Go to content

Mieć więcej dzieci to dobrze, czy źle? Zdecydujcie się, bo gubię się między opinią patologii a mitem matki heroski

Fot. iStock / margaritabezkrovnaya

Cześć! Co u ciebie? Masz dzieci? Ile?! Zaszalałaś! Teraz to pewnie lajtowo wam się żyje? Nie musisz nawet pracować… Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a są tacy, którzy pozwalają sobie na komentarze i żarty, bynajmniej nie na miejscu. Czasem łatka Matki Polki boli i sama już nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że mam więcej, niż jedno dziecko! 

Droga sąsiadko, miła koleżanko, mam trójkę dzieci (dopuszczam myśl o czwartym) i przez kolejnych kilka lat zdecydowanie życia nie użyję. Jednak nie trzeba mi współczuć, obrażać, ani dla odmiany chwalić za to, że daję radę. W rozmowie wynosisz mnie pod niebiosa, że mam „aż” trójkę i nieźle sobie radzę lub wręcz przeciwnie, po cichu szybko przeliczasz i zastanawiasz się, po ile jeszcze 500 + skuszę się w ciągu reszty mojego prokreacyjnego życia. Naprawdę, nadal chcesz dyskutować o tym, czy to grzech, czy zaleta mieć więcej, niż jedno — dwoje dzieci…

Chodź, zapraszam cię do mnie! Chcę ci coś pokazać

Nie jest tak źle, serio, choć często nie sypiam jak należy, czasem nie pamiętam, jak mam na imię i bywa, że mylę imiona moich dzieci, gdy szybko chcę któreś przywołać. Nie mam czasu na swoje przyjemności, a moje drugie imię to odpowiedzialność, a nie impreza i kac-morderca. Na spacer idę jak na wojnę, zabieram wszytko to, co jeśli nie uratuje mi życia, to je zdecydowanie ułatwi. W torebce nie noszę przysłowiowego śrubokręta, ale zawsze mam pampersy, chusteczki, przekąski, płyn do odkażania rąk, bo wiecznie gdzieś paluchy włożą w to, co nie trzeba, a później wytrą o matkę. Nie spotykam się zbyt często ze znajomymi, nie zapraszam ich też na kawę, chyba że sami są dzieciaci. Jak pomyślę, że mam iść do kogoś i pilnować, żeby moje dzieci nie zostawiły śladów palców na świeżo wymalowanej ścianie, to mi się odechciewa. Wolę iść z nimi na lody i dobrze się bawić.

Nazywaj to jak chcesz, moje życie to kierat

Nawet nie będę kłamać. Dzieci — dom — mąż — praca — sen (to ostatnie akurat nie zawsze). Tak, praca też, bo wbrew pozorom nie jestem przedstawicielką patologii, siedzącą w twoim portfelu. Pracuję, niestety kosztem czasu z dziećmi i to boli. I za to możesz mnie krytykować, ale pomyśl, że wraz z narodzinami dzieci wcale nie umiera ambicja matki. Nam się nie robi gó*no z mózgu, poprzetykane papkami i pieluchami. Jeżeli nie masz dzieci, nie ogarniesz tego, o czym mówię. Jeśli jesteś matką jednego dziecka, obawiam się, że nawet ty mogłabyś nie zrozumieć tego, co czuję, gdy każdego dnia razy trzy robię ciągle to samo… Satysfakcja niewielka, bo konieczność i obowiązki przygniatają. Coś za coś, dzieci rosną szybko i będą miały swój świat, a ja więcej czasu i rodzinę, o jakiej zawsze marzyłam.

Mam gdzieś fałszywą troskę i krzywdzące opinie 

Wbrew pozorom nie potrzebuję tabunu nianiek ani  pomocy sąsiadki. Małymi krokami każdego dnia ogarniam wszystko sama jak zawsze. Nie potrzebuję też medali, dyplomów i społecznego uznania. Do niczego są mi potrzebne opinie tych, którzy uważają, że jak PiS dał, to teraz dla kasy się dzieci robi. Zdecyduj się w końcu, czy ja jestem herszt-baba, matka trójki, czy wielodzietna patologia, która liczy kasę? Pewnego pięknego dnia byłam z trójką moich dzieci na spacerze i starszy pan mnie zagadnął, ile to kasy za dzieci biorę. Tylko się uśmiechnęłam i zapytałam, czy ma wnuki i czy na te wnuki pieniędzy nikt rodzicom nie przyznał? Nie będę przekonywać, tłumaczyć, ani się wkurzać. Do tego mamusia mówiła mi, że nieładnie jest mówić do starszych ludzi „gó*no ci do tego stary capie”, więc najczęściej milczę.

Najśmieszniejsze jest to, że to sławetne „pińcet” już tyle czasu jest wypłacane, a nadal temat nie umiera. I jeszcze to złowieszcze „a co będzie, jak to „pińcet” zabiorą?”. A nic nie będzie szanowna pani, pracujemy, zarabiamy z mężem oboje, nie żyjemy z dzieci. Najwyższej skończą się baseny i treningi i dzieci, jak za starych, dobrych czasów komuny, będą ganiać wokół domu. Raczej ich nie oddam do sierocińca, bo mi się przestaną opłacać…

Pytasz, na co mi to było? 

Wiesz już, że nie dla kasy i nie dlatego, że nie umiem się zabezpieczyć. Dzieci to czysta miłość, choć okraszona czasem (często) gorzkimi chwilami. Chciałabym, aby każdy umiał moją decyzję uszanować, tak jak ja sama nie dopytuję matki jedynaka, kiedy następne i matki ośmiorga, czy nie ma już dość licznego potomstwa. Im mniej dobrych rad od obcych ludzi, tym matka czuje się lepiej. Żyjcie i dajcie żyć innym.