Go to content

Magdalena Lamparska: Mam wspaniałego męża. Docenienie to cudowny prezent, który możemy dać drugiej osobie

– Różnice między płciami są fascynujące i piękne. Gdybyśmy byli tacy sami, to w związkach wiałoby nudą. Poza tym dzięki różnicom my z mężem w wielu aspektach uzupełniamy się. Zauważyłam, że moje małżeństwo działa najlepiej, kiedy wzajemnie doceniamy siebie i współpracujemy ze sobą. A docenienie to jest cudowny prezent, który możemy dać drugiej osobie – mówi aktorka Magdalena Lamparska, którą od 6 stycznia możemy oglądać w filmie „Na twoim miejscu”.

Kasia i Krzysiek to młode, atrakcyjne małżeństwo z uroczym synkiem i mieszkaniem w malowniczej okolicy. Wydaje się, że powinni być szczęśliwi, a jednak są na skraju rozwodu. Każdy dzień spędzają tak samo – na kłótniach. Aż do pewnego poranka, od którego muszą współpracować jak jeszcze nigdy dotąd. Film „Na twoim miejscu”, w którym również grasz, to jest historia, obok której nie można przejść obojętnie...

– Widziałam jak widzowie wychodzili z kina uśmiechnięci, bo – wydaje mi się – że odnajdują w naszych bohaterach siebie. Konwencja jest zabawna: pewnego ranka małżonkowie budzą się nie w swoich ciałach. Następuje zamiana. Kasia budzi się jako jej mąż Krzysztof, a on jako Kaśka. I tu w głowie każdego widza pojawia się pytanie: „Co by się stało, gdybym zamienił/a się ze swoim partnerem na jeden dzień ciałem?”

Czy ty też zastanawiałaś się nad tym?

– Kiedy wyszłam z pokazu dla aktorów, poczułam ciepło na sercu i pomyślałam sobie: „Ale mam wspaniałego męża!” Wydaje mi się, że Bartek poradziłby sobie świetnie, gdyby musiał być w mojej skórze. On ma artystyczną duszę, więc ufam, że nawet w teatrze, choć nie znałby tekstu, mógłby pokusić się o improwizację. A czy ja odnalazłabym się w pracy dziennikarza, podróżnika? Wydaje mi się, że jakoś bym dała radę. (śmiech) Muszę ci jednak powiedzieć, że na samą myśl o tej zamianie włącza mi się… czułość i odpuszczenie. Już tłumaczę – dlaczego. Często wydaje się nam, że nasza perspektywa jest najważniejsza, więc zamykamy się we własnej narracji. A ten film daje każdemu możliwość przejrzenia się w filmowych bohaterach. Z kina wyjdziemy z uśmiechem na twarzy, ale też pełni przemyśleń.

Magda, a co myślisz o tym, że czasem tak bardzo różnimy się od facetów?

– Różnice między płciami są fascynujące i piękne. Gdybyśmy byli tacy sami, to w związkach wiałoby nudą. Poza tym dzięki różnicom my z mężem w wielu aspektach uzupełniamy się. Zauważyłam, że moje małżeństwo działa najlepiej, kiedy wzajemnie doceniamy siebie i współpracujemy ze sobą. A docenienie to jest cudowny prezent, który możemy dać drugiej osobie.

Wiele kobiet tego nie robi, bo nie potrafi. Zostałyśmy wychowane za pomocą nagan i kar. Nikt nas nie chwalił. Jak było u ciebie?

– Nie pamiętam czy mama mnie chwaliła, ale powiem ci, że na pewno była przerażona moim pomysłem na życie, czyli faktem, że jako pierwsza w rodzinie nagle oznajmiłam: „Chcę być aktorką”. Przestrzegała mnie więc, że to może się nie udać i że będę w przyszłości rozczarowana. Ale jak pierwszy raz zobaczyła mnie na scenie (a było to już po kilku latach mojej pracy w zawodzie, bo mama mieszka w Stanach), to była zachwycona. Powiedziała: „Wow, faktycznie jesteś aktorką!” Moja pasja i determinacja widocznie były tak silne, że udało mi się to marzenie zrealizować, choć nikt mnie w dzieciństwie nie hołubił.

fot. Jarosław Sosiński


A jak dziś ty wychowujesz swoje dzieci?

