Go to content

Gdybyśmy wiedziały dzisiaj to, co wiedzieć będziemy za 30 lat… Pięć podstawowych zmian, których warto dokonać w życiu

Fot. iStock / Tverdohlib

Mam młode ciało i jędrną twarz. Względnie. Mam włosy jeszcze w jednym kolorze i większość zębów. Nie potrzebuję asysty przy wychodzeniu z domu i na pewno nie zgubię się w rodzinnym mieście. Nie zapytam przypadkowych ludzi jak się nazywam i gdzie szłam, czy wiedzą. Dzieci własne mnie szanują. W grach słownych nadal wiem, o czym mówią i rozeznaję się w slangu. Mniej więcej, ale nie błądzę. Jednak starość, która czeka na mnie na końcu z ciepłym obiadem i pościelonym w świeżą poszwę łóżkiem do spania na zawsze, jest jedną z rzeczy, której boję się jak totalnego zapomnienia. Że byłam, że na tym przystanku wsiadałam, tam wysiadałam, tutaj kupowałam gazetę, lubiłam piosenki Maanamu. Jestem teraz tu, jutro tam. Dzisiaj młoda, jutro wspomnę osiągnięcia.

Jest jednak w przemijaniu magia. Wyrównuje wszystkie mankamenty starzenia i uzupełnia braki jak dobrze zbilansowana dieta. Nie można przecież umrzeć nie wiedząc o życiu nic. Nie można odejść w jesień i nie wspomnieć, że co jak co, ale ta kobieta była mądra, cwana, pyskata, rezolutna, głupia jak but, bezczelna. Obgryzała paznokcie, dziwnie wypowiadała słowa, hodowała piękne paprocie, miała zdolność rozszyfrowywania intencji. Że była jakaś. Gdybym miała szansę na miesiąc cudu i w trzydziestoletnie ciało mogła wpakować kilka cech staruszki, wypchać głowę poglądami i reakcjami, nie zapomniałabym o kilku najważniejszych.

Priorytety

Chciałabym zmienić priorytety. Teraz, nie później, kiedy zrozumiem, że szacunek do rodzinnych kolacji był  ważniejszy niż służbowy wyjazd. Nie później, kiedy za późno. Nadałabym rzeczom ważnym ważność i zeszła z tego pieprzonego piedestału trzydziestolatków, pań i panów świata. Zdjęła z głowy diadem władców idealnego czasu na życie, jedynie słusznych żartów, wysublimowanego języka. Już nigdy nie powiedziałabym do matki, że nic nie rozumie tak, że ona czuje się po tym jak zero. Jakby nie miała prawa zdania innego niż moje.

Przestałabym się bać o doczesne wyzwania

Gdybym mogła wybrać chciałabym przestać się martwić. Uwolnić łeb od ustaleń, kalkulacji, wywoływania małych armagedonów. Co z pracą, co ze zdrowiem, czy jutro też będziemy mieli pieniądze. Dam radę wychować dzieci na dobrych ludzi? Czy wybrana droga prowadzi mnie do czegoś dobrego? Starość oczyszcza uświnione półki w głowach i doskonale zna wartość każdej myśli, której nie marnuje na bezsensowne dywagacje. Nie ma na nie czasu. Starość otwiera oczy i na podstawie przebytego życia zestawia wydarzenia tak, że nagle nic nie ma żadnego znaczenia stojąc obok wyższych  uniesień. Obok samotności. Obok przemijania. Obok intensywności przekazywania rodzinie, że jest najważniejsza na świecie. Na końcu wszystkie problemy dostają status „przeczytane”. Jak maile w spamie, do wyrzucenia. Nieważne będą błahe gdybania, gdy postawi się je obok najsilniejszego przeciwnika – śmierci. Gdybym mogła na chwilę wyczyścić mózg z lęku i nareszcie zacząć oddychać…

Wdzięczność

Nauczyłabym się dziękować za małe dary. Nie ma drugiej takiej mocy jak wdzięczność w oku prababć siedzących w pierwszych ławach na chrzcie prawnucząt. Nie ma innej, większej radości niż ta, że doczekały ich ślubu, że poczuły jeszcze zapach dzieci tychże dzieci. To są ułamki sekund, kiedy powinniśmy dziękować, a których nie dostrzegamy bez bardzo grubych szkieł w opuszczonych na nosie okularach zakładanych na starość. Kiedy widzę prababcię moich dzieci, która ledwo utrzymuje je na rękach, to przeszywa mnie niewytłumaczalny rodzicielski obowiązek wsadzenia syna i córki w te dwie pomarszczone dłonie. Z każdym „przyjedźcie jeszcze kiedyś do babci” przeszywa dreszcz tajemnicy ważności zdarzeń, którą ona posiadła, a ja jeszcze nie. Może coś przeczuwa. Może już wie. Gdybym mogła chciałabym być wdzięczna. Bardziej wdzięczna.

Odejścia

Przydałoby się w ciele młodej kobiety posiąść też dar zrozumienia umierania i większą siłę godzenia się z nieuchronnym. Teraz, nadal w tym niepotrzebnym diademie, nadal nadmuchana dumą trzydziestolatki myślę sobie NIESPRAWIEDLIWE. Wrzeszczę NIE ODCHODŹ. Błagam NIE UMIERAJ. A gdyby się zatrzymać i zastanowić, pogodzić patrząc na systematycznie znikające z ulic koleżanki babci, kolegów ze szkoły i partnerki do sobotniego koniaku, to o ile łatwiej byłoby spakować swoje torby i zamknąć za sobą drzwi. Chciałabym osiągnąć ten stan radości wynikającej z wypełnienia misji, a nie rozpaczy po utracie sternika.

Świadomość

Finalnie chciałabym zachłysnąć się świadomością w każdej dziedzinie. Nie tytułem, nie nadprogramowymi umiejętnościami, nie nieokiełznaną wiedzą. Świadomością, która pomogłaby przeskoczyć niektóre etapy życia w bardziej przemyślany sposób. Zrobiłaby z dorosłej dziewczynki dorosłą kobietę.

Z szacunkiem do mijania i pochylona nad grobem dziadków zostawiam was z burzą myśli, mam nadzieję planem działania od teraz, myślę sobie… z szerzej otwartymi oczami. Warto szanować starość i doceniać jej umiejętności. Bądźcie szczęśliwi.