Go to content

Jeszcze w zielone gramy. Jeszcze się spełnią nasze piękne dni, marzenia plany

Fot.iStock/AleksandarNakic

W życiu każdego z nas przychodzi moment, kiedy wszystko wymyka się spod kontroli. Coś się zatrzymuje, coś się kończy, czegoś „nie przeskoczymy”. Nagle jasne staje się, że nie mamy na to żadnego wpływu, że możemy tylko zaakceptować daną sytuację, przeczekać ją w nadziei na lepszy czas. Zaufać, że on nadejdzie. Przezimować.

Takie właśnie doświadczenie „zimowania” zostało nam dane teraz. Stosujemy się do reguł, które znacznie ograniczyły naszą wolność, bo istnieje „wyższa konieczność”. Wszyscy ją rozumiemy. W tej trudnej sytuacji jesteśmy jednak świadkami dobrego i złego, które wydarzają się na naszych oczach.

Dobrego, bo nagle okazuje się, że jesteśmy zdolni do rzeczy wielkich. Stajemy się na nowo solidarni, podejmujemy ważne i piękne inicjatywy społeczne, dbamy o tych, którzy naszej pomocy potrzebują. Szyjemy maseczki dla służb medycznych, zawiązujemy grupy samopomocy na Facebooku, robimy zakupy starszym sąsiadom i wspieramy psychicznie tych, którzy sobie nie radzą. Medytujemy, przewartościowujemy swoje życia. Zaczynamy zauważać, bez jak wielu rzeczy możemy być szczęśliwi, a które są tak naprawdę ważne. To dobro jest bezpośrednio naszym udziałem.

Ale jesteśmy również świadkami złego. Rządzący korzystają z pełni władzy (i z naszej ograniczonej chwilowo wolności) i zmieniają prawo tak, by łatwiej jej było podporządkować jedynej „słusznej” wizji. Spod stołu wyciąga się teraz nagle ustawy społecznie szkodliwie, realnie zagrażające zdrowiu i szczęściu kobiet. Organizuje się wybory za wszelką cenę tylko po to, by zapewnić wygraną obecnemu prezydentowi. A w telewizji publicznej trwa kampania wyborcza jednego tylko – tego właśnie – kandydata.

Wielu z nas zadaje sobie teraz w poczuciu bezsilności pytanie: co właściwie możemy zrobić, skoro nie możemy nawet zamanifestować swojego sprzeciwu wobec zmian, które się przeprowadza poza i ponad prawem? Zmian, które jeszcze mocniej odbiorą nam wolność, choć dziś jeszcze tego nie spostrzegamy?

Odpowiedź nie jest skomplikowana: bądźmy świadomi, nie zamykajmy oczu i uszu. Póki mamy świadomość tego, co się dzieje wokół – tego co powoli tracimy, co nam się odbiera – jest i nadzieja na zmiany, gdy tylko sytuacja epidemiologiczna się ustabilizuje. Pamiętajmy – to my, obywatele wybieramy rządzących.

To prawda, jeszcze przez chwilę nie wyjdziemy na ulice, by zawalczyć o nasze prawa. Pomartwimy się w domowym zaciszu, podzielimy swoimi lękami jedynie z najbliższymi. Ale nie jesteśmy z tymi obawami sami. Mamy jeszcze wolne media, mamy artystów, intelektualistów – autorytety, które pomagają nam przetrwać ten okres bezsilności. I pomagają być świadomymi.

Mamy Jandę, mamy Saramonowicza, Olgę Tokarczuk, która powiedziała ostatnio o trwającej pandemii: „Coś nas testuje. Natura, Bóg, coś bezosobowego, przypadek mówi: „Sprawdzam!”. Zdajmy ten test, nie tylko jako ludzie, ale również jako obywatele – Polski, Europy, świata. Czytajmy, słuchajmy, oglądajmy. Otwórzmy oczy na to co dzieje się wokół. Przygotujmy się na to by – gdy będzie to możliwe – skorzystać ze wszystkich narzędzi jakie daje nam demokracja.

A póki co budujmy sobie i pielęgnujmy naszą normalność w tych wyjątkowych czasach. Niech bedą nią choćby bazie poprzeplatane żonkilami w wazonach na kuchennym stole. Może pisanki ozdobione zabawnymi rysunkami i twarze bliskich na ekranie telefonu i komputera. Przetrwamy to i wyjdziemy z tej próby inni. Jacy? Przede wszystkim uważni na innych – na ich potrzeby, na krzywdy. Nauczymy się dzielić z nimi tym, co mamy. Nauczymy się cenić nasze zdrowie, dbać o nie, doceniać.

Głęboko w to wierzę. Wierzę też, że kiedy ten trudny czas się skończy, będziemy bardziej świadomi tego kim jesteśmy i czego w życiu chcemy. Może niektórzy z nas zakończą jakieś związki, inni wyznają komuś miłość, jeszcze inni zdecydują, że teraz jest w ich życiu pora na to, by być singlem. W każdym z tych wypadków, to czas objawień.

Odkrywamy właśnie nowe talenty, przypominamy sobie to, co kiedyś sprawiało nam radość. I bardziej niż kiedyś doceniamy rolę dotyku i bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem.

Ale nade wszystko rozumiemy czym jest dla człowieka wolność i co się z nami dzieje, gdy się mu tę wolność ogranicza.

Przyszła wiosna. Nieśmiało zielenią się trawniki, żółcą żonkile. Potrzebujemy stabilizacji, pielęgnowania „normalności”, prostych, dobrych, codziennych rytuałów.  To nam daje poczucie bezpieczeństwa.

Nie poddamy się, bo wiemy, że nadejdą inne wiosny – nasze. A my wciąż w zielone gramy.

Przez kolejne grudnie, maje
Człowiek goni jak szalony
A za nami pozostaje
Sto okazji przegapionych
Ktoś wytyka nam co chwilę
W mróz czy w upał, w zimie, w lecie
Szans nie dostrzeżonych tyle
I ktoś rację ma, lecz przecież

Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany
Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną
Jeszcze zimowe śmiecie na ogniskach wiosny spłoną
Jeszcze w zielone gramy, jeszcze wzrok nam się pali
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali
My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie
Jeszcze nie, długo nie

Więc nie martwmy się, bo w końcu
Nie nam jednym się nie klei
Ważne, by choć raz w miesiącu
Mieć dyktando u nadziei
Żeby w serca kajeciku
Po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho
Takie prościuteńkie słowa

Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze piękne dni, marzenia plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta, która w przepaść rwie
Jeszcze nie, długo nie

Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar co nie raz już w dół runął
Jakby powiało zdrowo, to bym jeszcze raz pofrunął
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role naturszczycy bez suflera
W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej, co się skończy źle
Jeszcze nie, długo nie!

(Wojciech Młynarski)