Go to content

Myślę jak Maria Peszek: nieposiadanie dzieci nie czyni mnie niepełnowartościową kobietą

Co dzieje się z tymi naszymi dziećmi? Moja córka powiedziała, że nigdy nie będę babcią, bo ona dzieci nie chce mieć”, zwierzyłam się moim koleżankom, pytając, czy może coś źle zrobiłam. Może moje macierzyństwo ją przeraziło? A one, choć obie są dobrymi matkami, powiedziały: „Ja też uważam, że dzieci nie powinnam mieć”. To już mnie zaskoczyło! Powiedziałam: „Ale dlaczego? Przecież znam was i widzę, jak jesteście oddane swoim synom. Jesteście genialnymi matkami”.

Trudno mi to wszystko pojąć, ponieważ jestem z tej frakcji kobiet, która nie wyobraża sobie życia bez dziecka. W macierzyństwie odnalazłam najciekawszą przygodę mojego życia. Długo się w tym spełniałam. To była moja pasja i wielka radość. Pewnie takich kobiet jak ja jest większość. Może się mylę?

Ale po kolei. Wydaje się, że dziś kobiet, które przyznają, że nie chcą mieć dzieci i jest to ich świadoma decyzja – przybywa. Powiedziała o tym w zeszłym roku Ewa Chodakowska:

„Kobiety często pytają mnie: Kiedy? Ewa, kiedy będziesz miała dziecko? Myślę, że to wynika z tego, że większość tak bardzo kocha swoje dzieci, że nie wyobraża sobie życia bez tych emocji. (…) Nie znam tej miłości, ale dobrze wiem, ile wysiłku kosztuje macierzyństwo”, podkreśliła.

Dziś mówi o tym Maria Peszek w ramach marcowej akcji #YESmowiNO. Czytamy na Instagramie:

„Nieposiadanie dzieci nie czyni mnie gorszym człowiekiem. Ani niepełnowartościową kobietą. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że to niekoniecznie łatwa decyzja i że zawsze stoi za nią jakiś powód. To nie jest wygoda. To odpowiedzialność i wybór. Chciałabym, żeby te z nas, które decydują się na nieposiadanie dzieci nie musiały już mierzyć się z wykluczeniem. Ani słyszeć, że coś jest z nami nie tak i że jesteśmy jakieś dziwne. Nie jesteśmy. A świat potrzebuje też mądrych ciotek, artystek, czarownic. Odwagi!”

 

 

View this post on Instagram

 

A post shared by maria peszek (@mariapeszek_official)

„NO dla presji posiadania dzieci”

To hasło robi furorę i nie tylko wśród młodych. Coraz więcej osób, mówi świadomie, że nie zamierza zostać rodzicami. Coraz wiecej kobiet mówi, że czują presję i nie chcą być w koło pytanie, dlaczego jeszcze nie masz dziecka!

To dobrze, że mamy coraz większą świadomość, bo jeszcze w pokoleniu moim, rodziców i dziadków coś takiego było niedopuszczalne. Wszystkim wydawało się, że naturalną rolą i oczywistą wolą kobiety jest zostać mamą. Często  nawet nie przychodziło nam do głów, że można inaczej. A te kobiety, które mówiły otwarcie, że macierzyństwo jest jakieś przereklamowane, były odżegnywane od czci i wiary.

Dlaczego młodzi decydują się na nieposiadanie dzieci?

Zadałam to pytanie córce i przyznaję, że od mojej dziewiętnastolatki usłyszałam kilka bardzo sensownych argumentów.

Po pierwsze: Córka powiedziała mi: „Strach w tym kraju dziś być w ciąży”. Odniosła to do ustawy antyaborcyjnej i przyznała się do swojego lęku: bo, co by było, gdyby jej płód był bardzo uszkodzony? Nie dziwię się!

Po drugie: Młodzi ludzie są bardzo zaangażowani w sprawy zmian klimatycznych. Oburza ich, że pokolenia ich rodziców tak bardzo ignoruje ten temat. Oni naprawdę przyjmują argumenty naukowców, że jesteśmy w ostatnim z możliwych momentów, w których możemy jeszcze próbować odroczyć suszę i deficyt wody itp. Po co więc w obliczu katastrofy decydować się na dziecko?

Po trzecie: Pokolenie „płatków śniegu” ma doświadczenie ponad dwóch lat pandemii covid. Ich życie wywróciło się w kilka dni kompletnie do góry nogami. Noszą więc w sobie doświadczenie nieprzewidywalności świata, wiedzą, że edukacja w szkole nie jest jakimś świętym Graalem, bo może nagle zostać zredukowana do siedzenia w piżamie przed monitorem we własnym pokoju. Rozglądają się po swoich znajomych w depresji, z pokaleczonymi nadgarstkami i pytają: „Czy mam to fundować kolejnym pokoleniem? Czy jest sens płodzić dzieci, by zmagały się ze światem?”

