Go to content

„Mamo, ja nie chcę żyć. Po co?” Jak pandemia krzywdzi nasze dzieci

Marlena Kazoń, psychoterapeutka, każdego dnia słyszy od nastolatków, z którymi pracuje w pandemii, takie zdania:

– Nic dobrego już się w moim życiu nie wydarzy

– Mam wrażenie, że ta pandemia już się nie skończy

– Nigdy nie wyrwę się z domu

– Nigdy nie będę miał przyjaciół

– Nigdy nie poznam kogoś nowego

– Boję się, że moi rodzice i dziadkowie umrą

– Czuję się nosicielem. Nawet babcia rozmawia ze mną przez płot.

Ostatnio uczennica jednego z najlepszych warszawskich liceów wyznała jej, że zastanawia się już, jak to jest wypić ze znajomymi kawę na ławce w parku. Akurat ona nie może wychodzić, bo jej mama– kobieta koło pięćdziesiątki – panicznie boi się covida.

Dzieciom towarzyszą bezradni dorośli.

– Proszę mi pomóc, mój syn nie ma motywacji do nauki

– Dlaczego on jest taki leniwy? Przecież ja pracuję przed laptopem od rana do nocy. Walczę o nasze przetrwanie. Proszę o zakupy. Słyszę: „A dlaczego ja?”.

– On nie chce nigdzie wychodzić, nie chce wracać do szkoły

– Ona chce ciągle wychodzić. Czy tak trudno pojąć, że mieszkamy z babcią?

W jak Wiktor

Już w podstawówce był introwertykiem, na szczęście miał kolegów. Wyciągali go do kina, na rower, na spotkania. Przez osiem lat przyzwyczaili się do jego charakteru, doceniali, że dobrze się uczy, fajnie się z nim gada. Już wiedzieli, że Wiktor zyskuje przy bliższym spotkaniu. Ale te znajomości się rozluźniły, każdy poszedł do innego liceum. W nowej szkole Wiktor nikogo dobrze nie zdążył poznać. Owszem, ludzie z nowej klasy mają na messengerze swoją grupę. Ale tam wysyłają sobie głównie informacje dotyczące szkoły, czasem memy.

Wiktor przestał wychodzić z domu. Rano ma zdalne lekcje, potem umawia się na wspólne granie. Gdy rodzice próbują go gdzieś wyciągnąć, nie chce. Cieszy się z samotności, brak spotkań mu nie przeszkadza. Wieść o tym, że mają wrócić do szkoły go załamała.

– Może nawet fajnie byłoby się spotkać, ale nauczyciele zapowiadają głównie sprawdziany. Mam ich kilka w przyszłym tygodniu. „Bierzemy się za was” grożą.

Wiktora od kilku dni boli głowa. „Nie chcę tam iść” – denerwuje się. „Nie będę” – powtarza. „Szkoła to zło”.

Piotr, ojciec Wiktora: – My, jako rodzice, nie możemy się do niczego przyczepić. Wiktor się uczy. Poproszony, pójdzie do sklepu, posprząta. Odrabia lekcje, nie ma jedynek. Ale żyje w świecie wirtualnym. Czuję się trochę, jak ojciec z filmu Jana Komasy „Sala samobójców”. I nie potrafię złapać momentu, kiedy to się stało. Ale na pewno stało się przez pandemię. Bo wcześniej szkoła wymuszała na nim sporty. Chodził na basen i na boks. Wspólnie graliśmy w tenisa i chodziliśmy na karate. Teraz nie jestem w stanie wyciągnąć syna z domu. Ostatni weekend? Godzina roweru i do domu. Z drugiej strony– rodzice przecież nie powinni być towarzyszami nastolatka.

N jak Natalia

Magda, jej mama: – O siódmej rano wychodzę na taras, piję kawę, czuję wiosnę. To moje jedyne minuty optymizmu w ciągu dnia. Zerkam na drzwi pokoju córki. O której wstanie, jakie będzie jej pierwsze zdanie, gdy miniemy się w kuchni. Opcje są dwie: „Mamo, chcę umrzeć” – powie. Albo: „Dziś nie jest jeszcze tak źle”.

Natalia ma 15 lat, od 13 roku życia cierpi na depresję. Do śniadania łyka białe tabletki zawierające fluoksetynę – pobudzają, dają napęd. Nie wiem, czy bez nich wstałaby z łóżka. Po kolacji, ale tylko, gdy jest bardzo źle i lęki się nasilają – madazepam. Codziennie też trazodon, działa antydepresyjne, jak ten poranny, ale usypia, wycisza. Dzięki niemu moja córka jest w stanie przespać kilka godzin bez wybudzania.

B jak brzuch. Albo ból.

Któregoś dnia Natalia zaczęła przychodzić do domu i narzekać na ból brzucha. Była w piątej klasie, kiedy to się zaczęło. Magda zorientowała się, gdy córka powiedziała o tym któryś raz. „Coś za często ją boli”, pomyślała. Zaczęły się wizyty u lekarzy: internista, gastrolog, ginekolog. Ich zdaniem wszystko było dobrze. Tyle, że do brzucha doszła głowa. Natalia dostała skierowanie do neurologa, on z kolei wysłał ją na tomografię – badanie nic nie wykazało.

Koleżanka poleciła Magdzie świetną lekarkę rodzinną. To ona jako pierwsza powiedziała: „Warto sprawdzić jeszcze u psychologa”.

Magda chciała popukać się w czoło.

