Go to content

Królowe nienawiści, jak hejtujemy się nawzajem

Królowe nienawiści, jak hejtujemy się nawzajem
Fot. iStock/ohme.pl

Niedawno Paulina Młynarska napisała na swoim Instagramie „Chyba zniknę z mediów społecznościowych. I nie będę już namawiać Fiolki Najdenowicz, żeby została.

Chodziło o hejt. Nieustanny hejt, którym raczymy siebie nawzajem. My, niecelebrytki, celebrytki, mężatki, singielki, kobiety z dziećmi i bez. W każdej życiowej konfiguracji, na każdym etapie życia.

Czasem człowiek ma się ochotę złapać za głowę i zapytać, czy my jesteśmy dorosłe, czy jednak w przedszkolu?

Odwieczny bodyshaming. W każdą stronę

Doprawdy nie wiem, czy którykolwiek mężczyzna patrzy na kobietę tak uważnie i oceniająco, jak jej „siostra”.

Jestem fanką wielu grup dla kobiet, które dotyczą ciała i zdrowia. Fitnesowych, plus size, dietetycznych, żywieniowych. Nie da się bez komentarza. Jedna wrzuca zdjęcie ze sztangami. Chwilę później lawina: źle to robisz, zepnij pośladki, dlaczego akurat taki ciężar, nie, tak to lepiej w ogóle nie robić. Szukam gdzieś na górze pytania, może przeoczyłam, a autorce postu naprawdę chodziło o rady, jak ma wykonywać te nieszczęsne ćwiczenia, ale nie. Niczego takie nie ma. Chciała tylko się pochwalić, bo dwa miesiące temu jeszcze wcale się nie ruszała.

Im dumniejsza jest kobieta ze swoich fit efektów, tym szersze znajdzie grono przeciwniczek – uda za bardzo, brzuch za mało, nie, to już niekobiece.

Omijając to, jak często można usłyszeć, gdy jedna mówi o drugiej. „Wcale nie jest atrakcyjna”, „Ma za małe oczy”, „Nie rozumiem, co faceci w niej widzą”, „Ale gruba”, „Ale chuda”. „Powinna się ostrzykąć”, „Powinna przestać się ostrzykiwać”

Afera niemal sprzed chwili. Dwa dni? Na Facebooku Ewy Chodakowskiej, instagramerka pochwaliła się figurą. W końcu to nie lada wyczyn schudnąć 30, czy 40 kilogramów. Nie, to żaden wyczyn. To jakaś ściema. Niemożliwe. A w ogóle proszę bardzo, pokaż brzuch, bo skóra musi ci strasznie wisieć. Nie wisi? Ale ściemniasz, skąd te wysokie legginsy.

Która popełniła większy zawodowy i nie – zawodowy błąd

Największy hejt zawodowy, którego doświadczyłam? Inna kobieta. Starsza, znana. Autorytet, osoba, która w mediach latami uwielbiała uchodzić za przyjaciółkę kobiet.

Jasne, każdy ma wady. Być może na tamtym etapie zawodowego życia zasłużyłam na złą ocenę. Ale żeby na uwagi personalne dotyczące wyglądu i spraw osobistych?

Teraz już potrafiłabym się bronić. Ale ile młodych kobiet nie potrafi? Albo też tych starszych, bo mają dzieci, potrzebują pracy, nie mają narzędzi, by się bronić, czy zwyczajnie sił.

Nasze krajowe celebrytki też nam pokazują, jak można się negatywnie postymulować. Choćby przykład z tegorocznego rozdania Oscarów. Weronika Rosati zapytana o zachowanie Kingi Rusin na prywatnej imprezie po gali rozdania Oscarów rok wcześniej (przypomnijmy, chodziło o to, że dziennikarka uczestniczyła w prywatnej imprezie po Oscarach, skąd m.in opublikowała zdjęcie szczupłej Adele, która nie pokazywała się od jakiegoś czasu) mogła wybrać kilka eleganckich form odpowiedzi. Nie chcę tego komentować. Nie ma co wspominać. Każdemu się zdarza. No cokolwiek. Ale opisała, jakie to nieeleganckie jest robienie zdjęć gwiazdom, jak postrzegane w Hollywood jako szczyt chamstwa. Powołała się również na przyjaciółkę, która pracowała na tej imprezie i była „trochę zła” na to, co zobaczyła.

Kinga Rusin mogła to przemilczeć. Albo chociaż zostawić swój wpis na Instagramie, do pewnego momentu spokojny i wyważony. Przecież obie walczą z oszczerstwem i manipulacjami, po co wymyślać i przetwarzać historie. Niby ładnie, z klasą. A na końcu mały PS. Nie komentowałam twojego życia, choć byłam proszona, nie komentowałam też Twojej relacji z Herveyem Weinsteinem. Auć. Taka szpila na koniec. Tak, jak to tylko kobieta drugiej kobiecie potrafi. Niby miło, a ciężko po tym odetchnąć.

