Go to content

„Coś złego się stało z nami, mężczyznami. Może nasze matki pragnęły się zrewanżować za brak czasu NADOPIEKUŃCZOŚCIĄ?”

Photo by Priscilla Du Preez on Unsplash

„Uważam, że kobiety kastrują mężczyzn. Najpierw matki, a potem partnerki. Coraz częściej mężczyźni nie mają dobrych wzorców w domach ani od ojców, też pod pantoflem swoich kobiet, ani od matek, które często traktują swoich synów jak partnerów. Brakuje odcięcia pępowiny. Jest wieczne chuchanie na dorosłego mężczyznę jak na dziecko. Traktowanie go, jakby był słaby i jeszcze niespełna rozumu” – w tym tygodniu Rozmówki Nieobyczajne o granicach pomocy w związku.

Marcin Michał Wysocki: Meli, w jaki sposób i czy w ogóle należy wspierać partnera? Niektórzy mogą tego nie lubić, traktując pomoc, jak wtrącanie się w ich sprawy albo odbieranie im sprawczości. Jeszcze inni cynicznie, umieją wykorzystywać czyjąś chęć pomocy. Ja uważam, że należy pokazać parterowi NIENARZUCAJĄCĄ SIĘ GOTOWOŚĆ do – najlepiej konkretnej – pomocy i niech ona/on zdecyduje, czy chce z niej skorzystać. Oczywiście, nie byłbym zadowolony, jeśli partnerka najpierw szukałaby mojego wsparcia w rozwiązywaniu swoich problemów, ZANIM sama spróbowałaby się z nim i zmierzyć. Co sądzisz?

Melisandra: Sama zajmuję się swoimi problemami i na szczęście od jakiegoś czasu umiem poprosić o pomoc. Kiedyś byłam „Zosią Samosią”, co to wszystko sama robiła i sama najlepiej wiedziała, a jeszcze pozarządzała wszystkimi. Dzisiaj chętnie oddaję stery w męskie ręce – aczkolwiek nie lubię się na kimś uwieszać.

Natomiast, powiem Ci szczerze, nie umiem przejść obojętnie, kiedy partner mi mówi, że ma problem, a ja wiem że mam do tego „klucz”. Jeszcze kiedyś biegałam i załatwiałam wszystko za niego, a on leżał na kanapie, mówiąc do mnie „Eee, ty najlepiej to zrobisz, szkoda mojego czasu. Wszystko potrafisz załatwić. Dasz radę”. Wierzyłam w to, że jest taki biedny i bezradny, to oczywiście brałam to na swoje barki. Ani za to nie kochał bardziej, a ja czułam się z czasem coraz bardziej wykorzystywana. Biegałam, załatwiałam, pilnowałam czy aby na pewno tam się pojawił i był na rozmowie. Czy był u lekarza i wziął tabletki. W co się ubrał, co zjadł i czy na pewno? Archetyp „Mamuśki”. Wtedy związek pada. Zero seksu, polaryzacji. Teraz kiedy prosi o pomoc, to dam telefon i nie zajmuję się tym. To jego dżungla i niech się wykaże. Pilnuję tego bardzo, bo chcę aby był związek, a nie jakaś forma „mamusi i synka”. To dla mnie poniżające.

Patrzę też czy nie jestem wykorzystywana. Miałam partnerów, którzy bez żadnych oporów korzystali z tego, co miałam zawodowo, finansowo. Zaklęte słowo „kontakty”. I nie wiem, czy przyciągam takich mężczyzn, czy też mam misję, aby się dzielić tym co mam? Cały czas próbuję znaleźć w tym balans i złoty środek.

Marcin Michał Wysocki: I słusznie. Dla naszego dobra, dla zdrowia związku i mimo wielkiej miłości oraz nieprzemożnego pragnienia wsparcia, nie powinniśmy stawać się czyjąś życiową protezą – ani partnera, ani rodzica, ani dziecka. PRZEŻYWAĆ czyjeś ŻYCIE ZA KOGOŚ. Przemielić kotlecik w ustach, zanim podamy mu go do konsumpcji (ble). Bo przecież ono składa się także z przeszkód, problemów i błędów, które trzeba przerobić samemu, aby być w pełni człowiekiem. Jak mówiła moja babcia: „Co śmierdzi, to i smakuje”. I to nie dotyczy tylko ryb, pleśniowych serów, glonów, wódki, flaczków czy kapusty kiszonej, lecz także życia… Inaczej wyrastają z naszym udziałem kolejne rzesze nieudaczników; leni o dwóch lewych rękach, które potem holują ich żony lub kochanki – marzące, jak Ty, o wymarłym gatunku, czyli o Prawdziwym Facecie…

Nie dostrzegam tu zresztą różnic między płciami. Skutecznie, bez skrupułów i do woli, z naszego zaangażowania potrafią korzystać zarówno niezborne, zgnuśniałe niedołęgi męskie, o gębach pełnych frazesów i niezrealizowanych planów, jak i śpiące królewny na ziarnkach grochu… POMOC należy się, moim zdaniem, KAŻDEMU człowiekowi, który SAM w swojej sprawie ZROBIŁ już WSZYSTKO, co było w jego mocy. Nie rozumiesz córuś matematyki? A ile
czasu poświęciłaś nauce? Przecież korepetytorka także się za ciebie nie nauczy. Itp. Itd.

