Go to content

Natalia Sikora: wierzę, że zawsze trzeba łapać się każdego skrawka dobrej myśli, że są wokoło dobrzy ludzie, że znajdę kogoś, kto pomoże mi wskrzesić światło

Z Natalią Sikorą, wokalistką i aktorką, dziewczyną, która jak nikt inny śpiewa piosenki Janis Joplin, rozmawiamy o tym , jak osoby wysoko wrażliwe powinny dbać o siebie w chwilach wielkiego stresu. Natalia mówi: „Gdy czuję, że atak podpływa do mnie, a ja jestem wśród ludzi, którzy mogą tego nie zrozumieć, albo wziąć mnie za wariata, staram się wyjść z tego pomieszczenia. W takiej sytuacji szukam natychmiast drzewa, żeby się do niego przytulić. Albo w ogóle miejsca, o które mogę się oprzeć. Chodzi o to, żeby oddać mu z siebie część „tego czegoś” – lęku, emocji, energii. Drzewo jest do tego najlepsze, bo jest czymś żywym, ale jak nie ma go w pobliżu, to może być nawet ściana. (…) Potem idę w naleśnika, robię izolację w kocu i przechodzi”.

Natalio, kiedy i gdzie możemy cię posłuchać?

Zapraszam na koncert „Buried Alive in The Blues” 5 marca o godzinie 19.00 do nowego teatru IMKA Tomka Karolaka. Jest to mój powrót po kilku latach do śpiewania piosenek Janis Joplin. Nie wiem, czy pamiętasz, ale szerokiej publiczności zaprezentowałam się właśnie z piosenką Janis, 9 lat temu w programie „The Voice of Poland”.

Oczywiście, że pamiętamy twoje brawurowe wykonanie „Cry baby”! Wygrałaś drugą edycję.

Potem, w 2014 roku wcieliłam się w Janis jako w postać w Teatrze Capitol we Wrocławiu, a w 2016 oddałam jej taki hołd, o jakim zawsze marzyłam, czyli zaśpiewałam pełen koncert. Jego premiera, nomen omen, odbyła się też w IMCE. Marcowy powrót jest dla mnie niezwykle emocjonujący. Jej utwory, teksty, energia przez lata jeszcze dojrzały we mnie. Coraz bardziej doceniam jej odwagę w byciu szczerą i w obnażaniu siebie na scenie. Doceniam jej nieprawdopodobną zmysłowość i żywiołowość. Doceniam ją jako człowieka. Kiedy myślę Janis Joplin, to myślę: kometa miłości. Traktuję jak swoją duchową siostrę. Znamy się od dziecka.

A czy pamiętasz pierwszy moment, kiedy usłyszałaś jej piosenkę?

Oczywiście, to było „Summertime”, miałam wtedy kilka lat i na początku Janis mnie przestraszyła. Zapytałam tatę, co to za czarownica śpiewa. A później, już w gimnazjum, kiedy przeżywałam pierwszą poważniejszą rozterkę miłosną, Janis postawiła mnie na nogi. To dzięki niej zacząć śpiewać mocnym głosem, takim ze środka brzucha, z samych wnętrzności. I tak to już zostało. 5 marca podczas koncertu zaśpiewam na pewno: „The last time”, „Flower in the sun”, „Sweet Mary”, ale też „Try”, „Halfmoon”, „Summertime”, „Ball and chain”, „Work me, Lord”.

Janis to kobieta, o których mówi się „bez skóry”, nadwrażliwa. Ty też taka jesteś?

Tak. Jeśli człowiek o „normalnej’ wrażliwości odbiera coś w skali od 1 – 10, to ja od 1 – 1000. Już kiedyś mówiłam w wywiadach, że miewam napady paniki.

Jak sobie radzisz z atakami paniki?

Przestałam z tym walczyć.

Dlaczego?

