Go to content

Alimentacyjny absurd goni absurd, a rząd myśli, że dokonuje przełomu. Śmiech na sali, proszę Państwa

Alimentacyjny absurd goni absurd, a rząd myśli, że dokonuje przełomu. Śmiech na sali, proszę Państwa
Fot. iStock/ SinanAyhan

Polska to raj dla tych, co nie mają zamiaru płacić alimentów. I to wcale nie raj utracony, wręcz przeciwnie, to co się dzieje wokół prawa alimentacyjnego tchnie nadzieją w tych wszystkich, co płacić nie chcą i nie zamierzają.

A miało być tak pięknie. Minister Sprawiedliwości miesiąc temu zaproponował zmiany i ogłosił, że dłużnicy alimentacyjni będę wsadzani do więzienia. Trzy miesiące zalegania z alimentami i prokurator wyciągnie po niesfornego dłużnika rączkę, żeby dać mu upomnienie i szansę na uregulowanie długu. A jak nie ureguluje, to wtedy dostanie dozór elektroniczny, albo do więzienia na rok go wsadzą.

Ach się dusza cieszy, prawda? Pytanie, czyja dusza? Rozłóżmy tę propozycję ministerstwa na czynniki pierwsze. Załóżmy – dziecko nie dostaje alimentów przez trzy miesiące. Pełnomocnik dziecka, czyli drugi z rodziców zgłasza ten fakt i… czeka. Na co? Na pewno nie na pieniądze. Bo, by podjąć jakiekolwiek czynności zgodnie z proponowanymi zmianami, najpierw prokurator musi się zorientować, czy są zaspokojone podstawowe potrzeby dziecka. Dopiero, gdy okaże się, że dziecko chodzi głodne, nie ma gdzie mieszkać i w co się ubrać, prokurator podejmie działania. Brawo za dobre serce. Mam tylko jedną prośbę – bardzo proszę rodzica zajmującego się dzieckiem o maila, telefon, komentarz pod tym tekstem, który dopuściłby się takiego zaniedbania swojego dziecka. Rodzica, który nie nakarmi, nie ubierze? Przecież nie jest żadną tajemnicą, że matki pracują na dwa, trzy etaty próbując dorobić, ile się da, by dziecku zaoszczędzić przykrości, wynagrodzić brak ojca, który ma je w dupie i płacić nie zamierza.

No ale wróćmy do pomysłu ministerstwa. Załóżmy, że dziecko jest głodne, brudne i bezdomne. Dłużnik może więc otrzymać grzywnę – ciekawe kto i jakim cudem ją wyegzekwuje od gościa, którego nie stać na płacenie alimentów? Może matka, albo nowa żona zapłaci, albo były pracodawca? Jak nikt chętny się nie znajdzie, to może z grzywną dadzą sobie spokój i wsadzą go do więzienia? Po jakim czasie? Ile od momentu zgłoszenia, do momentu wsadzenia delikwenta za kratki musi upłynąć? Kolejne trzy miesiące, pół roku? Zakładając, że ponad milion dzieci nie otrzymuje alimentów, to takich spraw będzie setki tysięcy, czy nasz system prawny to udźwignie? To jedno, a drugie: a co, kiedy delikwent trafi do więzienia? Na rok? Kto da dziecku alimenty?

Państwo? Fundusz Alimentacyjny? Te 500 złotych, które przysługuje jedynie tym, którzy nie zarabiają więcej niż 725 złotych na członka swojej i tak okrojonej rodziny? A co, gdy matka zaradna, gdy pracuje, zarabia, ma być karana za to, że sobie w życiu radzi, że dzieci na wakacje zabrać może? No chyba, że zrezygnuje z pracy, przejdzie na pół etatu i porzuci możliwość dorobienia dodatkowych pieniędzy. Tak każe się za zaradność, tak w naszym państwie wspiera się złodziei, którzy okradają państwo.

Alimenty to zakichany obowiązek rodzica. Nie prawo. Obowiązek. To odpowiedzialność za własne dziecko, tylko dłużnikom tej odpowiedzialności brak. Za to nie brak im cwaniactwa, sprytu i ironicznego uśmiechu, którym śmieją się byłym żonom, dzieciom i państwu w nos.

