Go to content

„Panie, nigdy więcej. To moja żona była, myśli że mam drugą zmianę a ja na hokej jadę!”. Życie na taksówce

Życie na taksówce
Fot. iStock / STEFANOLUNARDI

Pamiętasz najśmieszniejszą historię, jaka ci się przydarzyła w pracy?  – Jasne, ale boję się, że nie uwierzysz. Dwa tygodnie temu, niedziela, bardzo wczesny poranek. Dzwoni telefon, odbieram i słyszę głos starszej pani: „A pan taksówkarz do sklepu też jeździ? Tak? To życie mi pan ratuje! Proszę poszukać apteki i kupić mi klej do protezy. Bo na mszę chciałam poranną iść, mój się skończył a szczęka mi tak lata, że się boje że do tacy wpadnie”. 

Marek: „Czasem człowiek ludzkich dramatów wysłucha”

Marek jeździ już 8 lat. Mówi, że to praca jak każda inna. I, że na szczęście przez ten cały okres, więcej miał przygód sympatycznych niż tych niebezpiecznych. – Lubię to co robię. Lubię kontakt z ludźmi, jestem jednym, z tych rozgadanych taksówkarzy. Czasem człowiek ludzkich dramatów wysłucha, jak kiedyś w nocy, gdy wiozłem taką młodą dziewczynę do szpitala, w którym umierał jej mąż. Mało brakowało, a sam bym się popłakał. A czasem też i płacze, ze śmiechu. Gość taki do tyłu wsiadł, jedziemy chwilę i mój telefon. Odwracam się po chwili i pytam go, czy możemy po drodze panią zabrać, dosłownie dwie ulice. Zażartował, że się cieszy wręcz. To zima była, szybko ciemno. Wsiadła,  a ja tylko  na chwilę wewnątrz zaświeciłem. Ale jadę i patrze w lusterko, a gość z tyłu chowa się pod siedzenie. Pani wysiadła, on wyłazi i sapie – Panie, nigdy więcej. To moja żona była, myśli że mam drugą zmianę a ja na hokej jadę! Prawie zawał!

Pytam też o te mroczniejsze aspekty. Nasze miasto jest małe, bezpieczne ale to jednak jeżdżenie po nocach. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz.

– Tak masz rację. Tylko wiesz, ja dość szybko dorobiłem się sporej gromady stałych klientów. Znamy się jak łyse konie, ciągle przybywają nowi. Gdy słyszę w środku nocy bełkotanie do słuchawki czy wulgaryzmy, rozłączam się. Nie ryzykuję. Mam żonę, dzieci. Małe jeszcze, ale jakie to ma znaczenie. Kocham je, chce patrzeć jak rosną, chce żeby moja piękna żona była szczęśliwa. Uważam na siebie.

Prawdą jest to, że często pracuje ponad siły. Mamy dom, wiesz i kredyt. Musimy to jakoś przetrwać, dam radę dla nich. Kurcze czekaj bo się smutno zrobiło! Coś ci jeszcze opowiem, to padniesz. Jadę ze starszą, ale elegancką panią, z przodu koło mnie siedzi. Przepraszam ją, ale nic jeszcze nie jadłem i popijam jogurt. Nagle hamulec gwałtowne i jogurt na spodniach. Starsza pani się zmartwiła, wyciągnęła chusteczkę i dość mocno się pochyliła. Czyściła je, wykonując dziwne ruchy. Ja sparaliżowany, a przecież prowadzę. Usiłuje się jakoś z tego wykręcić, pani mnie nie słucha.  I nagle widzę ją! Moją żonę, która jest purpurowa ze złości, bo wiesz mam wysokie auto i  z tamtej strony, mogło to dość dziwnie wyglądać. Ja usiłuje żonie coś pokazać, że to nie tak. Niestety, dość nieudolnie. Z minuty na minuty jest coraz gorzej. Ile ja się musiałem później natłumaczyć, przepraszać, znowu opowiadać. Sama widzisz, lekko nie jest.