Lepiej je po prostu oswoić. Gdy czuję, że atak podpływa do mnie, a ja jestem wśród ludzi, którzy mogą tego nie zrozumieć, albo wziąć mnie za wariata, staram się wyjść z tego pomieszczenia. W takiej sytuacji szukam natychmiast drzewa, żeby się do niego przytulić. Albo w ogóle miejsca, o które mogę się oprzeć. Chodzi o to, żeby oddać mu z siebie część „tego czegoś” – lęku, emocji, energii. Drzewo jest do tego najlepsze, bo jest czymś żywym, ale jak nie ma go w pobliżu, to może być nawet ściana. Czasem jednak nie ma takiej możliwości i wtedy staram się przeczekać, choć wiem, że to wszystko niedługo uderzy mnie od środka. Wtedy czekam tylko na powrót do domu, do moich zwierząt. Czasem także w domu dotykają mnie niedobre wiadomości, bo na czymś mi na przykład bardzo zależało, a nie udało się, co uruchamia myślenie: „Aha, jeśli to nie wyszło, to tamto też nie wyjdzie i jeszcze tamto, i jeszcze tamto!” Jeśli dochodzi do takiej sytuacji, wtedy trudno – drę japę, śpiewam, włączam muzykę. Potem idę w naleśnika, robię izolację w kocu i przechodzi.

W naleśnika?

Mam takie powiedzenie: „chowam się w naleśnika”. Po prostu kiedy wracam do domu po różnych nieprzyjemnych sytuacjach, owijam się kocem w rulonik.

W jaki sposób jeszcze siebie chronisz?

Cały czas uczę się nie obciążać toksynami tego świata. Trzymam się z daleka od ludzi złośliwych i zazdrosnych. Dziś już wiem, że każdy człowiek sam powinien sobie zbudować swój pancerz. Choć trudno to też nazwać pancerzem, bo nas można „przebić” dosłownie czymś tak maleńkim, że inni nawet tego nie dostrzegają. Mnie najbardziej kłopoczą nawet drobne nieporozumienia z ludźmi. Uczę się jednak nie przejmować tym, że ktoś czegoś nie zrozumie. Życie nauczyło mnie, żeby nie tłumaczyć się większości, bo to odbiera mi energię i również może wywoływać niechciane ataki paniki. Doszłam do wniosku, że to moim zadaniem (a nie innych!) jest odnajdywać się w tym świecie. Każdy sam musi się nauczyć na własnych błędach, czego potrzebuje w życiu, żeby się czuć stabilnie, a co mu szkodzi i doprowadza do destabilizacji. Dlatego szukam patentów na poradzenie sobie ze sobą.

 

Natalia Sikora

Kiedy wokoło jest za dużo bodźców, to w ludziach – takich jak my – w końcu coś wybucha. Dlatego nie oglądam telewizji od 20 lat. Co kilka dni zerkam sobie w niektóre wiadomości, albo dzwonię do zaufanych osób, które wiedzą, jak ze mną rozmawiać. Wiedzą, że lepiej mówić wprost, empatycznie i bez zbędnych komplikacji. Nie lubię, kiedy ktoś na proste pytanie zaczyna rozwodzić się, eskalując swoje emocje albo jest zbyt natarczywy. Nie potrafię się przed tym bronić, a to dla mnie właśnie zagrożenie wybuchu paniki albo zjazdu depresyjnego. Bodźce dzisiejszego świata są do uniesienia dla tych bliżej normy, a ich oczywiście jest więcej. Dlatego wysoko wrażliwi, którzy są w mniejszości, muszą je sobie świadomie dawkować, ograniczać, po prostu uważniej dbać o siebie.

Pamiętasz moment, kiedy zaczęłaś tworzyć?