Jedenastolatka do psychologa? Dziewczynka zawsze uśmiechnięta, wesoła, miła, do rany przyłóż. Dlaczego ona miałaby potrzebować psychologa?

To był koniec roku szkolnego, Natalia wyjechała na wakacje. Magda postanowiła, że koniec z lekarzami.

Bóle wróciły w listopadzie. – Wchodziłam do pokoju córki rano, a ona chowała głowę w ramionach. „Zaraz umrę, nie wytrzymam” – płakała.

Pierwsza prywatna wizyta u psycholożki. Natalia zostaje sama w gabinecie i w końcu się otwiera. Ma problem z rówieśnikami, dokuczają jej. „To takie końskie zaloty” – Natalia powtarza za mamą.

Psycholożka tłumaczy, że to nie są końskie zaloty, a Natalia ma prawo czuć się źle z tymi zaczepkami.

Podczas terapii wychodzi też „problem ojca”. Nie akceptuje córki. Mówi jej, że jest za gruba, źle wygląda w tej sukience, powinna inaczej się uczesać. Nie akceptuje pasji Natalii, tańca towarzyskiego: „Po co masz się mizdrzyć”.

Natalia ma spotykać się z terapeutką raz w miesiącu. Na więcej prywatnych wizyt Magdy nie stać. W terapii nie chce też uczestniczyć tata Natalii. „W dupach wam się poprzewracało” – mówi.

Wtedy też idą pierwszy raz do psychiatry. Z NFZ. W całym mieście tylko czterech psychiatrów dziecięcych przyjmuje z NFZ. Trzech z nich ma miejsce dopiero za pół roku.

Jedyne wolne miejsce u starszej psychiatry. Ma conajmniej osiemdziesiąt lat, jest przygłucha.

– Po co przyszłaś z misiem? – wypala lekarka, gdy widzi Natalię. – Nie rozumiesz, że jesteś nastolatką?

„Podejrzewam parafilię” – mówi później Magdzie. Gdy Magda próbuje o coś spytać, słyszy: „Co to są teraz za rodzice, że akceptują anomalie”.

Już w domu wpisuje hasło w wyszukiwarkę. „Rodzaj zaburzenia na tle seksualnym, w którym wystąpienie podniecenia seksualnego i pełnej satysfakcji seksualnej uzależnione jest od pojawienia się określonego bodźca, osób, rytuałów, które nie są powszechne, a czasem wręcz niedopuszczalnej.

– Pani psychiatra uznała, że wzięcie misia świadczy o zaburzeniach seksualnych mojej córki– wspomina Magda.

„Nigdy więcej nie pójdę do psychiatry” – płakała Natalia.

Pandemia. Zabrała Natalii ukochany taniec

 Skazała ją na ojca, jego obecność od rana do wieczora. Źle odłożyłaś łyżkę, nie wrzeszcz tak.

Pierwszy raz okaleczyła się w łazience. Magda przez pół nocy szukała szpitala psychiatrycznego, gdzie przyjmą Natalię. Nigdzie nie było miejsc. „Dzieci robią sobie teraz krzywdę na potęgę” – słyszała.

W końcu gdzieś znalazło się miejsce. Na początku Natalia spała na korytarzu. Magda straciła z córką kontakt. Rzeczy mogła zostawiać jej tylko w workach. Pod czujnym okiem pielęgniarki wyciągała sznurki z bluzy, zwracała dezodorant, pilnik czy obcinacz do paznokci. Kilka dni wcześniej jedna dziewczynka chciała się zatruć tynkiem do parapetu, inna wyciągnęła jakąś linkę, którą przypadkiem zostawili robotnicy– próbowała się na niej powiesić.

– Ale to szpital postawił Natalię na nogi. Opresyjny, naruszający wolność, z twardymi zasadami.

Wróciła do domu po miesiącu. Przez kilka tygodni było dobrze, potem znów zaczęła popadać w złe stany.

– Z jednej strony zdalne nauczanie było dobre, bo nie musiała chodzić do szkoły, kontaktować się z rówieśnikami, z drugiej zapadała się w sobie.

N jak nowa normalność

Natalia do niedawna nie rozmawiała o tym z koleżankami, które zna już od dawna. Jeszcze z podstawówki. Ale ostatnio przyszła do niej Lena. Pokazała cięcia na rękach. Julia, druga koleżanka, wyznała, że nie lubi żyć. Miesiąc temu ich koleżanka popełniła samobójstwo.

– Pandemia nasila stres i nasila lęki– uważa Marlena Kazoń. – Relacje społeczne odgrywają ważną rolę w życiu młodych ludzi– są źródłem wsparcia, zrozumienia i dobrego samopoczucia. Ograniczenie kontaktów i izolacja epidemiologiczna wpływają negatywnie na samopoczucie psychofizyczne dzieci. Zwiększa się ryzyko depresji i zaburzeń lękowych. Konsekwencje izolacji nasze dzieci będą ponosić też za ileś lat.

Marta, mama Wiktora: – Ostatnio koleżanka mi powiedziała, że to dobrze, że nie ma szkoły. Że dzieci z ADHD, albo z cechami Aspergera lepiej się czują. Nikt ich nie zmusza do konfrontacji. A ja mam pytanie: jeśli mój syn jest introwertykiem, gdzie ma ćwiczyć kontakty społeczne? Gdzie ma się przełamywać? Uczyć budować relacje? Za dziesięć, dwadzieścia lat też będzie samotną planetą? Nad komputerem? Przeraża mnie to. Naprawdę się boję.