Marilyn, bo opracowany w domu scenariusz mogła do końca doprecyzować. Udała się do restauracji, usiadła na piętrze przy stoliku z widokiem na ogródki restauracyjne. Obserwowała otoczenie, obmyślając, jakie kolejne kroki musi wykonać, w międzyczasie wysyłając Maćkowi wiadomość: „skoro się spóźniasz to wskoczę do sklepu. Zajmiesz stolik na zewnątrz? Jest kilka wolnych”. Maciek przystał na propozycję Ani, która jednak nadal obserwowała otoczenie w oknie restauracji. Maciek na bieżąco informował Anię: „Zaparkowałem. Już idę”. A gdy grzecznie zajął miejsce przy stoliku napisał: „już jestem”. To była ta chwila, na którą Marilyn (Ania) czekała. Zdecydowanym krokiem i z uśmiechem na ustach udała się do stolika, przy którym siedział Maciek. Miał zażenowaną minę, głupio się uśmiechał na widok Marilyn. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Marilyn przywitała go słowami: „cześć Maćku, jestem Ania, lat 38”.

Maciek jedyne, co potrafił w tym momencie, to wydusić z siebie to „ale proszę Cię, przestań”. Było mu głupio, jak wszyscy goście restauracji spoglądali w ich stronę, jak Marilyn wyrzucała z siebie te wszystkie emocje, że wie o jego zdradach i romansach, że bawił się kosztem jej uczuć, że jej osobą podbudowywał swoje ego. Na koniec Marilyn wstała, podeszła do stolika obok, sięgnęła po piwo od jakiegoś Pana i chlupnęła w twarz Maćkowi i na jego granatową koszulę. Była z siebie dumna, wyszła stamtąd z podniesioną głową i nieschodzącym z ust uśmiechem. Nie czuła rozpaczy, żalu. Była szczęśliwa że zakończyła to z sukcesem dla siebie. Jak to mówią karma wraca… Marilyn sądzi że to ona była tą karmą, dla tych wszystkich zdradzonych i zranionych przez Maćka kobiet.