Go to content

„Przepraszam, chcę się rozstać”. Dlaczego nie potrafimy uszanować przeszłości?

rozstać się
Fot. iStock

Rozstać się. Nie lubię się rozstawać. Nie lubię rozczarowywać ludźmi. Nie lubię bliskości, która zamienia się w obojętność, szacunku przemieniającego w pogardę. Nie lubię takich sytuacji i w życiu osobistym, i w pracy.

Niestety, większość z nas popełnia przy rozstaniach miliony błędów. Ucieka, zaczyna nie lubić, znika. Czasem ciężko mieć nawet tę –oczywiście pseudo –  wiedzę psychologiczną (uśmiech w stronę osoby, z którą niedawno w pewien sposób się rozstałam), która pozwala ci choć w miarę rozumieć te mechanizmy. Również, o zgrozo, w sobie.

Jakiś czas temu nie pożegnałam się z kimś, z kim byłam związana zawodowo.

– Przykro mi – powiedział ten ktoś.

– Wiesz, ja chyba wolę uciec – odpowiedziałam.

Wtedy pomyślałam, że to jest temat na tekst. Nie o tym jak przeżyć rozstanie, jak się rozstać, jak sobie z nim poradzić, tylko jak zrobić to bez uciekania, złości.  Chodzi o to, żeby uszanować, że coś kiedyś, choć przez chwilę, było ważne. Tak mało osób to potrafi.

ICH znałam jeszcze w liceum. Z nią się przyjaźniłam, on był starszy, odpowiedzialny, czuły. Dużo niepotrzebnych przymiotników określających jaki był fajny. Byłam na ich ślubie, oni byli na moim.  Nierozłączni. Potem straciliśmy kontakt na wiele lat. Ostatnio, przez fejsa, z nią się odnalazłyśmy. Opowiadała o rozwodzie. Przestraszyłam się. Czy ludzie potrafią aż tak się zmienić? Ich małżeństwo psuło się wiele lat. W  końcu on ją tak pobił, że trafiła do szpitala, miała złamany nos. Opowiadała mi sceny jak z amerykańskiego dramatu. A ja zastanawiam się: „Jak to w ogóle możliwe. Przecież tak ją kochał, mają dwoje dzieci”.

Strach kochać po takich historiach.

JE też znam długo. Zawsze koleżanki, wspólna praca, wiedziały o sobie tyle rzeczy. Potem jakiś konflikt. Dziś jedna mówi: „No, ja do Tamtej nic nie mam, ale to jednak wredna sucz”. Druga: „Ależ szanuję to, co między nami, ale wiesz, ona kompletnie zwariowała…”. Poznaję szczegóły relacji, tajemnice jednej, drugiej.

Strach się przyjaźnić po takich historiach.

No i ONI młodsi. Krótkie zakochanie. On taki zauroczony, ona trochę też. On potem mówi: „Jesteś mi  taka bliska, chcę żebyś zawsze była”. Potem znika. Bez słowa.

Strach wierzyć jakiemukolwiek mężczyźnie po takich historiach.

Czy chodzi o to, żeby w ogóle się nie rozstawać? Tkwić w czymś, choć nie chcemy? Ależ nie. Ale żeby rozstając się uszanować przeszłość i czyjeś uczucia – już tak.

Ktoś mi kiedyś opowiadał o swoim rozstaniu. Opowiedział: „No i wiesz, spotkałem się z nią, powiedziałem, że to koniec, ale  myślałem tylko o tym, żeby iść biegać. Obiecałem, że zadzwonię, zjemy kolację, jeszcze pogadamy”.

„Zadzwoniłeś?”, spytałam. „No co ty”, odpowiedział lekko. Potem zrozumiałam, że to jest jego scenariusz życia tego Ktosia. Obiecywanie, niedotrzymywanie. Rozstać się, teoretycznie z klasą. Bo bez awantury i nienawiści. Tak naprawdę tak samo słabe.

Nie ma chyba morału tej historii, bo sama – pewnie – nie wiem jak się rozstawać.

Ale rozmawiałam dzisiaj z bardzo mi bliską osobą. Leży w szpitalu. Leży już wiele dni, więc sporo analizuje.

– Wiesz o czym myślę najwięcej – powiedziała TA osoba.

– No o czym? – spytałam.

– Z iloma ludźmi się rozstałem w życiu, z iloma pokłóciłem, ilu znienawidziłem, ilu porzuciłem bez myślenia o ich emocjach.

– No i?

– No i to jednak słabe jest. Bo potem, na koniec życia, rozumiesz, że oni wszyscy są częścią ciebie i do niemal każdego chcesz zadzwonić, pogadać.

– Aha – odpowiedziałam.

I obiecuje, TA osoba nie jest sentymentalna. Nie prowadzi pseudo psychologicznych analiz. 😉  Może nie czekajmy więc na choroby, szpital, momenty ostateczne? Szanujmy osoby, z którymi byliśmy blisko. Którym zaufaliśmy. Jakkolwiek. Kiedykolwiek. Gdziekolwiek.