Go to content

Sandra Kubicka choruje od trzech lat. „Nigdy w życiu nie słyszałam o takiej chorobie”

”Teraz kiedy przytyję, czy na twarzy pojawi się trądzik, każdy wie, co jest powodem. Wcześniej uważali, że poimprezowałam, popiłam, nawpieprzałam się fast foodów i mam za swoje”– mówi znana na całym świecie modelka, Sandra Kubicka. Kobieta, która od trzech lat choruje na PCOS.

Klaudia Kierzkowska: O tym, że chorujesz na zespół policystycznych jajników dowiedziałaś się w 2018 roku. Jakie objawy wskazywały, że w Twoim organizmie dzieje się coś niepokojącego?

Sandra Kubicka: W okolicach kości szczęki zaczęły pojawiać się ogromne bulwy podskórne. Czułam się spuchnięta, przytyłam 17 kg, organizm zatrzymywał wodę dosłownie wszędzie. Klatka piersiowa obsypała się czerwonymi pryszczami, a moje samopoczucie pogarszało się z dnia na dzień. Pomyślałam, że to wina tarczycy. Przebadałam się pod tym kątem, ale wszystkie wyniki były w normie. Badania krwi nie wskazywały na nic niepokojącego. Zaczęły opadać mi ręce, nie wiedziałam co robić, gdzie szukać pomocy.

Mieszkałaś wtedy w Stanach Zjednoczonych, to tam poszłaś po pomoc do ginekologa?

Tak, od lat chodziłam do tego samego lekarza. Przez wiele lat przyjmowałam tabletki antykoncepcyjne, by mieć gładką cerę bez trądziku. Odkąd pamiętam, miałam problemy z okresem. Miesiączkowałam nieregularnie, czasami było to kilkanaście miesięcy przerwy. Dużo podróżowałam, prowadziłam intensywny tryb życia, byłam szczupła co dla ginekologa
było wytłumaczeniem pojawienia się nietypowych objawów. Odnoszę wrażenie, że potraktował mnie dość powierzchownie, wsadził do szufladki modelek, bo to nimi najczęściej się zajmował.

W takim razie gdzie została postawiona diagnoza, jak dowiedziałaś się o chorobie, skoro w Miami Twoje dolegliwości zostały zaszufladkowane?

Moja mama poleciła, abym zbadała się pod kątem PCOS. Nigdy w życiu nie słyszałam o takiej chorobie. Wygooglowałam i wtedy miałam już jakieś wstępne pojęcie. Problemy z zajściem w ciążę, nieregularne miesiączki, niedoskonałości skórne – przeczuwałam, że to jest właśnie to. Przyjechałam do Polski i umówiłam się na wizytę. Ginekologowi nie chciałam
nic sugerować, opisałam mu swoje objawy i poprosiłam o wykonanie badania USG. Niemalże od razu usłyszałam diagnozę – zespół policystycznych jajników.

Co wtedy poczułaś? Lęk, strach, przerażenie, czy może ulgę, że wreszcie wiadomo co ci dolega?

Popłakałam się. Nie byłam w stanie powstrzymać łez. Pocieszał mnie, że na tę chorobę jest mnóstwo sposobów – rozpoczniemy leczenie, zmienię styl życia i powinno być dobrze.
Usłyszałam, że jak nie będę mogła zajść w ciążę to jest na to jeszcze mnóstwo innych sposobów. Uwierz mi, nie takie słowa chciałam usłyszeć na pierwszej wizycie. Dobiło mnie to.

Miałaś 23 lata, byłaś jeszcze młodą kobietą. Jednak odnoszę wrażenie, że już wtedy myślałaś o macierzyństwie.

Zgadza się. Byłam wtedy ze swoim byłym narzeczonym, który jest ojcem. Mieszkaliśmy razem z jego córką i w 100 proc. byłam gotowa, żeby zajść w ciążę. Od dawna czuję w sobie
instynkt macierzyński. Kocham dzieci, z wzajemnością. Uwielbiam spędzać z nimi czas i po prostu marzyłam już o swoim maluszku.

Jesteś modelką, pracujesz ciałem, „musisz” być piękna. Aż tu nagle, w bardzo krótkim czasie przytyłaś, na cerze pojawiły się niedoskonałości. Jak branża modowa zareagowała na te zmiany?

