Czytam: „Polska mapa nienawiści”, „Dzieci niepełnosprawne w osobnych klasach”, „Islamskie świnie nie chcemy was w Szczecinie” i mogłabym przytaczać wiele wiele innych. Wchodzę na stronę zgłosić nienawiść i widzę typy incydentów – mowa nienawiści, akty przemocy, dyskryminacje ze względu na płeć, pochodzenie, kolor skóry.
I zastanawiam się, gdzie my żyjemy? W jakim świecie? Gdzie nagłówki w gazetach, tytułu tekstów na głównych stronach największych portali internetowych obok zasad zdrowej diety, piszą „Pedał, niech wy*ierdala”.
Rozpętała się kilka dni temu dyskusja wokół propozycji władz o wydzieleniu osobnych klas dla dzieci niepełnosprawnych. Jakby dzieciom było mało podsuwania pretekstów do nietolerancji. Oczywiście, nie wystarczy stygmatyzacja niepełnosprawnością czy upośledzeniem umysłowym, dajmy jeszcze podstawę, by wykluczać tych, którzy nie wpisują się w naszą wizję idealnego świata.
Wkurza mnie, wkurza do granic możliwości brak szacunku dla drugiego człowieka i boli… Zastanawiam się, w jakim świecie przyjdzie żyć moim dzieciom?
Takim, gdzie za poglądy inne od większości dostaną po mordzie, albo ktoś przyjdzie i obleje im drzwi domu farbą?
A może takim, gdzie trzeba będzie śpiewać jednym słusznym głosem, bo każde wyłamanie się z tłumu będzie piętnowane?
Czy takim, gdzie powszechne będzie wygłaszania rasistowskich i faszystowskich haseł?
Dlaczego my nie potrafimy kochać drugiego człowieka? Dlaczego tak bardzo nienawidzimy. Dlaczego jesteśmy tak nieczuli na każdy komentarz, każdy gest, czy słowo, które obraża, odczłowiecza, drugą osobę?
Dlaczego nie wstawiamy się za kimś, komu dzieje się krzywda? Nie potrafię tego zrozumieć. Tej znieczulicy, której przecież też uczymy nasze dzieci.
Mówimy im – bądźcie mądre, bądźcie odważne, ryzykujcie, walczcie o swoje, kochajcie siebie. A czy powtarzamy im tak samo: pamiętajcie o drugim człowieku? Pamiętajcie o słabszych? O tych, którzy boją się wyciągać rękę o pomoc, ale wy ich zauważajcie. Bądźcie lepszymi ludźmi pomagając tym słabszym. Tym wykluczonym.
Jak często rozmawiacie w domu o tolerancji odmienności? A może nie rozmawiacie w ogóle, bo właściwie po co? Wy jesteście tolerancyjni, nigdy byście nikogo nie pobili za kolor skóry, nie wyzwali publicznie za poglądy. Nie gardzicie starością czy niepełnosprawnością.
Czytam, że chłopiec w szkole został wyzwany za to, że nie miał markowych butów. Że dziewczynka była prześladowana przez szkolne koleżanki, za to, że jej mama jest sprzątaczką. Że uczniowie włożyli koledze głowę do toalety, bo wstawił się za koleżanką, którą próbowali w toalecie obmacywać. Od koleżanki nauczycielki wiem, że dzieci prześladują inne dzieci za to, że mają bogatych rodziców i za to, że mają biednych, za to, że uczą się zbyt dobrze i za to, że są „głupkami” i „debilami”.
Wyobraźcie sobie taka sytuację. Wasz dziecko rano zbiera się do szkoły. Wsiada z wami do auta, w radiu słychać wiadomości, przegląd prasy. Reagujesz na kolejne słowa posłanki: „Co za debilka/wieśniara/no słoma z butów”. Dajesz dziecku buziaka, a ono leci do szkoły słysząc jeszcze przy bramie, jak jakiś mężczyzna mówi do drugiego: „Rusz tę swoją czarną d*pę leniwy czarnuchu” – na budowie, przy pracach drogowych, whatever. Wchodzi do szkoły, a tam: „pedale, gdzie się pchasz”, „debilu chodzisz jak ciota”, „te okularnik, przejrzyj w końcu na oczy”. A zapomniałabym, jeszcze po drodze, albo z okna szkoły widzi napis na murze „J*bać Żydów” choć tu można wpisać tysiące innych przykładów.
W domu – przychodzi wujek, który rozpoczyna dyskusję o tym, jak imigranci nas pozabijają, że to zwierzęta, w których stronę nie warto nawet splunąć (wersja light). A ty nie reagujesz, wolisz się wycofać z rozmowy.
Aaa i jak jeszcze pomyślę, że to dziecko ma Facebooka i czyta komentarze pod zdjęciami swoich kolegów, idolów, trafia na nagłówki tekstów, z których treścią już się nie zapoznaje…
Widzicie to? Nie ma tu krzty przesady. Naprawdę. Owszem możemy liczyć na mądrość naszego dziecka, powiedzieć sobie teraz: „moje takie nie jest”. I oby nigdy nie było. Oby nigdy nie stało się oprawcą, ale też, żeby nie było ofiarą. Ofiarą braku naszej reakcji, braku rozmowy, braku wytłumaczenia, kiedy pyta: „mamo, co znaczy pedał”, albo co to jest down, bo tak jego kolegę ktoś nazwał w szkole.
Pamiętajmy, że siła rodzi agresję, zawsze, gdy wraz z nią nie rozwija się u dziecka wrażliwości. Uczmy dzieci bycia odważnymi, ale nie tylko dla siebie, dla osiągania własnych celów i planów. Uczmy ich bycia odważnymi w pomaganiu innym, w stawianiu się za nimi, w zauważaniu drugiego człowieka, bez względu na kolor skóry, seksualne preferencje, czy wyznanie. Nie wychowujmy ich na skrajnych pewnych siebie egoistów, którzy nie widzą krzywdy innych.
Ja wiem, że świata nie zbawię, i że ktoś za chwilę powie: „a takie pieprzenie bez znaczenia”, ale jeśli my nie będziemy głośno mówić o tolerancji, o szacunku, to kto naszym dzieciom o tym opowie? Może warto wsłuchać się w to, jak one ze sobą rozmawiają, jakich słów używają, jakiej słuchają muzyki, jakich jutuberów wielbią. I nie zakazywać, gdy pada słowo „ku*wa”, tylko tłumaczyć, co ono znaczy. Nie krzyczeć, gdy usłyszymy „ty pedale”, tylko powiedzieć, jaki to słowo ma wydźwięk.
Zróbmy dziś jeden krok w stronę tolerancji, na przekór temu wszystkiemu co słyszymy, co widzimy i co widzi, i słyszy nasze dziecko.