Maja: „Szef się o mnie boi, bo jednak kobieta taksówkarz, sama w nocy”

Gdy wsiadam do następnej taksówki, za kierownicą dla odmiany Maja. Wygląda, na nie więcej jak 26 lat. Okazuje się, że ma o 7 więcej. I od razu czuję, że sobie pogadamy. Takie jakieś ciepło od tej dziewczyny. Mówi, że dopiero pół roku jeździ i tylko na pierwsze zmiany.

– Na nocnych byłam kilka razy, nic się nie stało, jakoś tak dobrze trafiałam. Ale szef się o mnie boi, bo jednak kobieta taksówkarz, sama w nocy. Nie wierzy mi, że potrafię przywalić. No i jeżdżę. Prawko zrobiłam wcześnie i za pierwszym razem, bo ja zawsze kochałam auta. A jak kolegi wujek tę firmę założył, od razu wiedziałam, że to praca dla mnie. Nie, nie był uprzedzony. Znaliśmy się trochę wcześniej, zaufał mi. A ja za nic nie chciałabym zawieść! Tym bardziej, że wie pani, lubię kontakt z ludźmi. Czasem tak się można pośmiać, tacy sympatyczni klienci, że dostajesz kopa energetycznego na kolejne trzy dni.

A czasem wracasz do domu, i nie przestajesz płakać. I nauczyć języków! No serio. Kiedyś takiego miałam, gość często jeździł i zawsze mnie uczył w trakcie zlecenia, dwóch słówek po norwesku. Na prawdę teraz sporo umiem. A ilu fajnych ludzi, nawet znajomości. Wiadomo, zdarzają się klienci, którzy nie lubią, gdy się do nich mówi. Wtedy jakieś łagodne radio podkręcasz, żeby się pozbyć niezręcznej ciszy i jedziemy. Różni ludzie. Fajni goście też, nie ukrywam. Tylko wiesz, ja mam super faceta, kochamy się bezgranicznie, też jeździ. No dobra, podrywają też. Czasem zbyt nachalnie, to staram się wybrnąć z humorem i jak najszybciej pożegnać. Nieraz całkiem miło, aż się człowiek czuje jak seks bomba. Nie żeby mi czegoś brakowało (śmiech), ale jednak z ust innego mężczyzny, to jakoś inaczej. Też się tego potrzebuje.

Zabawne historie? Mnóstwo, ale najbardziej pamiętam tę, gdy jechałam z młodą dziewczyną. Po drodze zabrałyśmy, dość mocno jak się okazało, wstawionego chłopaka. Chwila ciszy, on się przygląda mojej pasażerce i krzyczy – Elwira! Przecież miałaś być w Rzeszowie u ciotki. Wiedziałem, że mnie okłamujesz, pewnie też zdradzasz!

Dziewczyna oczy wielkie jak spodki od filiżanki, tłumaczy, że ma na imię Magda i nawet nie zna żadnej Elwiry. On nie daje za wygraną, lecą mu łzy, szlocha, coś niewyraźnie o tym, że go zraniła, że on myślał, że to na zawsze. Ona nadal mówi, wyciąga swój dowód osobisty, żeby udowodnić, że  nigdy nie była żadną Elwirą. On wysiada, ale odwraca się na chwilę i z wyrzutem mówi – Bo co? Bo, że wypiłem i teraz źle widzę? Wiesz co Elwira!  Zakoduj sobie jedno! Oczy może i oszukasz, ale serca mego nigdy! Żegnam panie. I nawet nie zapłacił. Ale ja go nawet nie zatrzymywałam, bo go nie widziałam , przez łzy ze śmiechu.

Do domu dla odmiany wracam spacerem. I ciągle myślę o tym, że lubię taksówki. Można się pośmiać, czegoś dowiedzieć, podyskutować a nawet wypłakać. To trochę takie chwilowe ostoje i terapeuci dusz. Wystarczy otworzyć drzwi auta.