Go to content

Jeśli buty na obcasie to dowód kobiecej siły i pewności siebie, to sorry – ja wysiadam

Fot. Pexels/pixabay.com / CCO

Mam ich dwie pary. Ostatni raz założyłam je na pewną BARDZO WAŻNĄ OKOLICZNOŚĆ, bo wydawało mi się, że ten wysoki obcas nada powagi mojej, z natury niewysokiej posturze. Błąd nowicjuszki, potęga stereotypu. Ból, (za jakie grzechy?!) i niepewność czy za chwilę nie wyląduję z nosem w sałatce pewnego znanego szefa kuchni towarzyszyły mi przez całą imprezę. Wróciłam do domu i rzuciłam moją piękną, prawie nieużywaną parę butów na wysokim obcasie w diabły. Przeżyłam bez obcasów 30 lat życia. Przeżyję szczęśliwie i całą resztę. Mam swoje powody.

Nogi… do podłogi

Złapałam się na tym. Przyznaję. Zakładałam buty na wysokim obcasie, żeby mieć wrażenie, że moje nogi nie kończą się zaraz po tym, jak się zaczynają. Przez chwilę działało. I – żeby było jasne – to była ta chwila przed lustrem, w domowym zaciszu. Bo zaraz po wyjściu z domu zaczynała się walka o przetrwanie. – Co ci jest? – spytała zaniepokojona koleżanka, podczas tamtej BARDZO WAŻNEJ IMPREZY. – Masz minę, jakbyś cię coś bolało.

Bingo. Kto przeżył, zrozumie. I nie mówcie, że nie zadawałyście sobie pytania: „Po co ja do cholery je założyłam” i, że nie obiecywałyście sobie: „nigdy więcej”. A jednak, zupełnie nieumiejętnie lewitując na tych zabójczych (dosłownie) szczudłach, zacisnęłyśmy zęby i uśmiechnęłyśmy się dzielnie w myśl zasady: chcesz być piękna, to cierp. Do tej pory wydawało mi się, że ta reguła dotyczy jedynie pań poddających się ostrzom chirurgicznego skalpela. Dziś wiem, że sama padłam ofiarą tego przedziwnego stereotypu.

Miłość, szczęście i pewność siebie

Wysoki obcas jest seksy, zapewni ci męską uwagę, poczucie pewności, wzmocni wiarę we własne siły, podbuduje cię wewnętrznie. To efekt znany psychologii. Wszystkie silne kobiety noszą buty na obcasie. Oglądałyście przecież „House of cards”?…

A teraz, całkiem poważnie. Jeśli noszenie butów na obcasach ma świadczyć o kobiecej sile i zdolności pokonywania przeszkód, to chyba tylko jako jakaś cholerna alegoria życiowych problemów. Te podwójne standardy w mediach wokół kobiety i wysokich obcasów są z resztą wyjątkowo irytujące. Bo z jednej strony wmawia się nam, gdy je założymy wyglądamy wyjątkowo, z drugiej wyśmiewa, gdy niepewnym i niewprawnym krokiem dążymy do tego ideału. (Wiedzieliście na pewno filmiki z potykającymi się na niebotycznych „szpilkach” paniami.)

Uwaga? Pewnie, kto nie spojrzy z zaciekawieniem na kogoś, kto z uśmiechem przez łzy stawia dalekie od perfekcji (tej z filmów i pokazów mody), chwiejne kroczki i za Chiny Ludowe nie skupi się na swobodnej konwersacji. Co najwyżej, parafrazując Bridget Jones poszukującej toalety na pewnym eleganckim przyjęciu, zapyta: „Nie wie pan, gdzie tu można usiąść?”.

Miłość? Jednej randki możesz być pewna. Nosząc przez dłuższy czas buty na wysokim obcasie, prędzej czy później spotkasz się oko w oko z jakimś przystojnym (albo nie) ortopedą. I może nawet coś tam zaiskrzy. Wiecie, że dziewięć na dziesięć kobiet noszących buty na wysokim obcasie źle je dobiera? Buty ściskają palce, są za luźne w kostce albo obcierają pięty. A osiem na dziesięć kobiet przyznaje, że noszenie tych butów zwyczajnie… boli. Więc dlaczego?

–  Noś obcasy –  piszą w babskich magazynach. – Twój tyłek będzie lepiej wyglądał. Piersi ci się optycznie powiększą. Nogi wydłużą i będą taaaakie zgrabne. Optycznie. Obcasy sprawią, że będziesz chodzić w charakterystyczny, seksowny sposób.

Pewnie, każdy by chciał… Tylko czy to naprawdę aż takie ważne? Problem w tym, że świat stawia przed nami dużo większe wyzwania niż bycie miłym dla oka erotycznym obrazkiem i optyczne powiększanie sobie różnych części ciała. Pole do walki jest olbrzymie –  równość płac, równouprawnienie, przemoc mężczyzn…  Golić czy nie golić nogi, zrobić makijaż, czy nie, założyć szpilki czy trampki to przy tym wszystkim problemy błahe i niewiele znaczące. Sztuczne. Więc jeśli  jeszcze boli, dla mnie wybór jest jasny.

Nie założę więcej butów na wysokim obcasie. To nie jest kwestia feminizmu. Feminizm to o wiele bardziej to, w co wierzysz, niż to, co nosisz. To kwestia dystansu. Najbardziej kobiecego atrybutu jaki można mieć. I najtrudniejszego do osiągnięcia. Więc dziś trampki. Cześć.