Nigdy w życiu nie byłam zwolniona z pracy, nigdy nikt na mnie nie narzekał i nie słyszałam złych słów na swój temat. W tym trudnym dla siebie okresie poleciałam na sesję do
Meksyku, na której wydarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Podczas sesji usłyszałam „Sandra to było twoje ostatnie zdjęcie. Możesz wracać do Miami, albo zostać
tutaj jak chcesz. Hotel masz opłacony, ale to jest twoja ostatnia minuta tutaj z nami.” Weszła nowa modelka na plan. Po czym zadzwoniła do mnie agentka i poinformowała, że zostałam zwolniona bo przytyłam i źle wyglądam. Moje życie zaczęło się walić, wtedy jeszcze nie wiedziałam co mi jest. Kiedy już miałam postawioną diagnozę, zaczęłam mówić o chorobie głośno. I właśnie wtedy osoba, która mnie zwolniła, sama została zwolniona. Teraz kiedy przytyję, czy na twarzy pojawi się trądzik, każdy wie, co jest powodem. Wcześniej uważali, że poimprezowałam, popiłam, nawpieprzałam się fast foodów i mam za swoje.

Kiedy dowiedziałaś się o chorobie zrobiłaś sobie dłuższą przerwę w pracy, potrzebowałaś odpoczynku?

Zrobiłam sobie przerwę, przez cztery miesiące nie miałam żadnej sesji. Później zadzwonili do mnie z „Tańca z gwiazdami”. Ucieszyłam się, od razu przyjęłam propozycję. Mogłam
opowiedzieć światu o tym co przeszłam. Treningi wpłynęły na mój wizerunek, dużo schudłam i czułam się naprawdę świetnie. Dopiero po roku, z czystą głową, wróciłam do modelingu.

Rok to chyba długa przerwa jak dla modelki, niejedna kobieta by się poddała. Ty jednak zawalczyłaś o swoje, jesteś chora, ale nie jesteś „niewidzialna”. Skąd w Tobie ta siła?

Cały czas jestem modelką. Jednak sytuacje, które miały miejsce siedzą we mnie głęboko. Wyrządziły mi mnóstwo przykrości i w pewnym sensie się zbuntowałam, wkurzyłam. Jestem
bardzo pamiętliwą osobą. Nie wiem czy chcę kontynuować modeling, bo zachowania, które miały miejsce mnie obrzydziły. Zbudowałam sobie swój mały wszechświat – mam swoje
kosmetyki, mam swoje firmy. Jeśli robię sesje to robię je dla siebie. Nie pozwolę sobie, żeby ktoś powiedział, że źle wyglądam i nie będę dla niego pracować. Jak mnie ktoś kopie to ja
wstaję, ale dwa razy silniejsza. Na początku to bardzo przykre i bardzo łatwo się załamać. Obrzydza mnie takie zachowanie, bo choroba może zdarzyć się każdemu.

Załamałaś się?

Tak. Zaczęłam krzywdzić ludzi wokół siebie. Wiedziałam, że dzieje się ze mną coś złego. Sama zadecydowałam i powiedziałam wszystkim, że potrzebuję pomocy. Poszłam na terapię. Gdyby nie psycholog i rozmowy, wszystko mogłoby się inaczej potoczyć. Teraz jestem spokojną, ciepłą i świadomą osobą. Decyzja o przeprowadzce do Polski była też wynikiem terapii. Zdałam sobie sprawę co sprawia mi przykrość, gdzie chcę być. Musiałam zmienić otoczenie i środowisko.

Nie wstydzisz mówić się o chorobie?

Na początku ukrywałam chorobę, od dłuższego czasu mówię o niej otwarcie. PCOS powstaje w wyniku zaburzenia hormonów, które przyczyniają się do depresji. Nie ma się czego wstydzić. Czekałam na odpowiedni moment, żeby móc o tym powiedzieć, jednak mój były partner zrobił to pierwszy. Choć zrobił to w złości, chwili i żałuje tego po dziś dzień, czasu nie da się cofnąć.

Bolało, że zrobił to za Ciebie?

Bolało mnie, bolało moją rodzinę. Kiedy zobaczyłam moją rodzinę we łzach, zabolało jeszcze bardziej.

Zapewne jeszcze nie wszyscy wiedzą, że chorujesz. A czasami nawet ci co zdają sobie z tego sprawę, potrafią specjalnie, na złość powiedzieć coś niemiłego. Często spotykasz się z przykrymi komentarzami?

