Go to content

Historia Anny i i Anety to dowód na to, że warto podążać za marzeniami. Nie można się poddawać

Początki założenia własnej działalności nie należą do najłatwiejszych. Pojawiają się wątpliwości, niepewność i trudniejsze momenty. O tym, że nigdy nie można się poddawać, a warto podążać za marzeniami i pasją opowiadają dwie niesamowite kobiety – Anna Sienica właścicielka firmy  Nashani i Aneta Sadłowska właścicielka firmy Corrado-Martino.

Klaudia Kierzkowska: Od kilkunastu lat prowadzą panie swoje firmy – w jednej produkowane są ubrania, w drugiej torebki. Manufaktury rzemieślnicze znajdują się w tej samej miejscowości. Jak zrodził się pomysł, by założyć własną działalność?

Anna Sienica: Od zawsze chciałam mieć coś swojego. Bardzo zależało mi na pewnego rodzaju wolności. Nie skończyłam żadnych studiów związanych z modą – rodzinna sytuacja finansowa na to nie pozwoliła. Skończyłam biologię w moim rodzinnym mieście. W międzyczasie zajmowałam się taką „domową” produkcją biżuterii, ozdabianiem odzieży. Dusza artystyczna drzemała we mnie od małego. Później zrodził się pomysł na tworzenie naszyjników dzianinowych, które cieszyły się naprawdę dużą popularnością. Z czasem zaczęłam działać na większą skalę, sprzedawałam kominy, szale. Coraz więcej klientek zaczęło dopytywać dlaczego szyję tylko szaliki, a nie zajmuję się tworzeniem ubrań. Uwierzyłam w siebie, zaczęłam projektować ubrania. Dwa lata temu wygrałam konkurs organizowany przez Allegro. W jury zasiadała m.in. Ewa Minge – to było dla mnie ogromne wyróżnienie. 

Aneta Sadłowska: W moim przypadku było trochę inaczej. Mój ówczesny narzeczony, a obecny mąż wpadł na pomysł, aby szyć torebki. Razem ze swoim bratem założył firmę Corrado-Martino, której nazwa powstała po prostu z połączenia ich imion. Zauważył, że na polskim rynku brakuje dobrze wykonanych torebek uszytych ze skóry ekologicznej. Z czasem brat męża zrezygnował i oboje, wspólnymi siłami zajęliśmy się prowadzeniem firmy. Trzy lata temu wkroczyliśmy w onlinowy świat, dzięki czemu poznali nas polscy konsumenci – wcześniej nasze torebki można było kupić głównie za granicą.

Jak wspominają panie swoje początki?

Anna: Mam naprawdę wiele miłych wspomnień. Początkowo firma nosiła nazwę ekoszale, jednak kiedy zaczęłam koncentrować się na projektowaniu ubrań zmieniłam nazwę na Nashani – to zlepek imion moich córek Natasza i Nina. Mam poczucie, że jestem w miejscu, w którym powinnam być. Na początku było wielkie zainteresowanie tym co tworzyłam. Niestety, po pewnym czasie zaczęłam zmagać się z zaburzeniami lękowymi, depresją. Moja działalność stanęła trochę pod znakiem zapytania. Nie byłam w stanie sama zajmować się firmą. Na szczęście otaczam się ludźmi, którzy pomogli przetrwać mi trudne chwile. 

Aneta: Można powiedzieć, że mieliśmy dwa “początki”. Pierwszy, ten faktyczny, kiedy wszystkiego się uczyliśmy – żadne z nas nie miało doświadczenia z szyciem, a w Siedlcach, naszym mieście nie było wyszkolonych kaletników. Do wszystkiego dochodziliśmy metodą prób i błędów, aż do momentu, w którym byliśmy zadowoleni z efektów. Drugi “początek” miał miejsce wtedy, kiedy zaczęliśmy działać w świecie on-line. W tym przypadku też wszystkiego uczyliśmy się od początku.

Rodzina, najbliżsi wspierali panie, czy może byli przeciwni, a panie mimo wszystko postanowiły spełnić swoje marzenie?

Ania: Mąż zawsze stał za mną murem. Wspierał i nigdy nie powiedział słowa przeciwko. Zawsze mogłam i mogę na niego liczyć. 

Aneta: Firma od zawsze była firmą rodzinną. Chyba w naszej najbliższej rodzinie nie ma osoby, która przez chociaż chwilę nie byłaby z nią związana. Wspieramy się, co naprawdę daje nam wiele sił.

Zastanawiam się, co było najtrudniejsze w założeniu swojej marki?

