Go to content

Dziewczynka ze słynnego portretu odnaleziona. Dziś pomaga ratować życie ludzi

– Codziennie dostaje mnóstwo wspaniałych wiadomości. Ludzie piszą, że uwielbiali portret ze mną, że stał u nich w domu, wisiał w szkole, gdzie się uczyli, w szpitalu. Ktoś wyszywał go na szydełku, ktoś inny wyklejał nim zeszyty. Wczoraj jakiś pan napisał: też się w pani kochałem.

Sprawczynią całego zamieszania stała się Karolina Korwin Piotrowska, dziennikarka. To ona kilka dni temu na swoim profilu opublikowała wiadomość o śmierci malarki Danuty Muszyńskiej– Zamorskiej, autorki słynnych pocztówek, które większość ludzi urodzona w latach 70 tych i 80 tych miała w domach. Karolina Korwin Piotrowska opublikowała też osiem zdjęć pocztówek, portretów dziewczynek.

„Pamiętam, moja babcia miała je porozstawiane w domu”, „Mama mi wieszała w pokoju”, „Kolekcjonowałam je, z wypiekami na twarzy biegłam do kiosku, by kupić kolejną, zastanawiałam się którą dziewczynką chciałabym być. „U niektórych nawet jako obrazy w domu wisiały, na klatkach schodowych też”.

Do Karoliny napisała też jedna z dziewczynek z pocztówek, dziś, oczywiście, dorosła kobieta, Lorentyna Mikulska, blogerka. „Dostałam tyle wiadomości, że opublikowała Pani wiadomość o śmierci malarki. Na tym portrecie to ja, ale minęło wiele lat”.

– Swoją historię pamiętam, jak przez mgłę, bardziej z opowieści rodziców– wspomina Lorentyna Mikulska dzisiaj. – Mój tata prowadził na Niecałej w Warszawie zakład zajmujący się regeneracją amortyzatorów samochodowych i samolotowych. Uwielbiałam tam przesiadywać, ale to niezbyt podobało się mamie. Zawsze prosiła, żeby tata wyszedł ze mną na spacer do pobliskiego parku Saskiego. Któregoś dnia spacerowaliśmy, a do taty podeszła pani, powiedziała, że jest malarką i bardzo chciałaby zrobić mi parę zdjęć, żeby potem mnie namalować. Tata się zgodził. Rzeczywiście później wysłała nam wielki karton fotografii z dedykacją. Potem rodzice przez jakiś czas utrzymywali z panią Danutą kontakt. Ale w moim domu nigdy nie robiło się sprawy z tego zdarzenia. Chyba nawet o nim zapomniałam. Przypomniałam sobie dopiero, jak jako nastolatka trafiłam do Centrum Zdrowia Dziecka i tam zobaczyłam, że mój portret, naprawdę dużych rozmiarów wisi na korytarzu.

Po wpisie Karoliny Korwin Piotrowskiej odezwało się do Lorentyny mnóstwo ludzi. Pisali, że jej portret wisiał w szpitalach, przychodniach, przedszkolach, szkołach. Do dziennikarki, z kolei napisał też Bolesław Chromry, polski rysownik, który wyznał, że blondynka była jego pierwszą miłością i na jej portrecie uczył się rysować.

 

Historia na film? Brzmi kusząco szczególnie, że Bolesław Chromry umówił się z Lorentyną i będzie malował jej współczesny portret.

Ale jeszcze lepiej zabrzmiał wpis męża Lorentyny:

„Hej, a mi ta śliczna dziewczyna wciąż towarzyszy. Pamiętam z dzieciństwa, że u moich rodziców też wisiała m.in pocztówka nr 4, a ta dziewczynka zawsze bardzo mi się podobała. Po latach spotkałem dziewczynę, którą pokochałem i która dziś jest moją żoną. W międzyczasie okazało się, że to właśnie dziewczyna z pocztówki”.

– Kilka miesięcy temu znalazłam tę pocztówkę u swoich teściów, leżała oparta o książki – śmieje się Lorentyna Mikulska. – Teściowa nie spodziewała się, że na jej półce stoi przez lata zdjęcie przyszłej żony jej syna. Gdy je znalazłam, wzruszyłam się i opublikowałam na swoim Instagramie. Dostałam dużo ciepłych słów, ale to, co się dzieje teraz to szaleństwo. Mój telefon rozgrzany jest do czerwoności.

Lorentyna Mikulska jest z zawodu pielęgniarką operacyjną,  ostatnio pracuje  jako koordynatorka.

– Teraz staram się coś zmienić w pracy na bloku, Korzystam z doświadczenia zdobytego na stażach w Szwecji i Finlandii,  łączę pracę chirurgów, pielęgniarek operacyjnych, specjalistów od implantów,  przygotowuję operację od strony systemów, omawiam ją też z operatorami. Praca na bloku jest ciężka, szczególnie w czasach covidu, ale bardzo ją lubię. Gdybym nie lubiła, to dawno bym ją rzuciła przez te zarobki. Z jednej strony adrenalina, ta niesamowita koncentracja, umiejętność opanowania i szybkiego reagowania jest niesamowitym doświadczeniem, a z drugiej są takie przypadki, że człowiek wraca do domu i nie może ich wyrzucić z głowy. W każdym razie lubię nie tylko gotować, bo wiem, że sporo osób kojarzy mnie jako blogerkę kulinarną.

Chcecie podejrzeć życie Lorentyny? Zajrzyjcie na jej profil na Instagramie i bloga.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Pistachio-lo (@lorentyna_)