NIE DAJMY SOBĄ MANIPULOWAĆ. Tak jak z pracą: ile weźmiesz, tyle… to już znacie. Widziałem już takie przypadki – moim zdaniem skandaliczne i chore – gdy niewspółmierny wkład matki, syna, żony, przyjaciela w rozwiązanie spraw bliskiej im osoby, kończył się… jej pretensjami (sic!), że ktoś niesie im pomoc niezbyt skutecznie, opieszale, nie tak… Przysłowiowy nóż mi się w kieszeni otwiera.

Meli, abyśmy nie strawili czasu na narzekaniu, zapytam, jakie są Twoim zdaniem, najlepsze praktyki w tym, żeby nie ulec pokusie pomagania ponad miarę? Gdzie jest ta granica i czy zależy ona od rodzaju relacji (matka-syn, facet-babka, itp.)?

Melisandra: Mężczyzna chce mieć przede wszystkim partnerkę, czyli: kochankę, przyjaciela, kobietę, którą będzie się mógł pochwalić kumplom, wsparcie. Dobrą wróżkę. W związku ma przede wszystkim być pociąg do siebie,  polaryzacja. Jeśli poprosi o pomoc, można dać „wędkę”, ale nie rozwiązywać za niego problemy. Wy jesteście wiecznymi łowcami i fighterami, a nie rozleniwionymi i wykastrowanymi kocurami. Choć często do tej fazy my Was doprowadzamy, kiedy wszystko podkładamy pod nos. Macie dwie rączki i nóżki, umysł i skoro tyle lat żyjecie na tym świecie to wiecie, o co w tym wszystkim chodzi.

A Wy, moje Kochane Dziewczyny, przestańcie być sanitariuszkami, mamuśkami, doradcami, menadżerami, bo hodujecie sobie w domu pasożyta i nawet seksu nie ma za to. Chcecie pomóc? To pomóżcie sobie. Faceci wiedzą, jak zabić wołu i przytargać do domu. Wy jesteście Kwiatuszkiem, który ma pachnieć ,a jeśli pszczółka poprosi o więcej miodku, to możecie się wspólnie zastanowić jak to zrobić, ale nie, że kwiatek ratuje świat i robi miód za pszczołę.

Z tymi „nieudacznikami” to nie jest tak do końca. Uważam, że kobiety kastrują mężczyzn. Najpierw matki, a potem partnerki. Coraz częściej mężczyźni nie mają dobrych wzorców w domach ani od ojców, też pod pantoflem swoich kobiet, ani od matek, które często traktują swoich synów jak partnerów. Brakuje odcięcia pępowiny. Jest wieczne chuchanie na dorosłego mężczyznę jak na dziecko. Traktowanie go, jakby był słaby i jeszcze niespełna rozumu. Tak patrzą matki, a potem i my patrzymy jak na KRÓLA. Kiedyś były wojny, czasy kiedy mężczyzna musiał się wykazać. Teraz nie ma takiego pola. Są inne obszary i Wy jak chcecie potraficie zaskoczyć. Rola nasza, to Was wspierać i widzieć Wasze męskie, a nie biadolić nad Wami.

Marcin Michał Wysocki: Dziękuję Ci Meli za słowa wsparcia dla męskiego rodu, jak i za dostrzeganie błędnych metod wychowawczych, które potem pokutują przez kolejne pokolenia zniewieściałych i rozleniwionych maminsynków. Coś czuję jednak, że poza Tobą, moja droga, niewiele kobiet naprawdę jeszcze wierzy w MOJĄ płciową nację. Jak widzisz nie robię uniku pokazując palcem, że to ONI, tylko z rozmysłem i solidarnie zaliczam siebie do tego nieszczęsnego zbioru i podpisuję go MY.

Piszesz, że jesteśmy „wiecznymi łowcami i fighterami, a nie rozleniwionymi i wykastrowanymi kocurami”. Doprawdy? Który to taki zacny gość? Poznaj mnie, bo naprawdę lubię się przyjaźnić z PRAWDZIWYMI FACETAMI. Wiesz przecież, że gdybym miał poznać kolegę z fajną dziewczyną, pokazałbym mu pełen wachlarz możliwości pośród kobiet, które znam osobiście. Gdyby zaś szukała fajnego gościa moja kumpela, miałbym z tym olbrzymi problem.

Wiem, że się powtarzam, ale coś złego się stało z nami, mężczyznami. Może nasze zabiegane matki pragnęły się zrewanżować za brak czasu, za swoją wieczną absencję NADOPIEKUŃCZOŚCIĄ i w ten sposób nas rozpieściły zanadto (niestety i na szczęście nie moja)? Mam wrażenie, że dzisiejszym facetom wszystko przychodzi zbyt łatwo, aby musieli się o Was, w sumie O COKOLWIEK starać. Za dużo wolnych kobiet wokół, za mało konkurencji i wymagań odnośnie jakości relacji i standardów.