Zdarza się. Nawet teraz, kiedy znowu trochę przytyłam, pod zdjęciami na Instagramie pojawiają się komentarze. Nie muszę się tłumaczyć nikomu dlaczego tyję, to jest moja sprawa. Dwa dni temu wdałam się w dyskusję z trollem internetowym, który napisał – ale masz spuchnięty ryj. Nikomu nie wolno z góry oceniać ludzi, nie wiem skąd to się bierze. To paskudne i okropne, bo nigdy nie wiemy jaką walkę człowiek toczy.

Bolą Cię takie komentarze?

Nie bolą, ale irytują. Cały czas zastanawiam się, jak bardzo komuś musi przeszkadzać moja spuchnięta twarz, że poświęca swój wolny czas by napisać taką wiadomość. To jest hejt, coś
z czym walczę.

Odnoszę wrażenie, że bardzo świadomie mówisz o swojej chorobie. Traktujesz ją jeszcze jak wroga, czy może pogodziłaś się z tym, że tak jest?

Jestem bardzo świadoma tego, co się ze mną dzieje, żyję z chorobą, nie walczę z nią. Oprócz PCOS zdiagnozowano u mnie również insulinooporność. Choroby te łączą się ze sobą, powodują że tyjemy i czujemy się jeszcze bardziej zmęczeni. Ćwiczę, stosuję odpowiednią dietę, wiem na co mogę sobie pozwolić, a czego powinnam unikać. Ale czasami jestem tylko człowiekiem i cholera nie chce mi się. Nie powinnam jeść glutenu, ale zamówię sobie pizzę. Nie powinnam jeść nabiału, ale wezmę sobie z podwójnym serem. Wiem, że na drugi dzień będę spuchnięta i będę miała pryszcze, ale nie będę się katować tylko dlatego, żeby pięknie wyglądać i uszczęśliwiać świat dookoła.

Z tego co mówisz, prowadzisz zdrowy styl życia (o pizzy z podwójnym serem chwilowo zapominamy), przyjmujesz leki. I to wystarczy? Tak wygląda leczenie PCOS?

W pierwszej kolejności lekarz zadaje pytanie – czy chcę teraz starać się o dziecko, czy chcę po prostu unormować swoją sytuację. Obecnie nie posiadam partnera, więc o ciąży nie ma
mowy. Przyjmuję hormony i leki na insulinooporność. Dopiero w momencie, w którym zadecyduję, że chcę starać się o dziecko, pójdziemy z lekarzem inną drogą. Choć przyjmuję leki, moje pęcherzyki nie znikają i jeden jajnik jest dwa razy większy od drugiego. Tam jest taki syf, że ręce mi opadają (śmiech). No ale takim przypadkiem już jestem. Trzeci miesiąc nie mam okresu. Zdaję sobie sprawę, że zajście w ciążę będzie bardzo trudne, ale staram się nie stresować. Bo stres przy tej chorobie jest bardzo szkodliwy.

Jak znajdziesz wymarzonego mężczyznę i oboje będziecie gotowi, rozpoczniesz walkę o dziecko?

Oczywiście. Jestem świadoma upływającego czasu i tego, że po „30” nawet zdrowej kobiecie jest trudniej zajść w ciążę. Im będę starsza tym bardziej będę musiała się oszczędzać, istnieje większe ryzyko poronienia. Wszystko to przez cały czas mam z tyłu głowy.

Zdajesz sobie sprawę z tego, że może nie uda Ci się zajść w ciążę i zostać mamą?

Jak najbardziej. Byłam już na tym etapie, że z byłym partnerem byłam w klinice in vitro, bo wiem, że naturalnie nie zajdę w ciążę. Chyba, że zdarzy się cud. Jeśli nie będę miała owulacji, nie wydobędę z siebie jajeczek, to w Stanach jest jeszcze jedna metoda – surogatki. To kobiety, które rodzą dla ciebie dziecko. Ostatnim wyjściem jest adopcja. Jednak na razie zapominam o planie B,C,D a skupiam się na A. Mam nadzieję, że dzięki in vitro uda mi się zajść w ciążę. To nie jest dla mnie żaden wstyd, to sposób dla kobiet, które mają problem z naturalnym zajściem w ciążę.