Kiedy bardzo bliska mi osoba zachorowała poważnie na depresję, napisałam pierwszy wiersz, jakoś intuicyjnie: Już nie czuję bólu, nie mam sumienia, wśród ludzi szarych dusz, od życiowych doświadczeń znamienia… Miałam wtedy 14 lat i ten wiersz bardzo mi pomógł, bo od tego momentu poczułam, że tworzenie jest dla mnie schronieniem. Gdybym mogła o coś prosić ludzi wysoko wrażliwych, to chciałabym, by każdy znalazł swój sposób na zajęcie zmysłów. Ale nie tym, co tak szeroko proponuje nam świat. W moim przypadku sprawdza się: rysowanie, muzyka, aktorstwo, malarstwo, pisanie tekstów piosenek ale też sport: rower, pływanie, ścianka wspinaczkowa.

My mamy bardzo wyostrzone zmysły, a ja dodatkowo wiem, że mam jakiś rodzaj nadaktywności psychoruchowej. Co z tym począć? Znalazłam też taki patent, że rysuję, kiedy jestem w stresujących sytuacjach. Na przykład rozmawiam z kimś i jednocześnie zajmuję czymś dodatkowym zmysł wzroku, ryzując. Dobrze znam swój biorytm. Dlatego każdą chwilę spędzoną z kimś, kogo dobrze nie znam, równoważę dokładnie takim samym czasem, spędzonym w izolacji. Bardzo tego potrzebuję.

Wspomniałaś o swoich zwierzętach. Czy one są dla ciebie ważne?

Mam psa Bonzo i świnkę morską Bubu. Poza tym u nas, zanim jeszcze wyjechałam na studia, były wszelkie możliwe zwierzątka. Przynosiłam, ratowałam – ptaki, myszki, szczurki. Znowu, z całym szacunkiem do ludzi, mnie po prostu zwierzęta wychowały. Żeby to lepiej zrozumieć, powiem ci, że w moim domu był alkohol i niestety jestem tym obciążona na poziomie genetycznym. Mojego taty w najważniejszym momencie przy mnie nie było, teraz to nadrabia. Mama robiła wszystko, żeby było jak najnormalniej. Moi rodzice dzisiaj uczą się siebie kochać i rozumieć. Tata odrabia lekcje. Bo łatwo jest odstawić nałóg, trudniej nauczyć się żyć bez nałogu.

Ludzie wysoko wrażliwi są różni – jedni nie lubią dotyku, inni go potrzebują. Ja potrzebuję czuć dotyk, ciepło, życie i to właśnie dawały mi zwierzęta. Przy nich nigdy nie czuję stresu. To one mi pokazały swoją czułość, delikatność i odpowiedzialność za partnera i za stado. Pokazywały mi detale ważnych zachowań, które pewnie powinnam dostać od rodziców.

Natalia Sikora

Natalia Sikora

To ważne co mówisz. Ja od swojego psa nauczyłam: radości i większej otwartości wobec nieznanych mi ludzi.

No właśnie. My mamy te człowiecze bezpieczniki, a zwierzęta są czystą miłością. One ją mają, a my musimy się nauczyć. Tak to widzę.

Od 10 lat jesteś wolna od alkoholu. Możemy o tym porozmawiać?

Przyznaję, że mam za sobą siedmioletnią imprezę, która była taką niedojrzałą formą rozbodźcowania. Ale znowu, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, nie piję dzięki mojemu psu. W chwili największej wątpliwości, kiedy chciałam się pożegnać z tym światem, to on spojrzał na mnie… tak wymownie, oczami pełnymi życia. Myślę, że człowiek pije, bo mu się wydaje, że nie umie kochać. A ja wtedy zrozumiałam, że kogoś kocham. Że kocham mojego psa, że chcę być za niego odpowiedzialna. Nie jestem ekshibicjonistką, po prostu wierzę, że mówiąc o tym mogę trafić do człowieka, który jest w tym ostatnim momencie, kiedy można o siebie zawalczyć. Poradziłam sobie z tym sama, bez terapii. A piłam, bo z dzieciństwa wyniosłam przekonanie, że nie zasługuję na miłość i że nie potrafię kochać.