Samosąd nad wszelkiej maści drugimi żonami i partnerkami

Ot choćby Monika Zamachowska (Richardson), gorący to przecież przykład. Co nie zrobi, to źle zrobi. Co nie powie, to koszmar. Wyrwała mężczyznę ze szczęśliwego związku, teraz ponosi karę i jeszcze się odzywa. Już to gdzieś czytaliśmy. To już było wiele razy. Wtedy, kiedy Hanna Lis związała się z Tomaszem Lisem, Agnieszka Włodarczyk z byłym Anety Zając i tak dalej. Oczywiście każda kobieta wie, że ona nigdy nie poderwałaby cudzego męża. Nigdy. Przenigdy.

Jeśli w ogóle o jakimś podrywaniu może być mowa, bo nikt z tych komentujących nawet chyba nie wiedział, jakie były kulisy rozstania (bo skąd niby miałby?).

Niechże się też jakaś kobieta przyzna do zdrady, niekochania dziecka, pasierba, czy innej osoby, którą winna kochać. Zabić taką. Ukarać. Patologię trzeba niszczyć. Wiadomo. A że najlepiej ją widzimy u kogoś, cóż, wiadomo.

Bitwa o psy, koty, świnki i ryby

Paulina Młynarska wrzuciła zdjęcie dziesięcioletniego jamnika pewnej 90-latki. Zrobiła to na prośbę wnuczki, która szukała dla psa nowych właścicieli. Babcia już nie daje rady, a ona sama też ma psa, już nie może drugiego. Rety, panie, co tam się działo. Zrównano z ziemią babcię, wnuczkę i każdego, kto próbował stawać w ich obronie. To skandal oddawać psa. Zło. Biedna osoba, która naprawdę chciała wziąć jamnika, musiała zanurkować w szambie, żeby dobić się do informacji, czy pies już adoptowany, sprawa załatwiona, czy trzeba działać.

Na Instagramie Joanny Przetakiewicz kolejna afera. Powód: niewinna fotografia ze spaceru. Joanna Przetakiewicz wrzuciła rodzinne zdjęcie z psami. Jednym nowym. Rasy nie pamiętam, nic nie pamiętam. Bo w komentarzach fani psów z pewnych hodowli awanturowali się ze zwolennikami psów ze schronisk. Wszyscy wiedzieli wszystko najlepiej. Prawda w końcu jest jedna. Ta, którą sami uznajemy. Na szczęście obie grupy nie pozabijały się wzajemnie, bo miały jednego wroga. Panią Przetakiewicz.

I nie, nie jestem zwolenniczką niezarejestrowanych hodowli, ale czy pani Joanna Przetakiewicz prosiła tam o radę? Oddała psa, gdy ją zwyzywano i obrażono?

Tak, wiem, my po prostu musimy edukować inne kobiety. My się z tym rodzimy.

Wojna feministek i nie-feministek

Jedne kobiety oburzają się, że feministkami nie są (chociaż mogą głosować, pracować, jeździć samochodem i nie są zabijane z powodu seksu z nie-mężem), drugie wściekają się, że jakakolwiek kobieta może nie iść na marsz. Na profilu jednej ze świetnych dziennikarek, pisarek, feministek przeczytałam, jak wzburzona pisze, że jej profil jest tylko dla mądrych i świadomych kobiet. Auć znów. Oczywiście mądra i świadoma jest ta, która myśli, jak ona.

Kto lepszy, czy gorszy…

Tak, kochałam kiedyś Magdalenę Środę, jednak dziwnie się poczułam, gdy napisała „nijaki pan od kopania piłki” (to o Lewandowskim). I o ile zrozumiałe jest, że wielka filozofka nie musi się interesować meczami, to jednak niekoniecznie trzeba o innych wyrażać się tak protekcjonalnie. Właściwie czemu ma to służyć? Bo ten pan nie żyje, jak wydaje się nam, powinien żyć bogaty człowiek?

Tak, trzeba iść w ślady tych, którzy chcą porzucić media społecznościowe, żeby uniknąć wojen i wojenek.

Tyle że chyba od razu na bezludną wyspę, bo w realu zawsze możemy spotkać sąsiadkę, która krytykuje inną sąsiadkę. Albo matkę, która krytykuje ciotkę. Albo.

Tak, bezludna będzie najlepsza.
Wtedy wszystkie wreszcie przyjrzymy się sobie.
A jeśli nie, zajmiemy się walką o przetrwanie. Z ewentualnymi, prawdziwymi wrogami.

PS. Że ja też teraz hejtuję? Pewnie. Przecież jestem kobietą. Od razu czuję się lepiej.