Go to content

Moi synowie nie mają wobec mnie żadnych zobowiązań

pixabay.com

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży i już przyswoiłam tę informację, postanowiłam, że będę wychowywać wolnego, świadomego, odpowiedzialnego i empatycznego małego człowieka. Nie takiego, który z poczucia obowiązku i „bo  tak wypada” będzie się mną opiekował na starość. Nie należę do osób, które twierdzą, że dziecko ma jakiś dług do spłacenia wobec rodziców. Nie rozumiem, skąd przekonanie, że syn lub córka, a najlepiej wespół będą siedzieć przy łóżku schorowanego rodzica, że będą na każde zawołanie, że będą wspierać i pomagać, nawet kosztem swojego życia i swoich planów.

 

– Mamę oddam do najlepszego domu opieki, ojca tam, gdzie biją – tak kiedyś mówiłam. Kto czytał inne moje wpisy na blogu, wie, skąd taki podział. Tak się składa, że moja mama opiekuje się osobami starszymi od wielu lat, więc temat obowiązków dzieci względem rodziców pojawiał się w moim domu rodzinnym bardzo często. Może właśnie praca mamy sprawiła, że wiem, jak często wyglądają relacje dorosłych dzieci z rodzicami wymagającymi opieki.

 

Nie rodziłam dzieci po to, żeby kiedyś dzięki nim „dorobić” się wnuków, a tym bardziej nie po to, żeby się mną i moim mężem opiekowały. Czasami żartuję, że szukam przedszkola z internatem, że mam ochotę włożyć dzieci do kartonu, wpisać zły adres i zamówić firmę kurierską, żeby z tydzień szukała odbiorcy i dopiero po jakimś czasie odesłała przesyłkę do nadawcy. Nie będę się więc obrażać, jeśli dzieci będą chciały ze mną zrobić dokładnie to samo za jakiś czas.

 

Nie będę się też obrażać, jeśli dzieci, kiedy już wyfruną z gniazda rodzinnego, nie będą chciały do niego wracać, nawet w odwiedziny. Dlaczego? Ponieważ ja mam bardzo trudny charakter. Wytrzymać może ze mną tylko TataM&M i zapewne tylko dlatego, że jest nadal we mnie zakochany. Normalny człowiek, któremu nic nie przeszkadza w racjonalnym myśleniu, dawno kopnąłby mnie w te moje 60-kilogramowe dupsko.

 

I choć wydaje mi się, że robię wszystko, aby być najlepszą matką, jaką mogę w danym momencie być, choć kocham moje dzieci, choć daję im tyle od siebie, ile potrafię, choć myślę, że stwarzam im dom najlepszy jaki mogą mieć, moi synowie wcale nie muszą podzielać mojego zdania na ten temat. Oni mogą chcieć innych rzeczy, mogą potrzebować czegoś zupełnie innego, niż ja sobie wyobrażam, że oni potrzebują.

 

Mam świadomość, że to, jaka jestem dziś, kiedyś zaprocentuje. Chciałabym, żeby efektem moich aktualnych działań była spokojna i radosna przyszłość, ale przecież może mi się tylko wydawać, że jestem dobrym człowiekiem, bo nie mnie to oceniać. Moje dzieci tym, ile czasu będą chciały ze mną spędzać, przegadać, czym będą się chciały ze mną dzielić i o czym informować, w jakich sprawach radzić i czym z mojego życia będą się interesować, odpowiedzą na pytanie, jaką jestem matką.

 

Moja mama na szczęście nie obciąża mnie i mojego brata obowiązkiem opiekowania się nią, kiedy będzie wymagała pomocy. Ja się do tego nie nadaję. Jestem w stanie zorganizować najlepszą pomoc, odwiedzać, ale nie nadaję się do opieki nad osobą chorą, starszą, wymagającą pomocy przy codziennych czynnościach. Swoje dzieci będę wychowywać w takim samym duchu. One naprawdę nie mają wobec mnie żadnego długu. Ja je urodziłam i mam obowiązek je wychować, opiekować się nimi. Moi synowie założą rodziny i będą odpowiedzialni za te swoje małe światy, za swoich partnerów, dzieci (jeśli zechcą je mieć), przygarnięte psy, koty, kanarki, złote rybki i porsche w garażu. Jeśli w tym wszystkim nie zapomną o rodzicach, jeśli będą uważali, że rodzice są częścią tego nowego świata, będzie to oznaka, że odnieśliśmy z mężem rodzicielski sukces. Rodzic nie ma prawa stawiać siebie na pierwszym miejscu w życiu swojego dziecka, wymuszać wdzięczności, szantażować, że „jak mnie nie odwiedzisz, to ja na pewno jutro umrę i to będzie Twoja wina”.

 

Tak, mam świadomość, że czasami rodzice stają na głowie, żeby dzieciom niczego nie brakowało, a potem z rąk tych dzieci giną.I nie oceniam tych rodziców. Wiem tylko, że czasami „wszystko”, które widzi rodzic i „wszystko”, które widzi dziecko to zupełnie dwa różne światy…

 

Zajrzyj na mój profil na Facebooku i zostaw ślad po sobie, skomentuj artykuł, zdjęcie, wpis. Jeśli się ze mną nie zgadzasz, też zajrzyj 😉