Po czwarte: Do tego oczywiście dochodzi wojna na Ukrainie i lęk, że działania zbrojne Rosji mogą doprowadzić do trzeciej wojny światowej. „Jeszcze niedawno nie mieściło nam się w głowie, że 21 wieku możemy doświadczyć takiego konfliktu zbrojnego. Żyliśmy w przekonaniu, że jeśli chodzi o Putina to prędzej dojdzie do wojny nuklearnej, a nie do bombardowań cywilów i klasycznej podjazdowej walki oraz zbrodni wojennych”, mówi młodzież. Fakt, że dzieje się to tak blisko naszej granicy i że młodzi musieli zakasać rękawy, by realnie ratować świat, nie pomaga. Spójrzmy prawdzie w o czy – większość wolontariuszy w Polsce to ludzie bardzo młodzi, głównie studenci. Gdyby nie oni, nasz kraj mógłby nie dać rady skutecznie pomagać uchodźcom. I oni to wiedzą, są w szoku, ale działają.

Zobacz także: Jak rozmawiać z dziećmi o wojnie na Ukrainie? Cztery rady psycholożki dziecięcej, Aleksandry Piotrowskiej

Po piąte: Moja córka mówi: „Wolę adoptować niż rodzić”. Oczywiście, że jest to wszystko na poziomie deklaratywnym. Zdaję sobie sprawę, że ona może zmienić zdanie. Ale jednak… Dlaczego? Czy moja córka jest w stanie pokochać dziecko innych ludzi? Czy zdaje sobie sprawę, że to wcale nie jest takie oczywiste? Czy nie idealizuje takiego macierzyństwa? A jej odpowiedź na te pytania brzmi, że geny dla niej nie są najważniejsze. Mówi z podniesiona głową, że narcystycznie myśleć, że przekazanie swoich genów jest czymś tak bardzo ważnym. Koncepcja przedłużenia rodu ją śmieszy. Przecież domy dziecka pełne są potrzebujących i czekających na miłość.

Dlaczego niektóre matki dziś żałują?

Po szóste: „Łatwo jest zrobić sobie dziecko, ale wychować niestraumatyzowanego człowieka trudnej. Zwłaszcza, jak czujesz, że sama jesteś człowiekiem niepoukładanym”, usłyszałam. Moja koleżanka twierdzi, że długo wzbraniała się przed macierzyństwem, bo czuła, że ciągnie za sobą najróżniejsze nierozwiązane wewnętrzne konflikty. Od samego początku wiedziała, że się nie nadaje, ale uległa namowom męża. I dziś, kiedy są już po rozwodzie i kiedy jej syn poszedł na terapię, zadaje sobie pytanie: „Ile w tym jest mojej winy? Jak bardzo przekazała moim dzieciom swoje niepokoje? Może lepiej było nie rodzić wcale?”

Po siódme: „Macierzyństwo okropnie mnie rozczarowało. Niby wiem, że wychowujesz dzieci dla świata, ale gdy dziś patrzę na to, ile czasu i własnej energii poświęciłam mojej jedynaczce, to bierze mnie szlag. Ona jest w okresie dojrzewania i mam z nią wiele kłopotów. A według mnie: nie powinnam ich mieć, bo tak bardzo się starałam. Matematyka tu nie działa”, mówi kolejna znajoma. I podkreśla, że coraz częściej odnosi wrażenie, że wypaliła się jako matka. Na darmo! Szczerze? „Z dzisiejszej perspektywy myślę, że powinnam bardziej skupiać się na sobie przez te ostatnie szesnaście lat. Nie na moim dziecku”, mówi.

Po ósme: „Dzieci to cały czas walka, żeby ich wyprowadzić na ludzi. Nie możesz się zrelaksować, tylko wieczorem czytasz bajki. Chcesz iść z mężem na randkę, a dzieci proszą: „Zostań”, opowiada kolejna znajoma i przyznaje, że najgorsze w macierzyństwie jest dla niej to, że zawsze musi gderać: „Idź, się poucz”, „Umyj się”, „Posprzątaj”. „Już sama się nie lubię za to, jaką kobietą się stałam i czasem przychodzi do mnie taka myśl, jak to byłoby cudownie, gdybyśmy z mężem byli sami. Jak komfortowo i jak wygodnie”. Kiedyś jeszcze sama przed sobą wstydziłabym się przyznać do takich myśli. Dziś już nie! Dziś są inne czasy.