Kiedyś, jak piszesz, mężczyzna musiał się wykazać na wojnie.  Potem oczekiwano, że zapracuje na M3 i malucha. Teraz dostanie to wszystko od rodziców bez żadnego wysiłku – o ile się w ogóle zechce od nich wyprowadzić. Za bardzo to wszystko podane na tacy… Co robić, droga Mieli? Wolałabyś być sama, czy jednak holować pączusia do us…j śmierci?

Melisandra: Za Pączusia podziękuję. Mnie szkodzi. Woda mi się wzbiera w ciele…

Marcin Michał Wysocki: Buahahahaha!

Melisandra: To pytanie raczej powinno być skierowane do matek i ojców. Może niech zechcą zobaczyć kogo hodują dla przyszłych wybranek. W moich projektach świadomości, w Inkubatorze Twojego Sukcesu jest miejsce dla mężczyzn, którzy chcą odnaleźć swój męski pierwiastek. Jak dobrze czuć się w towarzystwie innych mężczyzn? Zaakceptować siebie takimi jakimi są i docenić siebie? Zaakceptować swoją przeszłość i to kim jest? A przede wszystkim otworzyć się na kobietę bez poczucia konkurencji i poniżania jej. Bycia razem na jednej orbicie w zaufaniu i szacunku.

Nigdy na nic nie jest za późno. Budujemy siebie przez całe życie. Jeśli mężczyzna czuje, że coś z nim nie tak, to już jest wielki krok, że chciałby coś zmienić w sobie. Dla siebie i dla innych. Świadomość siebie jest bardzo ważna. Dlatego dla mnie ważny jest mężczyzna świadomy siebie. Znający swoją moc i swoją wrażliwość. Bo Mężczyzna ma obie te cechy i umie je okazywać. I tych męskich „przebudzeń” jest coraz więcej.

Marcin Michał Wysocki: Pomódlmy się…

O autorach:

 

Fot. iStock

Melisandra, Projekt Szczęście oraz Inkubator Sukcesu to autorskie inicjatywy fundatorki Fundacji, która występuje pod pseudonimem Melisandra, czyli mityczna kobieta, która służy światłu i wyprowadza innych z cienia. Na co dzień pisze na swoim funpagu Melisandra Fundacja Projekt Szczęście o potrzebach kobiet i ich drodze do odzyskania siebie, prawdzie, autentyczności, kobiecości i miłości. Dla Oh Me o świecie intymnym i delikatności wnętrza kobiecego. Tworzy projekty, które pomagają ludziom dotrzeć do swojej świadomości, akceptacji aby zrozumieć swój cel życiowej podróży. Tworzy przestrzeń szczególnie dla tych, którzy po wyjściu z korpo chcą odzyskać siebie i żyć na swoich warunkach szczęścia. Jej projekty są szczególnym miejscem dla ludzi, bez względu na wiek, którzy po różnych związkach, relacjach i tych rodzinnych, i z pracą i z domem pragną ponownie doświadczyć szczęścia znaleźć swoje nowe miejsce na Ziemi. Gromadzi wokół siebie szlachetnych i doświadczonych przez życie ludzi, którzy chcą się dzielić swoją wiedzą i kompetencjami dla dobra innych, dając unikatowe wartości i szczodrość swojego doświadczenia.

Archiwum prywatne

Marcin Michał Wysocki

Urodzony w 1965 roku w Warszawie, absolwent kilku fakultetów na uczelniach krajowych i zagranicznych, doktor nauk humanistycznych UŁ. Był m.in. asystentem oraz tłumaczem Jeffa Goffa i Jacka Wrighta w musicalu Narzeczona rozbójnika (Teatr Popularny). W Teatrze Ateneum asystował takim osobowościom teatru polskiego, jak: Laco Adamik, Krzysztof Zaleski, Wojciech Młynarski czy Janusz Warmiński. Współpracował z TVP w programach: LUZ, Sportowa apteka, Kawa czy herbata?. Był autorem muzyki do programów Mur, Sportowa Apteka oraz nagrał autorską płytę Head. Próbował swych sił w roli speakera w Radio Zet u Andrzeja Wojciechowskiego. Dotąd wydano sześć pozycji jego autorstwa: pracę naukową Wyznaczniki tożsamości etnicznej […]; wyróżnioną monografię żołnierza AK, Michał Wysocki. Wspomnienia z lat 1921–1955; impresję historyczną Remedium na śmierć – historie prawdziwe; relacje kombatantów z okresu Powstania Warszawskiego, A jednak przeżyliśmy. Niezwykłe wspomnienia, powieść obyczajową Baku, Moskwa, Warszawa oraz zbiór historii o poznawaniu się przez internet #Portal randkowy.