– Jesteśmy pokoleniem bardziej świadomym od swoich rodziców. Wielu z nas przeszło terapie i wcale się dziś tego nikt nie wstydzi, żeby prosić o pomoc specjalistę. Ja na przykład poszłam do terapeuty, ponieważ chciałam poprawić komfort swojego życia i relacji wokół siebie. Natomiast mój mąż już na studiach miał socjoterapię i psychoterapię. Dlatego w naszej rodzinie takie słowa jak: kompromis czy prawo do emocji są wpisane w codzienny słownik. Oboje chcemy nad sobą pracować. Mieliśmy chyba wielkie szczęście, że tak się dobraliśmy. A może, że w ogóle spotkaliśmy się?

Co uważasz za wasz „małżeński sukces”?

– Potrafimy odpuszczać i oboje uważamy, że w relacji ważne jest, by umieć nie tylko słuchać, ale… usłyszeć. A to jest różnica! Moje pokolenie inaczej też stara się wychowywać swoje dzieci – a mianowicie: w słuchaniu, docenianiu, uważności i asertywności. Czasem mój syn, który ma teraz pięć lat, mówi do nas: „Hej, hej stop! Ja też mam prawo decydować”. Kiedyś takie zachowanie małego dziecka byłoby nie do pomyślenia, bo dorośli powtarzali: „Dzieci i ryby głosu nie mają”. My jednak staramy się podejmować decyzje na drodze wspólnego rodzinnego dialogu. Pokazujemy dzieciom, że warto wzajemnie wysłuchać swoich perspektyw. Dlatego też staramy się rozmawiać o swoich emocjach i różnych niewygodnych kwestiach. To jest gigantyczna pokoleniowa odmiana.

Obyśmy tylko w tym wszystkim nie… przedobrzyli!

– Jestem przeciwna budowaniu w dzieciach idyllicznego poczucia, że mogą osiągnąć wszystko i że życie to jest jedna wielka kraina szczęśliwości – Arkadia. To byłoby kłamstwo! Życie takie bajki weryfikuje, dlatego warto dzieci przygotować na różne rozczarowania i trudne sytuacje. Bardzo mi zależy na tym, by mój syn i moja córka wiedzieli, że kłopotów nie należy zamiatać pod dywan, ale warto o nich rozmawiać, jednocześnie pozwalając sobie na odczuwanie całej gamy emocji i prosić o pomoc i wsparcie. Wszyscy mamy prawo do złości, radości, smutku, żalu, rozgoryczenia. Nie ma czegoś takiego jak złe lub nieodpowiednie emocje. Dlatego ja cieszę się, gdy słyszę jak mój synek, gdy ma zły humor, mówi: „Mamo, nie martw się, to tylko emocje!”. Fajnie, że on jest świadomy tego, co czuje. Bo my przecież w dzieciństwie nie byliśmy uczeni rozpoznawać swoich emocji, a to jest absolutna podstawa do tego, żeby wiedzieć, co się ze mną dzieje i co mogę teraz z tym zrobić.

Niedawno zostałaś mamą córeczki. Czy możesz mi opowiedzieć, jak to jest wychowywać dziewczynkę?