Idźmy dalej. Miesięczny koszt utrzymania dłużnika w więzieniu to 3000 złotych. No więc, nie dość, że my jako podatnicy będziemy płacić alimenty na jego dziecko (jeśli FA je wypłaci). Ale co tam, w końcu niech dłużnik zna nasze dobre serce. To jeszcze będziemy go utrzymywać – karmić, ubierać dostarczać rozrywki – każdego, kto do więzienia trafi. A co, gdy dziecko i tak alimentów nie zobaczy, bo mama z pracy nie zrezygnuje i zarobi więcej niż te 725 złotych na siebie i dzieci?

Och już widzę, jak dłużnicy alimentacyjni drżą przed zmianą prawa. Jak się boją, że do więzienia trafią. Zmiana nie przewiduje wycofania z artykułu 209 kodeksu karnego słowa „uchyla się”. Uchyla się ten, co nie płaci wcale, ale jak on choć te 10 złotych miesięcznie wpłaci? To się nie uchyla przecież, no płaci ile może, w końcu pracy nie ma, a że spółka na matkę, że w poprzednim zakładzie pracy siedzi osiem godzin na kawie i właśnie nowym autem zaczął jeździć zarejestrowanym na nową partnerkę? Co z tego?!? 10 złotych ma, to zapłaci, a niech dziecko ma na lody, może na jakiś zeszyt jeszcze wystarczy i długopis do szkoły.

Nie ma co, świetna zmiana z tych proponowanych przez rząd. Pytanie, w kogo bardziej znowu uderza? Kogo ma przestraszyć? Na razie straszy się kobiety, które alimenty z Funduszu otrzymują. Czym? A to tym, że średnia krajowa ma zostać podwyższona, czy chwali się nasz rząd. Grzmi, że każdy 2000 złotych zarabiać powinien! Która z matek pracujących za głodowe dotychczas stawki, której codzienność utrzymania dzieci ratowały alimenty od państwa, będzie chciała zarobić 2000 złotych? Z taką „wielką” kasą nie ma szans na pomoc z Funduszu Alimentacyjnego wychowując jedno dziecko. A co, jak pracodawca wpadnie na pomysł wynagrodzenia jej przy dwójce dzieci kwotą 2270 złotych? Ups… próg przeskoczony, a czynsz za mieszkanie płacić trzeba, dzieciom buty na zimę kupić, jedzenie, leki, a o dodatkowym angielskim, czy wymarzonej grze na gitarze jej dzieci mogą tylko pomarzyć. Za to ojciec – ciepło, w więzieniu, najedzony, oprany, książki sobie w więziennej bibliotece poczytać może w ciszy i spokoju. I guzik go obchodzi, co jego dzieci zjedzą na obiad.

Krew mnie zalewa, bo absurd goni absurd. Bo stylistyczne poprawki do prawa karnego dotyczącego dłużników alimentacyjnych szumnie nazywane są dobrą zmianą? Ja się pytam, jaką zmianą?

Jeśli szukać pozytywów, to jest jeden, bardzo ważny. Kobiety przestały się wstydzić. Mówią głośno o tym, że je to przerasta, żądają sprawiedliwości. Bo czemu dzieci są winne? Dlaczego one mają tracić, tylko dlatego, że ich ojciec jest uchylającym się od ich utrzymania dupkiem (co by nie powiedzieć mocniej). Kobiety zaczęły walczyć o to, co ich dzieciom zwyczajnie się należy, zaczęły patrzeć na ręce politykom, żądać zmian, wskazywać problem. I brawo za to! Brawo także za to, że dają sobie radę, że nie oddają swoich dzieci do adopcji, że nie uciekają przed problemami. A przecież mogłyby. Skoro on może, to dlaczego one nie?

Może ktoś w końcu zacznie ich słuchać, może usłyszy z czym na co dzień się zmagają, jakie ścieżki wydeptały między komornikiem, sądem i policją? Może potraktuje ich głos poważnie, otworzy szerzej oczy i zobaczy, że w tej sprawie najważniejsze jest dziecko, a nie dorosły i o dobro tego dziecka zacznie się w końcu dbać, a nie złodziei i dłużników.

P.S. Nim fala komentarzy spłynie – piszę o matkach, bo one stanowią 95% rodziców, których dzieci alimentów nie otrzymują. Piszę o dłużnikach, pamiętając, że jest masa ojców, którzy alimenty płacą – ale tekst nie o was Panowie tym razem.