Go to content

„Nie ruszam na razie twoich rzeczy, starych krzyżówek, leków i czekoladek z miętą. Niech leżą”

Rok minął, odkąd cię nie ma. To był powolny rok, zawiesił mnie pomiędzy światami, mimo iż tyle się działo. Niby biegłam, ale jakbym unosiła się nad ziemią, czasami miałam wrażenie iluzji świata wokół mnie.

Twoja śmierć wiele zmieniła, gdzieś głęboko w moich trzewiach jest dziś tyle powagi. Znasz mnie najlepiej, wiesz, że obśmiewam życie jak mogę, ale wciąż towarzyszy mi myśl, że jestem już taka dorosła. Pozornie byłam dorosła od dawna, ale to nie miało nic wspólnego z powagą. Jakoś inaczej dziś jestem dorosła.

Wciąż prześladuje mnie zdjęcie, jak mnie żegnasz w ogrodzie w Sandomierzu. Wieje porywisty wiatr, a ja nie chcę cię zostawiać. Nigdy nie potrafiłam cię zostawiać, tyle było w tym bólu i poczucia wina, jakbym to ja była twoją matką, a nie ty moją. Trochę wymieniałyśmy się rolami, prawda?

Byłaś taka beztroska do końca, lubiłaś lekko żyć, więc czułam się zawsze za ciebie odpowiedzialna. Czasami byłam na to zła, ale dziś bardzo tęsknię za tym. Za tą kulą u nogi. Za byciem ci potrzebną, za tym mocnym uściskiem naszej relacji.

Mam takie chwile, że łapie mnie dotkliwy ból, czuję skurcz w klatce piersiowej, który łamie mnie w pół. Ta myśl, że ciebie nie ma, że nie mogę się przytulić, płakać w twoich ramionach, że już nie wrócisz. Uczucie kompletnie surrealistyczne, zagadka naszego istnienia – tracić na zawsze najbliższą ci osobę. Być bezsilnym w tym, pełnym niemocy, bardzo samotnym. I dalej trwać.

Czuję twoją obecność w opiece, jaką nade mną roztaczasz. Pilnujesz jak surowy wartownik mojego dobrego życia. Tam, gdzie możesz zmieniasz bieg historii, bym nie została skrzywdzona.

Zawsze mówiłaś, że jestem taka łatwowierna, że się o mnie boisz. Czuję cię obok, gdy płaczę, a ty tulisz mnie do snu. Jesteś jeszcze bardziej czuła niż za życia. Wreszcie nie musisz się wstydzić okazywania uczuć. Jesteś moją dobrą matką, taką jak każda z nas chce być, ale nie zawsze nam się udaje. A ja wreszcie mogę być dobrą córką, wiem jak wiele ci zawdzięczam i ile dla mnie poświęciłaś.

Dom w Milanówku jest cichy. Przyjeżdżam tam i nie umiem go wypełnić radością, w taki sposób jak ty to robiłaś. Byłaś jego energią, to już jest inny dom, odkąd cię nie ma. Ta śmieszna chińska figurka przestała ruszać łapką, twoim kwiatom opadają liście, powoli gasną żarówki w lampkach. Jest nowa wygodna kanapa, ale nikt na niej nie siedzi. Jakoś nam nie po drodze do niej.

Cichutko przemykam do swojego pokoju na górze. Nie ma twojego rannego krzątania, nie ma zapachu ciasta w piekarniku, psy chodzą osowiałe chcąc wyjść do ogrodu, ale wszyscy śpią.

My w ogóle śpimy od roku. Żyjemy leniwie, przekładając obowiązki na kolejne terminy. Ten dom traci twój zapach i smak. Staram się, by nie stracił dla nas sensu. Wiem, jak go kochałaś. Chodzę z workiem i sprzątam śmiecie, sporo wyrzucam. Nie ruszam na razie twoich rzeczy, starych krzyżówek, leków i czekoladek z miętą. Niech leżą, w sumie komu to przeszkadza…

Nie potrafię jeszcze pozamykać spraw, jestem w doświadczeniu twojej śmierci i jakaś część mnie tam została, nie podsumowuję, nie integruję wszystkiego co czuję i myślę, nie uciekam od tego, ale też nie idę pośpiesznie dalej. Daję sobie czas, mając świadomość jakie to trudne dla mnie. Zżera mnie tęsknota na razie i umiem płakać na zawołanie. Jestem jak zawodowa płaczka, gdy o tobie pomyślę. Nigdy wcześniej nie miałam takiej łatwości przywoływania łez.

Jest we mnie też wdzięczność, całe morze wdzięczności, że zostałam przez ciebie tak obdarowana miłością. Więcej dziś rozumiem i więcej wybaczam. Jestem w drodze do ciebie, w sensie fizycznym, bo mijający czas przybliża mnie do miejsca, w którym jesteś, ale przede wszystkim do ciebie jako mojej matki, w pełnym zrozumieniu, kim dla mnie byłaś. Nie zdawałam sobie sprawy, że byłaś tak ważna, niezbędna, tak mi potrzebna, formująca mnie jako człowieka, to kim jestem dziś, kim się stałam w przywiązaniu a także w opozycji do ciebie. Dziękuję ci za to.

Mam nadzieję, że masz wszystko, czego ci potrzeba. Do zobaczenia, Mamo.