– Moja córeczka ma dopiero trzy miesiące. Dlatego niewiele jeszcze wiem o wychowywaniu dziewczynki. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo cieszę się, że moja rodzina powiększyła się o tę kobiecą energię, bo nie jestem już sama wśród chłopaków (śmiech). Ponieważ to jest dopiero początek tej przygody, czuję teraz głównie radość i ciekawość, jak to będzie towarzyszyć tej dziewczynce, a potem młodej kobiecie w dorastaniu i dojrzewaniu. Cieszę się, że będę mogła jej przekazać jakieś narzędzia, których nie miałam w młodości i które musiałam zdobywać już jako dorosła osoba, np. podczas terapii.Twoja rola mocno w filmie porusza zagadnienia dotyczące feminizmu.

fot. Jarosław Sosiński

Jestem ciekawa, czy swojego syna wychowujesz właśnie na feministę?

– Film jest obrazem wykreowanym przez młodego polskiego zdolnego reżysera Antonio Galdámeza, z którym przegadałam wiele godzin o mojej postaci. Edyta jest dziewczyną świetnie wykształconą – pracuje w korporacji, ale nikt nie traktuje jej poważnie, ponieważ jest ładna. Powiem ci, że przygotowując się do tej roli, pytałam na Instagramie dziewczyny, jakie są ich doświadczenia. Odpowiedzi były mieszane. Jest mnóstwo stereotypów na ten temat, nawet w moim zawodzie, np. że uroda odbiera inteligencję albo że jak ładna, to nie jest zdolna i gra tylko dzięki ślicznej twarzy i zgrabnej figurze. A przecież prawda jest taka, że jeśli ktoś ma tylko urodę, to branża go szybko zweryfikuje. Ładna buzia nie wystarczy. Uroda może być pomocna, może być narzędziem, które inteligenta osoba wykorzysta, by pracować nad sobą i się rozwijać.

Ale jeśli mnie pytasz o wychowanie syna, to powiem ci, że największymi pasjami dla niego są: konstrukcje z klocków, przyroda, ryby, wędkarstwo. Jednocześnie Tymek uwielbia ze mną gotować, ma nawet swój fartuch kucharski. Oglądamy bajki bez specjalnego sfokusowania na płeć. Był taki czas, kiedy na przykład bez przerwy leciała u nas „Kraina Lodu”, w której bohaterkami są dwie siostry. Myślę, że moje pokolenie wychowuje swoje dzieci już bez nacisku na stereotypowy podział ról dyktowany płcią. Równowaga jest najważniejsza, więc staram się podążać za syna wyborami, nie narzucam mu własnych pasji i pomysłów. I widzę, że Tymek raczej wybierze czytanie o dinozaurach niż nawlekanie koralików. Ale ostatnio pytał, czy zapiszę go na tańce. Więc tak, absolutnie zrobię to.

Na koniec proszę powiedz, komu polecasz film „Na twoim miejscu”?

– Ostatnio zastanawiałam się, jak często zapraszamy na randki partnera, kiedy jesteśmy już w długoletnim związku. Wydaje mi się, że wielu z nas o to nie dba wcale. A „Na twoim miejscu” to jest właśnie doskonały film na randkę dla rodziców. Zwłaszcza dla tych, którzy mają małe dzieci i rzadko pozwalają sobie, by wychodzić bez nich z domu. Prywatnie uważam, że czas dla rodziców tylko we dwoje jest bardzo potrzebny. Warto więc (choć raz na jakiś czas) zainwestować w nianię albo poprosić babcię o opiekę nad dzieckiem.

Mało tego! Mam też taka myśl, że dobrze, by to kobieta czasem zaprosiła swojego faceta na randkę. Bo… dlaczego nie?! Tutaj też nie musimy podchodzić stereotypowo. Ja na przykład uwielbiam z mężem chodzić do kina albo na wystawę czy do muzeum, bo to daje nam potem paliwo do ciekawej dyskusji. Jeśli wybierzcie film „Na twoim miejscu” to gwarantuję, że będziecie dobrze się bawić, ale również wyjdziecie z kina wzruszeni, a może zyskacie nową perspektywę i więcej czułości wobec partnera, którego starań w codziennej pogoni i nawale obowiązków zwyczajnie nie dostrzegaliście?