Dziś już wiesz, że potrafisz kochać. A czy wiesz, że zasługujesz na miłość?

Tak. I jestem na nią gotowa. Popełniłam parę razy w miłości taki błąd, że byłam w roli ofiary, co też wyniosłam z dzieciństwa. A teraz wiem, że nie muszę się spieszyć. Jestem oswojona z samotnością. Wiem, że jeśli ktoś mnie pokocha taką, jaką jestem dokładnie, nie popełnię już takiego błędu, że będę starała się dla niego zmieniać, być taką, jaką chce mnie widzieć.

Czy Janis ci jakoś pomagała w tych najtrudniejszych momentach? Mówisz o niej jak o siostrze.

Tak, ja mam taki kontakt ze światem duchowym od dziecka. Jak rozmawiam o duszach, to mam ciarki, wiem, że one z nami rozmawiają. W zeszłym roku śpiewałam na koncercie utwór Ewy Demarczyk i czułam wtedy podskórnie, że ona tego nie chce. Że nie chce tych koncertów, interpretacji jej utworów. A Janis mi na to pozwala. Kiedy śpiewam jej piosenki, czuję bezpieczeństwo, czuję ciepło w brzuchu, jak przy miłości.

Boli mnie to, że ona miała 27 lat, kiedy odeszła. Nie zdążyła rozpocząć pracy nad sobą, tak potrzebnej ludziom. Wiem, żę gdyby miała ten czas, gdyby byli przy niej uczciwi ludzie, byłaby z nami do teraz i zaskakiwałaby tę planetę każdym kolejnym albumem. Niewielu jest artystów, którzy się nie boją. Janis mówiła, że jak śpiewa, to kocha się ze wszystkimi ludźmi.

Ludzie mówią, że przyjęła ten złoty strzał. Ale nie wiedzą, że ona przyjęła w tę noc dużo więcej. Sekcja zwłok wykazała wewnętrzne krwotoki i niezliczone środki chemiczne w organizmie. Stało się to, bo w ten wieczór, zanim spotkała się z dilerem, odebrała telefon od jakiegoś kolejnego… dupka. Myślę, że ona chciała odejść.

Ty i Janis byłyście w tym samym momencie, na ciebie spojrzał pies, na nią nikt nie spojrzał, nie zadzwonił, nie zawiózł jej na pogotowie. Coraz więcej młodych ludzi przyznaje się, ze myśli o samobójstwie. Czy masz dla nich słowo?

(długa chwila milczenia) Moja babcia, która była mądra i silną kobietą, popełniła samobójstwo. Zrobiła to z bólu w ciężkiej chorobie. Nie było mnie wtedy przy niej, bo wyjechałam już na studia. A byłam dla niej światłem, wiem to. To właśnie paradoksalnie babcia nauczyła mnie, bo przeszła przez wojnę i Sybir, że w tej najmroczniejszej chwili jest światło. Dlatego wierzę, że zawsze trzeba łapać się każdego skrawka dobrej myśli, że są wokoło dobrzy ludzie, że znajdę kogoś, kto pomoże mi to światło wskrzesić.

Dostałam mnóstwo wiadomości od ludzi z całego świata, że po wysłuchaniu „Cry baby” w moim wykonaniu, zrezygnowali z popełnienia samobójstwa. Że wracają do życia  słuchając utworów z lat 60. i 70. W nich jest moc wyzwalająca, bo to nie jest muzyka z komputera, nie jest obliczona na takty, nie ma w niej kalkulacji. W prawdziwej miłości w istocie też jej nie ma. A kiedy jest, to już jest toksyczna miłość. Janis mówiła, żebyśmy nie chowali swoich uczuć, pragnień, żebyśmy mówili o nich głośno. Mówiła, żebyśmy nie mieli zimnych dłoni i stóp.