Go to content

Nie wrócę do Polski, bo… niby co miałoby mnie skusić do powrotu?

Fot. iStock / janos_somodi

Emigracja Polaków to jeden z największych problemów ostatniego dziesięciolecia. Dane statystyczne mówią o tym, że obecnie poza granicami naszego kraju mieszka obecnie 2,4 mln Polaków, z czego prawie 2 mln na terenie Unii Europejskiej – głównie w Wielkiej Brytanii i Niemczech.

Liczba naszych emigrantów w Europie w stosunku do 2014 r. zwiększyła się o 82 tys.

Kolejne rządy szukają sposobów na to, by zachęcić emigrantów do powrotu. Zdaniem wicepremiera Mateusza Morawieckiego, w ciągu 10 lat, może wrócić do Polski kilka tysięcy emigrantów. Co ma ich skusić? Brexit, napaści na Polaków a także to, że Polska jest krajem bezpiecznym, co pokazała m.in. organizacja Światowych Dni Młodzieży. W Polsce jest też coraz więcej brytyjskich firm, które z chęcią zatrudnią osoby z doświadczeniem w pracy na Wyspach.

Rząd rozważa także wprowadzenie ułatwień w zakładaniu firm dla powracających z Wysp, wprowadzenie przywilejów podatkowych przy zakupie mieszkań, ułatwienia w znalezieniu pracy nad Wisłą nawet dla tych, którzy jeszcze mieszkają w Zjednoczonym Królestwie, a później, przynajmniej na jakiś czas, ograniczenie podatków, jakie muszą płacić od dochodów osobistych.

To wszystko jest ważne, ale nie wystarczające. Bo choć pieniądze to niewątpliwie sprawa kluczowa, nieprawdą jest, że emigranci mieszkają za granicą wyłącznie z powodów zarobkowych. Zapytałyśmy Polki, dlaczego mieszkają za granicą i co skłoniłoby je do powrotu. Wyniki naszej sondy przedstawiamy poniżej.

Nie chcę się bać

Magda, pokojówka, od trzech lat mieszka w Szkocji: rozumiem, że zarobki w Polsce są niższe. Ale kompletnie nie wiem, dlaczego przy takich płacach ceny niejednokrotnie są wyższe niż tu. Mam na myśli podstawowe zakupy spożywcze, na których niestety nie da się zaoszczędzić. Nie wrócę, bo mam dosyć biedy i upokorzeń, których doświadczałam w kraju. Pracowałam w sklepie, zarabiałam mało, nie stać nas było na wynajem mieszkania o wyjeździe na wakacje nie wspominając. Dodatkowo ciągle pamiętam ten strach, co będzie, jeśli stracę pracę.

Tu oczywiście bajki też nie ma, a ja znam słabo język i pracuję zwykle na najniższych stanowiskach. Ale stać nas na normalne życie, dziecko ma swój pokój a ja choć teoretycznie pracuję w nieregularnych godzinach, to nigdy nie wróciłam do domu po 15-tej. Szef wie, że mam małe dziecko i tak ustawia mi grafik, bym miała czas dla rodziny. Strach? Mniejszy, bo wiem, że jeśli córka zachoruje, dostanę dla niej lekarstwa za darmo bez większego proszenia się o pomoc. W Polsce stałabym najpierw kilka godzin w kolejce do lekarza, a potem wydała ze 150 zł w aptece.

Chcę o sobie decydować

Ania, od pięciu lat w Londynie, menedżerka: chociaż jestem setki kilometrów od Polski, dziś przyszłam do pracy ubrana na czarno. W geście protestu przeciwko temu, co dzieje się w moim kraju. W głowie mi się nie mieści, że te informacje o karaniu więzieniem za poronienia i zmuszanie do rodzenia z narażeniem życia, dochodzą do mnie  z państwa w centrum Europy.

Kiedyś poroniłam i bardzo to przeżyłam. Nie wyobrażam sobie, że miałabym się z tego tłumaczyć. Nie chcę, by prokurator grzebał w mojej macicy. Uważam, że kobieta sama powinna zdecydować, czy urodzić dziecko z gwałtu. Chociaż jestem prolife, nie odważyłabym się podejmować takich decyzji za inne kobiety.

Większość z nas na wieść o ciąży zaczyna łykać kwas foliowy, a nie szuka abortera. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce z kobiet robi się morderczynie.

Chcę normalnie pracować

Bożena, od siedmiu lat w Szwecji: Gdy wyjeżdżam miałam dwoje dzieci w wieku szkolnym. Wcześniej nie pracowałam, bo nie byłam w stanie dostosować godzin pracy do systemu szkolno – przedszkolnego. Dziecko w przedszkolu to jeszcze pół biedy, bo ma zapewnioną opiekę przez wiele godzin. Gorzej jest ze szkołą. Córka zaczynała i kończyła zajęcia w różnych godzinach. Raz była w szkole od godz. 11 do 15. Innego dnia szła na 8 i wracała przed południem. Organizacyjny koszmar, tym bardziej, że świetlica szkolna nie oferowała uczniom żadnych ciekawych zajęć. Zwykła przechowalnia.

Trzecie dziecko urodziłam już na emigracji. I bardzo się zdziwiłam, że przedszkole w mojej miejscowości czynne jest w elastycznych godzinach – nawet do godz. 20. Nie muszę już lecieć z duszą na ramieniu, że znów się spóźnię. To nie oznacza, że dziecko jest cały dzień w placówce. Jeśli idę do pracy po południu, to odprowadzam dziecko później. Odbiera je po pracy mąż. Nie rozumiem, czemu w Polsce opieki nad dzieckiem nie można zorganizować na podobnych zasadach.

Nie chcę być na łasce urzędników

Marta, dwa lata w Glasgow: Jestem zapominalska. Nie raz zapomniałam o zapłaceniu rachunku. W Polsce dostawałam ciągle listy z groźbami, co mi zrobią i ile zapłacę kary. Tak, jakbym rzeczywiście chciała okraść energetykę czy inne wodociągi. Tu mi nie grożą, tylko przypominają, że coś jest nieuregulowane. To jest fajne, bo nikt mnie nie traktuje jak potencjalnego złodzieja.

Nie chcę żyć w grajdole

Agata, lesbijka z Londynu: irytuje mnie polskie wścibstwo, zawiść, wtrącanie się do cudzych spraw. Muszę być albo taka sama jak wszyscy, albo staję się wyrzutkiem. Ja się nie wtrącam do ich życia, nie interesują mnie cudze żony ani mężowie. Dlaczego mnie zagląda się do łóżka? Polska – nie, dziękuję.

Okazuje się, że wiele z tych rzeczy, które tak przeszkadzały późniejszym emigrantkom, można było bardzo łatwo i przy niskim nakładzie kosztów wyeliminować. Tylko, że zabrakło woli i pomysłów.

A wy co dodałybyście do tej listy?

 

linia 2px

Jedyne takie spotkanie dla kobiet!

Magazyn Oh!me zaprasza na

„Kobieca strona mocy. Okryj z nami wyższy poziom kobiecości”

zaproszenie ohme.pl

Fot. iStock

Fot. iStock