Go to content

„Obojętność to nie zbrodnia. Czyż nie?”. A czy jest coś gorszego?

Fot. iStock

Czego boisz się najbardziej? Węży, pająków, duchów… a może klaunów i seryjnych morderców rodem z Gotham City? Nie tego powinieneś się bać… i chyba naprawdę się tego nie boimy. Prawdziwy lęk, to strach przed tym, co znajduje się najbliżej, paraliżujący brak kontroli nad swoim życiem. Bezradność. Obojętność. Nawet, gdy jesteś terapeutą.

„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – napisała Wisława Szymborska. Te słowa słyszeliśmy już tyle razy, że zdążyły nam spowszednieć. Staramy się włożyć je między inne cytaty i frazesy, i nie myśleć zbyt wiele, zbyt długo, nad ich znaczeniem i celnością. Bo przecież, co by było gdyby…? Nie wiemy. Lubimy myśleć, że w obliczu zagrożenia lub traumy, przyjmiemy iście bohaterską postawę, pozostaniemy nieugięci, uniesiemy wszystko, co zgotuje los. Ale tak nie jest. Dopuszczenie do siebie myśli, że nie damy rady, stchórzymy, a przede wszystkim utracimy kontrolę nad własnym życiem i nad sobą, jest zbyt przerażające. To coś, czego boimy się najbardziej.

Ruth Harland, najlepsza terapeutka w Londynie, pracuje w klinice dla osób, które przeżyły traumę. Jest genialna, odnosi sukcesy. Jest tak dobra, że nikt z jej współpracowników nie wie nawet, co niedawno ją spotkało. Praca to praca, życie prywatne nie powinno do niej zaglądać. Nie gdy się jest psychologiem. Ruth straciła swojego siedemnastoletniego syna. Choć jest świadoma ucieczki, jaką stała się dla niej praca, nie potrafi i nie chce odpuścić. Jest potrzebna, może pomagać innym. Nawet gdy nie potrafi pomóc sobie.

Wszystko zmienia się, w dzień urodzin jej syna. To wtedy poznaje pacjenta, który zmieni wszystko, który tak bardzo go przypomina…

Główna bohaterka jest postacią niemal żywą. Jej ból i żałoba, którą przechodzi są prawdziwe tak, bardzo, że współodczuwamy emocje, które nią targają. Jak długo można dzielić się na dwoje? Na zrównoważony profesjonalizm do przysłowiowej piętnastej i rozgorzałą rozpacz „po pracy”? Ruth jednak każdego dnia walczy. Mimo wiedzy, sukcesów i doświadczenia – walczy w przegranej bitwie. Nie da się zasypać dziury w duszy pracą. Nie da się udawać, że jej nie ma.

To niesamowita i fascynująca opowieść o ludzkiej psychice. O tym, jak łatwo stracić kontrolę, pozwolić sobie na przesunięcie granic. Jak łatwo i niezauważanie można poświęcić najważniejsze zasady i wartości, dla jednej, krótkiej chwili udawanego ukojenia.

Dawno nie miałam okazji przeczytać tak dobrej książki. Wciągającej, wielopoziomowej i jednocześnie napisanej z ogromną lekkością.

Autorka doskonale prowadzi nas po krętych ścieżkach skrajnych emocji, wyławia każdy istotny podczas terapii drobiazg, smaczek. Robi to po mistrzowsku, naturalnie, bez opowiadania bajek. Jak jej się to udało? Sama ma 25-letnie doświadczenie w pracy terapeuty klinicznego.

„Terapeutki” nie da się ot tak, odłożyć w trakcie czytania, nie poczuć nic, nie rozważać. Nie ma tu zbędnej wzniosłości. Nie ma pseudo poezji. Jest za to konfrontacja z wieloma wymiarami ludzkiego psyche. Zmusza do zadania sobie pytania: „a czy to mogłabym być ja?”.

Podobno po każdej burzy wychodzi słońce, ale czy na pewno? Tego wam nie zdradzę, musicie sami przeczytać! A „Terapeutkę” połkniecie jednym chapsem. 😉

Książkę możecie zamówić online tutaj: https://www.empik.com/terapeutka-thomas-bev,p1230054870,ksiazka-p

Fot.. Materiały prasowe