Ania: Kiedy założyłam własną działalność pojawił się lęk i strach związany z przyszłością. Czy na pewno się uda? A co w przypadku, gdy nie znajdę klientów? Teraz jestem o wiele bardziej pewna siebie, moja pozycja jest bardziej ugruntowana. Mam zespół wspaniałych osób, na które wiem, że mogę zawsze liczyć.

Aneta: Może nie najtrudniejsze, ale najbardziej zaskakujące było dla mnie to, że w świecie online na równi z produktem liczy się sprawny marketing. Na początku myślałam, że świetny, dobrze wykonany produkt sam się obroni i sam się sprzeda. Myliłam się, zaczynam doceniać pracę marketingową.

Jest coś, co panie pozytywnie zaskoczyło w prowadzeniu własnej działalności?

Ania: Bardzo pozytywnie odebrałam to, że sama dla siebie jestem szefową. Zaczęłam doceniać mój elastyczny dzień pracy. Nie muszę pracować od do, a urlopu nie muszę uzgadniać kilka tygodni wcześniej. 

Aneta: Elastyczny dzień pracy przy dzieciach jest czymś naprawdę bardzo ważnym.

Domyślam się, że były lepsze i gorsze momenty. Być może pojawiały się chwile zwątpienia. Skąd czerpały panie siłę i energię, by stawić im czoła?

Ania: Ogromnym i chyba w sumie największym wsparciem jest dla mnie moja rodzina. To mój największy skarb. 

Aneta: Energię dają mi klientki, ich pozytywny odbiór naszych produktów. Na rynku online działamy dopiero trzy lata, to naprawdę niewiele. Jednak mimo wszystko mamy wiele stałych klientek, które wracają po kolejne modele i kolory. To przemiłe. Z wieloma z nich mam bliższy kontakt, rozmawiamy już nie tylko o torebkach. 

Znają się panie od lat, prowadzą panie działalności w tej samej miejscowości. Można powiedzieć, że to taka prawdziwa siła kobiet?

Ania: Znamy się około 20 lat. Razem studiowałyśmy. Potem nasze drogi się trochę rozeszły. Po pewnym czasie spotkałyśmy się i od tego momentu bardzo się wspieramy. Tworzymy różne projekty, dzielimy się pomysłami. 

Aneta: Między kobietami w biznesie nie ma takiej rywalizacji, a jest więcej wsparcia. Obie jesteśmy mami, mamy dzieci, które potrzebują dużo uwagi. Czasami spotykamy się na kawę, rozmawiamy o problemach, dzielimy doświadczeniami. Kobiety mają niesamowitą moc! 

Czują się panie takimi prawdziwymi bizneswomen?

Ania: Nie. Chyba nigdy nie będę się nią czuła – nie mam takiego charakteru. Kocham to co robię. Praca jest moją pasją. Bizneswomen kojarzy mi się z twardo stąpającą po ziemi kobietą, która idzie zgodnie z danym schematem. Ja taka nie jestem. W moim przypadku wszystko płynie z serca. 

Aneta: Mam podobnie. Absolutnie nie jestem bizneswomen. Gdybym nią była, liczyłabym tylko straty i zyski co spowodowałaby, że już pewnie firma zostałaby zamknięta. To pasja, wiara i niesamowity zespół. 

Na co największą uwagę zwracają konsumenci? Za co cenią pani firmy?

Ania: Kobiety zwracają uwagę na jakość i wykonanie. Od zawsze materiały zamawiam od polskich producentów, u polskich drukarzy szyję wszystkie wzory. Klientki to doceniają. 

Aneta: Jesteśmy elastyczni, gotowi na zmiany. Wyznajemy zasadę, że torebka musi dopasować się do kobiety, a nie kobieta do torebki. Na życzenie klientek wprowadzamy wiele zmian – np. kolor podszewki, długość paska. Na torebce możemy umieścić dowolny napis, takie torebki często zamawiają panowie dla swoich kobiet.  Każda torebka szyta jest z myślą o danej klientce, dlatego jest wyjątkowa.

Co poradziłyby panie innym kobietom, które chciałyby spróbować czegoś swojego, ale nie mają odwagi?

Ania: Warto iść za sercem. Moje początki bywały różne, ale cały czas wiedziałam, jaką ścieżką chcę podążać. Co chcę robić, dążyłam do tego. Wiedziałam, że inaczej nie potrafię żyć. Ważne, by uwierzyć w siebie i swoje możliwości. Wszystko na spokojnie, cierpliwie i z pokorą. 

Aneta: Warto pomyśleć, czy za dziesięć lat będę bardziej żałowała, że spróbowałam, czy że nie spróbowałam. Najtrudniej jest zacząć, ale naprawdę warto. Warto walczyć o marzenia, trzeba wierzyć w siebie i nie można się poddawać.

Więcej na stronach: