Go to content

10 powodów, dla których warto cieszyć się z dzisiaj!

For. iStock

Smęciłam, nudziłam, marudziłam. Ech, niby nie, mi przynajmniej wydawało się, że nie, ale potem ktoś mi bliski powiedział, że lubię tak wytarzać się w życiowej zgrozie. Taaa, to byłam ja kiedyś. Teraz dziękuję, do widzenia. Bo gdyby tak policzyć te dni, w których użalamy się nad sobą. Znajdujemy minusy swojego życia. Brr. Mogłyby wyjść z tego nawet lata. Lata młodości, najfajniejszego czasu. Po co tak wszystko marnować.

Poniżej – MOJA– subiektywna lista powodów, żeby cieszyć się z dzisiaj. Paulo Coelho by się nie powstydził. Nie lubię go, więc trochę mi smutno, że uderzam w jego tony. No cóż, wolę jednak tak niż leżeć w swojej grozie. Męczyć innych energią frustry. Już wolę sobie napisać te – banalne – powody do radości. Powiesić na lodówce, położyć gdzieś w widocznym miejscu. Ot, na wszelki wypadek, gdybym zapomniała.

1. Dziś rano było lepsze niż wczoraj wieczór. Tak mnie ktoś wczoraj zezłościł, że myślałam, że dziś rano rozniosę świat. A tu proszę….Obudziłam się zadowolona. Rację mają więc ci, którzy mawiają, że poranek jest zawsze bardziej zdystansowany niż wieczór.

2. Jednak żyłam. Hmm, niby oczywiste. Ale kilka dni temu słyszałam, że pewna trzydziestolatka umarła we śnie. Pękł jej tętniak. Przepraszam, naprawdę się cieszę, że nią nie jestem.

3. W moim domu toczyło się rano życie. Koty, zwariowany pies, dziecko biegające i krzyczące: „Gdzie są moje skarpetki, a gdzie bluzka,  a gdzie?” Uff. Z drugiej strony to przecież piękne, że ktoś czegoś ode mnie chce. No i że mam zwierzęta. Nie wiem, jak ludzie mogą nie mieć zwierząt– toż to pozytywna energia w czystej postaci.

Ale załóżmy – gdybym była samotna, nie miała czworonogów, bo bym ich nie znosiła – też bym się cieszyła. Ech, luksus wypicia kawy w spokoju, muzyka, kąpiel. I błogosławiona cisza. Tak, samotność bywa cudowna.

4. Jednak wciąż miałam przyjaciół. Choć jestem upierdliwa, nerwowa i  tak dalej. Przyjaciół ma większość z nas, prawda? Dlatego więc się nie cieszyć, że oni istnieją? Szczególnie, gdy piszą „jak się czujesz?”

5. Wypiłam kawę. Nie ma życia bez dobrej kawy ranka. Banał, jasne, ale niech któryś kawosz obudzi się rano i zobaczy, że w pudełeczku nie ma nawet ziarenka. Grozunia.

6. Spotkałam panią, która sprząta na naszym osiedlu.  Prawie każdego dnia jest dla mnie małą lekcją: spokoju, radości życia, pokory i klasy. Ma tak dobrą energię, że mogłaby ją rozdawać wszystkim frustratom, którzy obiektywnie ( choć w sumie licho wie, co to znaczy obiektywnie) mają lepiej od niej. Na pewno każdy z nas ma, wśród ludzi z którymi kontaktuje się na co dzień, taką osobę Energię.  Niezły to cud, prawda?

7. Porozmawiałam z własną matką. Niby normalna sprawa, ale czy ja wiem? Matki mogłabym nie mieć. Albo mieć beznadziejną, taką, że nie byłoby z nią o czym rozmawiać. U mnie radość z rozmowy z mamą, u was niekoniecznie. Ale przecież ktoś w rodzinie fajny jest na pewno. Albo wróć do przyjaciółek. Chodzi o rozmowę z życzliwą, kochaną osobą.

8. Pobiegałam z psem, mam to szczęście, że mieszkam na osiedlu, które znajduje się w samym środku lasu. Ech…. Złości mnie ta Ewa Chodakowska czasem, ale jednak trzeba jej przyznać jedno– ruch to raj dla frustratów.

Inni nie mają lasu, ale mają parki, siłownie, fitnessy. Mają w końcu Ewę na You Tubie.  Mało w ludziach smutku, gdy mają dużo sportu.

9. Zrozumiałam, że jestem wolna. Żyję jak chcę, bo dążyłam do tego wiele lat. Ale załóżmy: gdybym pracowała w korporacji– to też bym się cieszyła, bo jednak to etat, stałe pieniądze, stali ludzie i rytm tak czasem nam potrzebny. Gdybym nie miała pracy, cieszyłabym się marzeniami, że w końcu ją znajdę. No nikt nie jest wiecznie na dnie. Gdzie nie spojrzeć tam fajnie;-)

10. Jak wszystkie wyżej punkty są do bani, nic nie działa– zawsze mamy siebie. To jest niezły powód do radości. Moja mama powtarza: „Każdy nowy dzień jest początkiem reszty twojego życia”. No, mama to już leci Coelho po bandzie, ale z drugiej strony tak lubię tę jej frazę. Jest taka obiecująca, optymistyczna, nawet jeśli wczoraj zrobiliśmy najgłupsze rzeczy w swoim życiu. Czyż nie?

Uff, trochę zmęczyłam się tą radością. Praca nad sobą bywa męcząca. Wolę jednak tak niż te intelektualne smęty dookoła do których sama mam tendencje. A kysz!


P.S: Z dedykacją m.in dla Pauli, która dziś na naszym redakcyjnym Facebooku napisała, że nostalgia i chce jej się wyć.